W cieniu wielkiej trawy, gdzie mowa znaczy tyle co szept wiatru
Nie wiem po co poszłaś wtedy nad tamto urwisko. Nie zostawiłaś
dla mnie nic, żadnego listu, żadnych innych słów. Owszem jakiś
ślad – na parapecie przestawiona doniczka, ledwo tyle,
że mógłbym śmiało rzec mniej niż nic, albo aż tyle, co przerwany
lot trzmiela nad stawem wczesnym ranem zatrzymany zegar. Nie,
nie czynię ci wyrzutów, żadnych skarg i wniosków. Tylko, tak
normalnie, chciałbym wiedzieć, gdzie istnieją granice umownego
porządku? Przyznam, że nadal czekam, być może nadejdzie kartka
od ciebie – pozdrowienia (choćby) z Hongkongu. To nie istotne
w jakim stylu odeszłaś. Nie zapytam nawet – dlaczego, skoro tak
chciałaś i taka była twoja wola, to cóż – nic nie poradzę. Ale wiedz
moja droga, moja ukochana, że nie wierzę, że skoczyłaś w morze.
Wiem, że życie niczym czar może nagle prysnąć. Wiem, bo morski
wiatr mi przysiągł, że nie ma cię w otchłani – a rzeczy na urwisku
zostawiłaś dla zmylenia śladów. Ot tak, zmyślna gra. Zatem czekam
wychwytując w powietrzu znaki o twoim istnieniu. Być może burza
przyniesie wiadomość znad pustyni, że w karawanie słoń cię niesie
pod baldachimem kryjącym przed żarem z tamtego nieba. Chciałbym
obudzić się pewnego dnia o poranku z kacem od wypitej w nadmiarze
gorzałki i móc stwierdzić, że cały ten zgiełk, to zmyślenie, i nic ponadto.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 929 odsłon