Te dawne mety, wpadki w akademiku i konserwatyzm Niesioła
Studiowałem w latach 1990-1995. Gdy mam dziś chwilę refleksji na temat tego, jaki byłem kiedyś głupi biorąc plewy za ziarno, jak wystarczyła wpadka na studiach by honorowy chłopak się żenił oraz jak trzeba było biegać w nocy po wódkę na metę, to myślę sobie tak:
.
Jakie to życie jest przewrotne.
.
To była zima 1992 r.. Rozprężenie w akademiku po sesji. Właśnie Artur, kolega z pokoju, przyznał się, że musi się żenić i zaprosił na wesele. Kaśka była w ciąży. Sytuacja trochę śmieszna, bo ten rozrywany amant i niesłychanie przystojny pożeracz kobiecych serc wpadł z kobietą, z która zaczął chodzić na złość innej, ładniejszej, niejakiej Anity. Kaśka jednak była zakochana po uszy i owinęła sobie tego cwaniaka wokół palca.
.
W głowie nam się to nie mieściło: Artur dał się złapać na dziecko? Jeśli nawet On, to do diabła, trzeba teraz uważać. Wygląda na to, że kobiety były zbyt przebiegłe i zbyt bezwzględne w realizacji swoich planów, by zwykły, dosyć porządny gość mógł się przed tym obronić.
.
Tak jak większość chłopców na studiach myślało o zaliczaniu dziewczyn, zabawie i wielkich pieniądzach, jakie potem będzie zarabiać, większość dziewczyn polowało na właściwego kandydata do ołtarza. Zwłaszcza w Łodzi, gdzie studiowało tyle panienek z małych miasteczek i wiosek i żadna, za żadne skarby nie chciała tam wracać. Po co? Lepiej łapać okazję i młodego, mądrego z szansą na mieszkanie w wielkim mieście, niż wracać do swoich nieudaczników, pijaków i kaleczących polszczyznę chłopców z sąsiedztwa. Miernikiem zaradności kobiety była nie tylko jej wiedza, ale umiejętność wydania się za właściwą i obiecującą osobę. Odciążenie rodziny i przysposobienie jej powodów do chwały „Moja córka jest biologiem w mieście Łodzi a jej mąż znanym Radcą Prawnym”.
.
To ludyczne i zaściankowe podejście do życia (bezsprzecznie posiadające dużą dozę racjonalności) jak się wtedy pierwszy raz przekonaliśmy dominowało u naszych koleżanek: z Opoczna, Kalisza, Zduńskiej Woli, Kondrajca Szlacheckiego czy innych Błogich Rządowych. Artur był niewątpliwie bardzo dobrą partią. Wysportowany, abstynent, dowcipny i systematyczny – zapowiadał się na dobrego prawnika. Przy tym chłopak z całkiem zamożnej rodziny, wychowany w tradycji katolickiej. Może bawidamek i ciupciacz (zwłaszcza, gdy laski na jego widok ściągały majtki przez głowę) ale uczciwy i posiadający swoje zasady.
Wiecie – powiedział wtedy – dziś dotarło do mnie, że z Kasią zaczęło się wprawdzie w gówniarski sposób ale... ja chyba ją naprawdę kocham. My się jednak wcale nie ucieszyliśmy.
.
Fakt pozostawał faktem, że traciliśmy kumpla.
.
Gdy Artur poszedł skoczyliśmy we dwóch po flaszki na metę „przy pompie”.
.
Na osiedlu akademickim Lumumbowo były wtedy 3 główne mety (tych nieformalnych, po pokojach, nie ma co liczyć).
„U Bożenki” - to najstarsza i najpewniejsza meta na tyłach „Synapsy” w mieszkaniu byłej portierki. Bożenka, stara żulica, brała trochę drożej, ale dawała gwarancję, że wódka była nie żeniona. Niestety do Bożenki latali wszyscy z osiedla, więc szybko jej się towar kończył lub padała „zmęczona”.
Tańsza była właśnie meta „przy pompie”, która znajdowała się między parkingiem akademickim przed III DeeSem „Pretor”, a zapuszczoną kamienicą zamieszkałą przez pijaczków. Zawsze, któryś z tych pijaczków dyżurował przy pompie znajdującej się na trawniku koło kiosku z warzywami. Podchodziło się do takiego stójkowego, płaciło kasę a ten wyciągał potrzebną ilość butelek ukrytą w oczkach betonowego słupa, zwalonego przed laty na trawnik koło pompy. Było u nich nawet taniej jak „U Bożenki”. Ale był jeden haczyk: niepisana umowa zobowiązywała, by z zakupionej flaszki odpalić żulowi jednego grzdyla.
