Raporcik z marszyku
Wybierałem się na Marsz Niepodległości. Nic z tego – mój kręgosłup nie wyraził zgody, posadził w fotelu przed telewizorem i zmusił do oglądania marszu prezydenckiego, zaopatrując w kij od szczotki bym mógł wstawać podczas co bardziej podniosłych momentów.
Wczoraj myślałem, że głupio tak opowiadać o tym, co wszyscy w telewizji widzieli, a potem się okazało, że ja nawet patrzeć porządnie nie umiem. Na szczęście areopag autorytetów czuwa i dziś już wiem, co wtedy widziałem!
Dokonała się rzecz niebywała – oznajmił główny wodzirej i trochę mnie speszył bo znów wróciły wątpliwości. Już się dokonała? Co się dokonało? Może ktoś wie, bo ja jakoś nie kumam …
No to po co mi jakiś profesor wciskał wczoraj, że to dopiero początek, że owszem ludzi nie za wielu, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Już mnie prawie przekonał, już mi się zaczynało układać, że przecież nie od razu Kraków zbudowano, a tu masz!
Się dokonała rzecz niebywała ...
Chyba, że wodzirej miał na myśli, że niebywałym sukcesem było, to że marsz dotarł do miejsca przeznaczenia. To rozumiem. Mnie też się podobało w jakiej formie te kilkaset osób dotarło pod Belweder. Liczy się jakość, nie ilość – rezonowała profesor Kolarska-Bobińska i miała rację: panowie w krawatach, wielu w mundurach, połowa starannie wygolona ze słuchawkami w uszach, niektórzy na koniach nawet, słowo daję, pełna kultura. Pań sporo mniej, ale przecież taki szmat drogi w szpilkach – jak ktoś się czepia, niech sam spróbuje!
Czekałem potem, że pani socjolog jakoś mi wytłumaczy dlaczego na tym drugim marszu, no wiecie, było kilkaset procent więcej uczestników. Nadaremnie! Pani profesor mówiła za to, że marsz Together ( widziałem na transparencie!) był marszem radosnym. Nie tylko ona, wszyscy mówili, od TVN-u aż hen po Polsat. Gromkie gaudeamus we wszystkich stacjach...
Już chciałem się przyłączyć, ale coś mnie tknęło i tak tkwię w tym stanie, sam nie wiem, zadumy? No bo jak mam, nieborak, zrozumieć, że wszechogarniająca radość objęła taką garstkę, a tamtych kilkadziesiąt tysięcy smutasów nie objęła? Aż strach wyciągać wnioski. Potem będzie na mnie, że rozpowszechniam złośliwe plotki, iż w Polsce rozczarowanych jest kilkadziesiąt razy więcej niż zadowolonych.
Skądże znowu! Przecież mały marszyk - jak urośnie - będzie radosnym, dużym marszem.
Malkontentom mówimy: nie!
Dość gadania!
Do roboty!
Ktoś przecież musi robić kotyliony ...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1728 odsłon
Komentarze
@Mohair Charamassa
13 Listopada, 2012 - 09:01
Prezydencka kadrowa prawie jak 1. Kadrowa. Prawie czyni różnicę ;-).
Różnica widoczna jest np. w kierunku marszu. O ile 1. Kadrowa maszerowała na północ, o tyle prezydencka kadrowa maszerowała na południe ;-))).
Ale - co trzeba przyznać - prezydencka kadrowa sięgnęła liczebności batalionu :-))).
Pozdrawiam
@tł
13 Listopada, 2012 - 09:16
Oj tam, batalionu... za to radości ile, na dywizję starczy, albo i na armię. Ba, na front nawet - Front Jedności Narodu!:-)))
charamassa
@Mohair Charamassa
13 Listopada, 2012 - 09:39
Dywizję, powiadacie Mohairze... Macie na myśli "Division of Joy" ;-)))?
@tł
13 Listopada, 2012 - 09:51
No, co najmniej. Ciekawi mnie też, czy z balkonów machał czynnik wewnętrzny, czy zewnętrzny
charamassa
@Mohair Charamassa
13 Listopada, 2012 - 09:56
Czynnik? Chyba raczej odczynnik. Reakcja patriotyczna wymaga odczynnika... :-)))
@tł
13 Listopada, 2012 - 09:51
No, co najmniej. Ciekawi mnie też, czy z balkonów machał czynnik wewnętrzny, czy zewnętrzny
charamassa