Czarownik z Hamelin i nasze dzieci
Polskie społeczeństwo jest generalnie dotknięte plagą buractwa, którego zakres jak i zasięg jest zatrważający, bo poskomunistyczne i (post)kolonialne łże-elity, oparte na żulii, ze starego jak i nowego naboru, nie są w stanie wygenerować pozytywnych wzorców.
Więc regularnie załamuję ręce nad losem polskich facetów i przestało już mnie dziwić to, o czym mówi nasz kulomiot Tomasz Majewski dla "Sieci":
"Wczoraj byłem na spacerze z dzieckiem, na placu zabaw. I widziałem czterech dziesięciolatków, którzy zamiast coś robić, grali na telefonach komórkowych. Zgroza.
/.../
Niech pan spojrzy na mój AWF Warszawa i zobaczy, jacy młodzi ludzie tu teraz przychodzą, aby studiować. Tragedia. Chodzi mi o poziom. Trenuję tu 12. rok i mam porównanie. Ci, którzy pchają się na uczelnie sportowe, to kaleki. I dostają się, co kiedyś było nie do pomyślenia. Teraz przyjmuje się tych, którzy w ogóle nie potrafią się poruszać.
/.../
Moim zdaniem każde dziecko musi coś trenować. Nie ważne co, ale musi. I nie chodzi o to, że w przyszłości stanie się sportowcem czy dzięki sportowi zarobi wielkie pieniądze, jak chcieliby aspirujący rodzice posyłający swoje dzieci na lekcje tenisa. Sport to abecadło wychowania. Uczy, jak funkcjonować w zorganizowanej strukturze pozaszkolnej, samodzielności, wykształca zdrowe zachowania, które przydają się w dalszym życiu.
/.../
Chyba muszą minąć jeszcze ze dwa pokolenia, by rodzice uświadomili sobie, że kiedy zwalniają dziecko z WF-u, robią mu największą krzywdę."
Widać że nasz złoty medalsta nie stracił poczucie zdrowego rozsądku. Gdyby komuś jednak zdrowy rozsądek nie wystarczał, proponuję lekturę książki kanadyjskiego naukowca, prawnika prof. Joela Bakana "Dzieciństwo w oblężeniu" poświeconej konsumpcjonizmowi i marketingowi, którego targetem są dzieci. Ale zaznaczam,że trzeba mieć mocne nerwy.
Popatrzmy jednak na ten problem z perspektywy lokalnej. Mamy więc problem, a po części problem ten wynika z czynnika, o którym Majewski nie mówi, z błędnej polityki przestrzennej w mieście i z braku urozmaiconych terenów do zabaw w pobliżu domu czy osiedla. I nie mam na myśli specjalnych placów do gier czy zabaw, bo dzieciaki nie tego najbardziej potrzebują. Na gdańskim Południu deweloperzy tak gęsto zabudowali teren, przeznaczając go pod parkingi i elegancie trawniki a miasto marnuje kolejne grunty pod źle pomyślane, nietrafione i marnotrawne inwestycje drogowe i tramwajowe ( projekt Nowa Łódzka zamiast Nowa Warszawska/Jabłoniowa) i jeszcze jeden kolejny hipermarket.
W pobliżu domu są mini-place dla trzylatków, a gdzie mają się wyszaleć starsze dzieci i nastolatki ? Przecież nawet słynny las na Ujeścisku zamieniono na park z działkami budowlanymi. Szczyt buractwa platformerskiego.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 499 odsłon