Niektórzy mieli opory, więc chociaż do pompy było blisko i pewnie (schlana Bożenka czasem po prostu nie otwierała) to, gdy przyszło ciśnienie doleli się udać do „Policjanta”.
„Policjant” był właścicielem garażu w domu jednorodzinnym nieopodal akademika „Olimp”, po przeciwnej stronie trawnika niż „paszarnia”, do której się chodziło na obiady. Swoją ksywkę zawdzięczał swojej przeszłości.
Był kiedyś podobno „milicjantem”, który nie został pozytywnie zweryfikowany po przemianowaniu MO na Policję Państwową. Miał jednak znajomości w środowisku, które pozwalały mu bezpiecznie i ze spokojem handlować na lewo piwem, tanim winem i lewą gorzałą. „Policjant” był teoretycznie, jak dwie pozostałe mety, czynny wieczorami i przez całą noc – odsypiając w dzień, gdy piwo i wódkę można było bez problemu zakupić w okolicznym „Samie” zwanym blaszakiem. Trudno jednak było się czasem do niego dostać, bo chlał i spuszczał psy. „Policjant”, choć tani, nie dawał też żadnej gwarancji jakości i był kołem ostatniego ratunku dla ludzi, których nie odstraszała przepalanka z „Royala” lub innego przemyconego spirytu przemysłowego. Z drugiej strony, jak się trafiło na jego dobry dzień to można było utargować niezły rabacik lub nawet kilka piw za darmo.
.
Gdy więc Artur - abstynent powiedział o swojej wpadce i po godzinie smutnej atmosfery wyszedł do narzeczonej udaliśmy się pod pompę. Dorzucili się sąsiedzi, więc z miejsca kupiliśmy kilka sztuk.
.
Po kilku szklaneczkach – żaden szanujący się student nie pił nigdy z kieliszka – Barry chwycił za gitarę i zaimprowizowaliśmy piosenkę pod melodię „Janka Wiśniewskiego”. Nastrój nie był ciekawy, bo od dzisiaj każdy podryw, kazał nam zwracać uwagę nie tylko na biuścik, buzie i kuperek ale także na to, jaką ta Madzia, Basia, Małgosia czy Beatka będzie ewentualnie żoną. Coś okropnego. Ale chajtać się w tak młodym wieku, bo dziecko w drodze? Czasy ówcześnie były inne, jak wspomniałem panowała opinia, że honorową sprawą mężczyzny jest wypić piwo, które nawarzył. Czasem jednak do tego nie dochodziło, bo strachu przed rodziną kobieta decydowała się na aborcję. W swoich indoktrynowanych umysłach ówcześni młodzi mężczyźni godzili się bez należytej refleksji z tą możliwością.
Była to spuścizna pewnych zwyczajów i poglądów z czasów PRL. Przy tym, już wtedy, w 92 roku, trwała ogólna dyskusja na temat wprowadzenia zakazu przerywania ciąży. Powiem więcej. W tej sprawie wszyscy luzujący się studenci i studentki, którzy urwali się z łańcucha rodziców, mieli wyrobione zdania. Nienawidzili szczerze ortodoksyjnych działaczy ZCHN głoszących delegalizację aborcji i środków antykoncepcyjnych. Kilku z nich było dla braci akademickiej wyjątkowymi „oszołomami”, złem wcielonym i obiektami powszechnych drwin oraz straszydłami politycznymi o smoczych jęzorach.
.
Niespodziewany ożenek kolegi wyzwolił właśnie tego typu nastroje i skłonił do zaimprowizowania swoistego protestsongu lub epitafium.
.
Po podaniu nakreślonego na szybko tekstu, uczestnicy biesiady zaczęli, więc głośno ryczeć sprośną piosenkę, która potem zyskała na osiedlu studenckim uznanie i popularność:
.
„Chłopcy z „Pretora”, chłopcy z „Balbiny”
Dzisiaj dziewczyny, zastawiają miny.
Dzielnieśmy stali, w gumach jebali…
Artur Grodecki wpadł!”
.
