Amerykański Obierak Banana

Mam chwilkę i zły humor. Więc nie dziwota, że znów będę się mścił i naigrywał z biednego czarnego luda. Biednego, bo już pół bandyckich reżimów sobie go sprawdza i z chłoptasia dworuje na całego. Tu Teheran, tu Teheran – zgadnij gdzie?

Biednego, bo wygrał nie dzięki jakiemuś wielkiemu intelektowi, niesłychanej przenikliwości lub spójnemu programowi, ale dlatego, że czarny i świecący. Czarny to fajny, wiadomo. Nie będę tego powtarzał. Ale też jemu samemu nie musi być wcale tak fajnie, gdy biedaczka oświeci, że każde inne tyż śliczności murzyniątko, mogłoby go w tej kampanii z powodzeniem zastąpić.
„Uwaga, uwaga dziś wystąpi kandydat z nową twarzą. Tak to ten sam. Tylko zdjął aparat korekcyjny z dziąseł i zmienił nick. Ale pigment ciemny (na czym nam najbardziej zależy) został. Przyjmijmy go i kontynuujmy wybory. Jeśli nie widać różnicy to, po co przepłacać?!”.

Na dodatek biedaczyna ma śmieszne nazwisko niekojarzące się z Jankesem.
Co to jest?
Obierak Banana?
Mnie to się kojarzy z pewnym Młotem Pneumatycznym w Korei Pn. który odebrał kilka lat temu od Kima medal uznania za nienaganną służbę przez 30 lat.

„Rok 2013 – Obierak Banana odebrał Legię Honorową od  Abdula Paszy’d la Krouvy - Mułły Francuskiej Republiki Laickiej za utrwalanie tolerancji i nowej jakości na świecie”.

No, kuźwa, nie wiem, czy humor mi się poprawił.