Czy Sarkozy korumpował, czy sam jest ofiarą korupcji?

Obrazek użytkownika Mieszczuch7
Kraj

Mówi się dziś, że Sarkozy "kontratakuje" albo "atakuje", bo po raz pierwszy od długiego czasu przemówił publicznie, ale może on po prostu się broni? Czyż człowiek nie ma prawa do kilku zdań obrony? Skąd znowu ta krytyka?  Zwłaszcza po nagłym, bezprecedensowym areszcie, przesłuchaniu dopiero po 18 godzinach zatrzymania, w środku nocy? Po zatrzymaniu również w tym czasie jego adwokata? Czy to normalna praktyka, by zatrzymywać adwokata? To są dość bulwersujące okoliczności.

W naszych krajowych komentarzach panuje barania jednomyślność w sprawie Sarkozy'ego, przesądza się od razu o jego winie i porównuje do naszych polityków, skompromitowanych w aferze taśmowej. Tymczasem sprawa nie jest wcale taka oczywista.

Sędzia może uznać taki areszt za konieczny, jak w dziesiątkach tysięcy innych przypadków, zwykle kryminalnych, albo też nie. Tymczasem Sarkozy nigdzie się nie ukrywał, nie uciekał przed przesłuchaniem, nie utrudniał w żaden sposób postępowania. Ten areszt, chociaż dopuszczalny zgodnie z  francuskimi procedurami karnymi, jest w sposób oczywisty środkiem zastosowanym ponad miarę. 

Jaki jest obecnie status byłego prezydetna? Prawnie Sarkozy nie jest traktowany jako oskarżony, ma prawo do swobodnego poruszania się, nie ma żadnych szczególnych ograniczeń, poza tym, że pownien być do dyspozycji sędziów i stawiać się na ewentualne wezwania. 

Areszt, środek przymusu, został z taką ostrością zastosowany po raz pierwszy w historii wobec byłego prezydenta Francji. Wcześniej była co prawda sprawa Chiraca: wielokrotnie wzywany nie chciał się dać przesłuchać, była dyskusja o stawianiu się ponad prawem, dowody w sprawie fikcyjnych umów w ratuszu były solidne, jednak nie  posunięto się do osadzenia go za kratkami...

Podobno w tej sprawie rzekomego nakłaniania przez Sarkozy'ego do złamania tajemnicy zawodowej i udzielenia informacji, dotyczącej zastosowanych wobec niego podsłuchów (jakoby w zamian za oczekiwane "załatwienie" stanowiska w Księstwie Monaco),  jest dośc słaby materiał dowodowy i stąd te klasyczne areszty wydobywcze wobec byłego prezydenta, jego adwokata i współpracowników. 

Jedna z dwóch sędzi prowadzących tę sprawę podsłuchów związana jest z lewicowym związkiem zawodowym magistatów. W czasie całej kadencji Sarkozy'ego i kampanii prezydenckiej związek ten  ostro atakował  Sarkozy'ego, stąd też zasadne są obiekcje co do bezstronności owej sędzi. 

Poza tym użyte są tu podsłuchy, które zostały zlecone w innej, umorzonej w zeszłym roku sprawie Bettencourt, co jest sprzeczne z prawem i jeśli sąd apelacyjny je odrzuci jako nielegalne, to będą one musiały zostać wycofane, a  wszczęta wobec Sarkozy'ego procedura upadnie. Chyba że podczas przeprowadzonych w marcu, mocno nagłośnionych  w mediach przeszukań, sędziowie pozyskali jakieś poważne i spójne przesłanki dowodowe?

Przypomnijmy, że wysyp zarzutów wobec byłego prezydenta nastąpił w czasie, gdy wiadomym się stało, że będzie się on ubiegał o reelekcję. To w czasie kampanii prezydenckiej pojawiło się mnóstwo artykułów, liczonych na setki, a także kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt publikacji książkowych, w których jedni autorzy dowodzili win Sarkozy'ego, a drudzy przeciwnie, że oskarżenia są bezpodstawne, kreowane przez przeciwników z lewej strony sceny politycznej. Zarzuty wobec niego w głównej sprawie, tzw. aferze Bettencourt, dotyczące rzekomego wyłudzenia kwoty 6 milionów euro od 90-letniej właścicielki Oreala, na kampanię wyborczą w 2007 r., upadły.  Przestępstwa nie było. Nie da się za to postawić Sarkozy'ego przed sądem, ciągle więc wyszukuje się jakichś nowych haków. Czy chodzi o zablokowanie Sarkozy'emu wszelkimi możliwymi sposobami startowania w wyborach w 2017 r.? 

Nawet gdy urzędnik dopuszcza się jawnie korupcyjnego przekrętu, to zwykle orzeka się wobec niego kilka lat w zawieszeniu. Tu mamy jakąś absurdalną surowość w traktowaniu byłego prezydenta, zamykaniu go za kratami. Tymczasem to rządy socjalistów, zwłaszcza Mitteranda, idola Hollande'a, na którym się w każdym calu wzoruje, najbardziej słynął z  korupcji...

Sarkozy ma już siedem różnych spraw, jest ciągany po sądach jak u nas Ziobro. I podobnie jak on żąda jawności toczonych wobec niego postępowań, zapoznania z nimi opinii publicznej. Ta pozostaje z przeciwstawnymi racjami, raz zasiana wątpliwość nie jest rozwiana. Wszakże to, co widzi każdy to to, że od momentu przejęcia prezydentury Hollande tylko traci i traci popularność, słupki spadają do poziomu beznadziei, dna. Tymczasem coraz głośniej, od jakiegoś pół roku już dobitnie, opinia publiczna domaga się powrotu Sarkozy'ego do życia publicznego, z którego - warto podkreślić - on sam się wycofał po przegranych wyborach, usunął całkiem z polityki i zamilknął... Wczoraj zabrał publicznie głos dopiero po raz pierwszy! I od razu jest krzyk, że on "atakuje"?

Równolegle z odnową popularności w ciągu ostatnich miesięcy zwiększa się atak śledczych na  niego. Niektórzy komentatorzy wiążą ostatnie wydarzenia z niedawną uroczystością, podczas której pojawienie się Hollande'a zostało zimno przyjęte, a Sarkozy'ego - gorącymi owacjami. Może to przesada, a może nie? Czy ten bezprecedensowy areszt byłego prezydenta to nie jest odwet, uderzenie socjalistów, upokarzanie Sarkozy'ego? Czy nie chodzi właśnie o to, by go media pokazywały jako "podejrzanego" aresztanta, by go już medialnie skazać?  W dzisiejszej lewicowej prasie samo zatrzymanie Sarkozy'ego jest już przedstawiane jako dowód na nadużycia, podkreślają, że to kolejna afera Sarkozy'ego,  że już za wiele...  Piszą o tym, że były prezydent "podeptał niezależność wymiaru sprawiedliwości"... Rzucają się w oczy tłuste tytuły, że Sarkozy robi z siebie ofiarę, ale może rzeczywiście jest on ofiarą?

[Na podstawie m.in. AFP, Radio France Inter, "Le Figaro", "Le Monde" i "L'Humanite"]

Brak głosów