Teraz, gdy patrzę w tamte czasy, co minęły, gdy widzę luzacki i postępowy ryj klnącego Niesioła przypomina mi się kolejna zwrotka, tej obrazoburczej pieśni:
.
„Stef Niesiołowski, to kawał chuja,
Niechaj się w piekle, na jajach buja.
Poczekaj draniu, my Cię dostaniem
Artur Grodecki wpadł”.
.
Śmieszne i pouczające w dzisiejszych okolicznościach. Śmieszne jak się zmieniły warunki i jak zmieniła się świadomość. Pouczające jak zmienił się mój światopogląd. Manipulacja lewacka miała niejedną twarz. I ja w końcu po paru latach tą twarz odkryłem. Do wszczepiania w młode umysły socjałoliberalnych kanonów jako punktów odniesienia do oceny rzeczywistości, potrzebne było ich upowszechnianie - co znakomicie załatwiały telewizja oraz Gazeta Wyborcza. Trzeba było też zohydzić wartości chrześcijańskie i patriotyczne - to załatwiały media oraz wpływowi agenci. Zadaniowani specjaliści lub marionetki, którzy mieli parcie na szkło, zdominowali dyskusję i publicznie podawali katolicyzm w toporny, nachalny i odstręczający sposób. Wtedy, będąc młodym człowiekiem tego nie rozumiałem. Dziś, gdy wciąż mam tu, przed sobą w TV całą bandę tych samych kabotynów i manipulantów, z Niesiołem w pierwszym rzędzie mam refleksję, jak straszne to jednak jest. Jak straszne, że wciąż cała banda narodu wierzy w utarte kłamstwa i karkołomne wygibasy tych samych ludzi o przenicowanych wartościach. Bo jednak niewielu potrafiło jak ja pójść po rozum do głowy. Jakby się ziścił, chichotem losu, jeden z postulatów studenckiej piosenki.
.
(nazwisko Artura z piosenki, rzecz jasna, zostało zmienione)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2932 odsłony
Komentarze
By zrozumieć o jakich czasach piszę, przypomnę wam
3 Lipca, 2009 - 15:52
Czasy: "Nocnej Zmiany", "Anastazji P.", "Porwania Moniki Kern", wprowadzenia religii do szkół, śmierci Friediego Mercury, polskiego "srebra" w piłę nożną na Igrzyskach w Barcelonie, "afery spirytusowej" i Cicioliny.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Łazarzu
3 Lipca, 2009 - 18:29
ech...nie wiem czy powinnam komentnąć, ale powiem tylko, że faceci to jednak duże dzieciaki.
Ja wyszłam za Jacka 86, byłam w czwartym miesiącu ciąży,ale uwierz mi do niczego go nie zmusiła.\\
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
Re: Łazarzu
3 Lipca, 2009 - 20:01
Ciekawe opisy "sklepików wódczanej potrzeby", ale nie wszystkie Pania takie są. Pozdrawiam.
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
Akiko
3 Lipca, 2009 - 21:39
Na szczęscie syndrom magisterki czyli polowania z nagonka na facetów zanim sie skończy studia nigdy nie dotyczył wszystkich pań.
Wiem, bo sam jestem z kimś cudownym (choć moja Kobitka czasem także potrafi zapalić we mnie płyn chłodniczy ;-)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Iwona
3 Lipca, 2009 - 21:40
Ale tacy byli kiedyś,
teraz sum wszyscy wkurwiająco ASERTYWNI !!
Szczęściarz ten Jarecki :-)
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Mówisz, szczęściarz
3 Lipca, 2009 - 21:41
ale to był jego wybór, ja chciałam być matką.
Ciążę co prawda planowaliśmy oboje.
A dziś, hm...wiesz, ja od pól roku jestem babcią Tadeusza Sójki.
Moje dzieciaki wybrały rozsądek, gdy przyszła tzw. wpadka.
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
rok 92...
3 Lipca, 2009 - 20:57
..do przedszkola wtedy chodziłem, teraz jestem na studiach, a raczej prawie po i muszę przyznać, że dużo się nie zmieniło jeśli chodzi o tamte czasy.. te same mordy kłamią...
Maciek
3 Lipca, 2009 - 21:43
Niestety, jest też wianuszek nowych komediantów.
A propos, pamietam taką trupę jeżdżącą po akademikach ku agitacji na Unię Wolności:
Bujak i Szczepkowska w charakterze maskotki ;-)
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Łazarzu
3 Lipca, 2009 - 23:37
Proszę, nie wygłupiaj się i dopisz do fragmentu opisującego, jak to prowincjuszki łapią mężów, małą informację; "tak męska część akademika sądziła".
Naprawdę mało wiesz o kobietach.;)i pomyliły Ci się lata.;)
W latach twoich studiów dziewczyny z prowincji czytały pisma dziewczęce, a potem szły na studia i na pewno nie marzyły o małżeństwie.Co widać po niżu demograficznym.
Ja studiowałam, kiedy Ciebie, albo jeszcze nie było na świecie, albo cmokałeś pierś mamy;). I już wtedy priorytetem studentek wcale nie było złapać męża.
Jak to Łajzuka śpiewał? "O czym marzy dziewczyna, gdy dorastać zaczyna..." Ale to tylko tak w piosence.
Pozdrawiam;)
Ps.
Wiem natomiast na pewno, że troskliwe mamusie zawsze martwiły się, by córunia nie została starą panną, a synuś nie zrobił bachora i nie musiał się żenić.;)
Ale to tylko te, "troskliwe", bo normalne pamiętały o swojej młodości.;)
Katarzyna
Katarzynko
4 Lipca, 2009 - 00:05
Na 1 roku, na czwartym pietrze akademika, były takie pokoje, w których po 1 sesji zostawała jedna studentka z czterech. I to nie w wyniku oblanych egzaminów...
Widzisz, Łodź była specyficzna, tam wiekszość studentów była rodowitymi Łodziakami lub rodem z niewielkich prowincjonalnych miasteczek lub wioseczek. Prawie nigdy nie byli to studenci (sstudentki) z Krakowa, Wrocławia, Trójmiasta, Warszawy, Poznania czy innych aglomeracji. Tym sposobem duży odsetek studentek wiedziało, że te STUDIA W ŁODZI są największą szansą by poznac kogoś i nie wrócić do domu jako stara panna.
Na 5 roku to juz było istne polowanie z nagonką. Nawet koledzy, którzy zawsze wcześniej byli zbywani z kwitkiem i dostawali kosza za koszem (mówilismy na nich "koszykarze") nagle stawali się w centrum zainteresowania koleżanek. Pod koniec studiów powstało wiele par.
Ale tak, masz rację, to były spostrzeżenia męskiej strony braci studenckiej :-))
Pozdrówko
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
ŁŁ
4 Lipca, 2009 - 09:26
Krzysztof J. Wojtas
Wszyscy przechodziliśmy (przechodzimy) okres takiego podejścia do życia. Nawet nie silę się na wystawienie cenzurki - tak po prostu jest i jest to normalne.
Problem jest inny; czy ludziom w tym wieku (i K, i M) można pozostawić "wolną rękę" w wytyczaniu celów życiowych?
Popatrz. Dziecko w tamtym czasie było uważane za dopust boży, a aborcja sposobem pozbycia sie problemu. Teraz zaś wiele z tych kobiet nie może mieć dzieci i przeklina swą beztroskę.
Dlatego tolerując (ale tylko tolerując) takie postawy konieczne jest, aby istniała idea życia społecznego traktująca je jako margines z określonymi konsekwencjami.
Tę ideę powinni tworzyć i podtrzymywać ludzie doświadczeni - starsi. Nawet nie jako narzucający swe poglądy, ale jako ci, którzy z własnych doświadczeń nie chcą i nie mogą zrezygnować. Bo one stanowią widoczną konsekwencję wyborów.
Dlatego postawa Niesiołowskich i podobnych jest tak podła; poprzez rolę jaką do odegrania im nadano, negatywnie wpływają na społeczne ukierunkowania.
Czasami robimy świadomie coś niewłaściwego. Nasze prawo do "grzechu".Ale ważne jest, aby mieć świadomość, że prowadzi to do złych skutków - to wpojona odpowiedzialność.
Teraz mamy lemingów idących za przewodnikami stada bez świadomości konsekwencji.
Tym chyba w obecnej "wolności" jestem najbardziej zdegustowany.
Pozdro
Krzysztof J. Wojtas
Re: ŁŁ
9 Lipca, 2009 - 12:14
Tak było. Obserwowałam to zjawisko parę lat wcześniej. znam takie, którym się udało i takich, którzy polegli.
Czy Niesioł wart jest jakichkolwiek analiz?
Kaśka