Trójka - czyli wszystko to już było
Wielokrotnie pisałem na temat pseudointeligenckiego zadęcia Trójki czy na temat bombastycznego przegięcia w analizach stylów muzycznych, o pretensjonalności niektórych prezenterów wydziwiających nad rozmaitymi podziałami w muzyce rozrywkowej poczynając od podziały na mainstream, komercję,alternatywę, muzykę ambitną czy zaangazowaną aż do bardzo szczegółowych podziałów w stylu dzielenia włosa na czworo.
Okazuje się jednak ,że Trójka nie osiągnęłą jeszcze pełni rozwoju. Wszystko jest jeszcze przed nią. Oto dowód, cytat z książki Josepha Heath'a i Andrew Potter'a "Bunt na sprzedaż". Jak to znalazłem, sam nie mogłem uwierzyć w taką zbieżność:
"Najgorsze u Niedzvieckiego jest to, że nie umie przyznać, iż wszystko już było.
Najbardziej alternatywny album ukazał się w roku 1975. Był to Metal Machine Music Lou Reeda. Na dwóch płytach, z których się składał, znajdziemy coś, czego kompletnie
nie da się słuchać - podkład gitarowy i biały szum (do tego na stronie B drugiej płyty jest zamknięty rowek, tak że ostatni fragment rozbrzmiewa w nieskończoność, dopóki nie podniesie się igły z płyty). Większość nabywców zażądała zwrotu pieniędzy, na wielu listach dzieło do tej pory figuruje jako najgorszy album wszechczasów. Jest jednak elitarna grupa krytyków i fanów, którzy ją uwielbiają, uznając za "hipnotyzujące", określając jako "nieustający skrzek zawodzących fal energii, które skrzypią na tle ledwo słyszalnych tremolo i wijących się się strumyków roztopionych strun gitary" a także przyznając, bardziej chyba uczciwie, że "trzeba to polubić".
Jeśli naprawdę chcecie alternatywnej muzyki, oto ona.Wszystko inne to łatwizna."
Prawda że to poezja ukryta w poezji ?
Zastanawiam się, czy nie sporządzić sobie do potrzeb własnych a może i salonu24 zbioru cytatów na każdą okazję, bo co chwila natykam się na tego typu analogie jakby żywcem wyjęte z naszej rzeczywistości.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 703 odsłony
Komentarze
Coś w tym jest...
8 Lutego, 2011 - 01:05
Jakiś czas temu jechałem samochodem i słuchałem audycji Kaczkowskiego. Poświęcona była jakiejś amerykańskiej grupie, od paru lat hit za oceanem, prawem Mekki (na pysk chamy) wielbionej również jak świat długi i szeroki.
O gustach nie ma co rozprawiać zatem nazwy nie podam bo nie o samą nazwę chodzi.
Muzyka była przerywana wywiadem jaki przez telefon udzielił Kaczkowskiemu lider grupy. Wywiad typowy, tyle w nim ciekawego ile można się dowiedzieć od jakiegoś dwudziestoparolatka, który może jest i niezłym artystą ale czuć już na odległość zepsucie wycelowanymi zewsząd mikrofonami i kamerami, które łowią każde wypróżnienie megagwiazdy.
Już miałem przerzucić stację gdy nagle Kaczkowski zupełnie dziwnym tonem, z dziwaczną egzaltacją rzekł:
"a wtedy wokalista powiedział..." - tu nastąpiła biblijnie długa pauza, jakby zwiastująca niechybne objawienie. Pauza, która przykuła moją uwagę.
Po dłużącej się ciszy wokalista nonszalancko wybełkotał:
"... czas nie istnieje..."
O kurrrrrrr...
Żeby było jasne - nie mam nic przeciw temu, że jakiś zblazowany chłopak sadzi takie niedorzeczne banały, zwłaszcza, że tekst jest przedni jeśli chodzi o wyrwanie intelektualizujacej laski. Niesmak wzbudziło to, że ów nonsens podniecił i cisnął w stan mistycznej zadumy sześćdziesięcioparoletniego faceta...
Zwłaszcza, że ten ton pamiętam sprzed lat kiedy w którąś tam rocznicę Stanu Wojennego, Kaczka mówił na antenie puszczając It`ll End In Tears This Mortal Coil.
Inne czasy, inny stan ducha, inny rodzaj muzyki, inny wiek Kaczki...
W tym co piszesz dostrzegam to samo - pretensjonalność w zupełnie niestrawnym stylu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart