W drodze do Babilonu

Obrazek użytkownika Mohair Charamassa
Humor i satyra

My, frustraci, mamy to do siebie, że świat oglądamy przez pryzmat własnych niepowodzeń. Notoryczne niezguły, dwie lewe ręce do pracy, puste głowy, zdewociałe, zaściankowe matoły. O skłonnościach do oszołomstwa nie wspomnę, bo to każdy widzi.

Taki, mniej więcej, przekaz dociera do nas od tych lepszych, pozytywnie myślących rodaków, którym zawdzięczamy dzisiejszy dobrobyt i świetlaną przyszłość.

Czas puknąć się w głowę, zakasać rękawy i przestać marudzić, głupcze! – zapisałem sobie pogrubioną czcionką na pulpicie i ustawiłem jako stronę startową.

Może skuteczność terapii nie tak rewelacyjna jak tych plastrów, no wiecie, co to wszelkie świństwa przez noc wyciągną z organizmu i zmienią człowieka w okaz zdrowia, ale, nie powiem, trochę raźniej robi się na duszy jak sobie takie coś człowiek z rana przeczyta.

Na przykład, rano w piątek, w kolejce po numerki do lekarza humor mnie nie opuszczał. Wprawdzie krzeseł zabrakło, ale zmieniałem się z miłą staruszką w siedzeniu na parapecie i dało się wytrzymać, mimo że kaloryfer pod oknem nie grzał. Było nawet wesoło. Jeden pan, emeryt, chyba jakiś księgowy, obliczył nam szybko ile i jakie auta moglibyśmy kupić za składki zdrowotne płacone przez lata. Mnie wyszło, że za te trzy razy w życiu, gdy byłem u lekarza, zapłaciłem jak za peugota nówkę. Zakatarzony grubas patrzył na mnie z zazdrością, bo jego, z chroniczną infekcją zatok, stać było góra na pięcioletniego opla.

A potem zaczęliśmy sobie opowiadać kawały o babie co poszła do lekarza. Tu też odniosłem sukces, bo mój dowcip o babach, które w sztafecie 3 x 3 lata, do lekarza dobiegły w 2021r, wszystkim się spodobał. No, może trochę mniej pani w moherowym berecie, która wmawiała wszystkim, że podejrzewa u siebie ostre zapalenie wyrostka ... 

Numerka nie dostałem, bo pan doktor nie przybył, ale pani w recepcji grzecznie wyjaśniła, że nie ma się co ciskać, bo każdemu przecież może się zdarzyć, że mu się pociąg spóźni o jakieś pół doby.

W drodze do domu miałem sporo czasu, by wszystko przemyśleć. Jak się tak człowiek na chłodno zastanowi, to Bogu dziękować, że nas, frustratów, jest ciągle tak mało. No, bo jak ci dzielni, młodzi, wykształceni z wielkich miast z PO na czele mają ciągnąć ten wóz, gdy my im ciągle kije w szprychy? No, jak? Jak długo można?

Chorzy? Nie chorować! Edukacja się wali? Zamknąć szkoły! Emeryci? Do roboty! Opozycja? Zlikwidować!

W windzie mnie olśniło: że, ja – matoł jakiś – tego wcześniej nie widziałem! Przecież nasze władze od lat nie ustają w staraniach by ten program wdrożyć, a my im ... kłody pod nogi ... w marszu do raju na ziemi!

Gdzieś czytałem, że mieszkaniec starożytnego Babilonu rodził się i umierał w przeświadczeniu, że jego przeznaczeniem jest kopanie rowów.

I co? Źle im było? Słyszał kto może o sfrustrowanych Babilończykach?

Brak głosów