Prawdziwa przyczyna porażki McCaina
Zwycięstwo Baracka Obamy nie wprawiło mnie w stan ekstazy. Nie ukrywałem w trakcie zakończonej właśnie kampanii prezydenckiej, że John McCain jest mi zdecydowanie bliższy i uważam, że byłby dobrym prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Wiele już napisano o tym, dlaczego senator z Arizony przegrał 4 listopada. Wiadomo, że miał nadbagaż w postaci niepopularnego prezydenta Georga W. Busha. Wiadomo, że kryzys finansowy dał mu się mocno we znaki i sprawił, że to Obama przejął pałeczkę w kwestiach gospodarczych. Wiadomo, że wielu wyborców miało po prostu dość Republikanów. Było to widoczne zwłaszcza poza Ameryką, gdzie wskaźniki poparcia dla Obamy sięgały niebotycznych poziomów . Światowa opinia publiczna odliczała dni do odejścia aroganckiej i zarozumiałej administracji Busha juniora.
Prezentowanie Johna McCaina jako trzeciej kadencji Georga W. Busha było głównym filarem kampanii Baracka Obamy. W świecie ten sprytny zabieg PR-owski szybko odniósł sukces. W Ameryce było o wiele trudniej, ale można stwierdzić, że operacja McCain = Bush zakończyła się umiarkowanym sukcesem. Ze smutkiem muszę przyznać, że bardzo zasłużył się w tym sam McCain . Prawdziwą przyczyną klęski senatora z Arizony było jego, bardzo widoczne w ostatnich tygodniach kampanii, przeobrażenie się z mavericka i idola wielu niezależnych wyborców w typowego republikańskiego konserwatystę.
Wybór Sarah Palin na kandydata na wiceprezydenta był sprytnym trickiem obliczonym na skonsolidowanie wokół McCaina religijnej, tradycyjnej republikańskiej bazy. Małomiasteczkowa Palin świetnie się w tej roli sprawdziła. Konserwatyści w większości byli nią zachwyceni. Problem w tym, że McCain obok wyboru Palin popełnił kluczowy, moim zdaniem najważniejszy, błąd - w ostatnich tygodniach kampanii zmierzał od centrum w kierunku prawej strony . Zamiast poszerzać krąg swoich wyborców robił wszystko (a Palin wiodła w tym prym), aby zniechęcić do siebie absolutnie kluczowych dla zwycięstwa wyborców niezależnych.
Jeszcze w styczniu McCain był idolem independents i głównie dzięki nim zwyciężył w prawyborach w New Hampshire . Jego Straight Talk Express rozjeżdżał niczym walec kolejnych rywali w republikańskiej walce o nominację, a następnie całkiem nieźle radził sobie z Barackiem Obamą. Zmiana nastąpiła nagle i niespodziewanie, wraz z początkiem września. Wtedy bowiem Steve Schmidt, mianowany 2 lipca szefem kampanii McCaina (zastępując Ricka Davisa) przystąpił do ataku na Obamę. Kilka dni wcześniej odegrał ogromną rolę w zmuszeniu McCaina do nominowania Palin na wiceprezydenta .
Tymczasem McCain miał wielką ochotę, aby u jego boku stał jego wieloletni przyjaciel, niezależny senator (ex-Demokrata) Joe Lieberman, który ubiegał się już o fotel wiceprezydencki u boku Ala Gore'a w roku 2000. McCain zmiękł jednak pod presją Schmidta i Karla Rove'a, współtwórców sukcesu Georga W. Busha w roku 2000. Miękkość McCaina w tej kwestii okazała się decydująca dla dalszych losów kampanii .
Konsolidowanie bazy i odwrót od centrum okazały się gwoździem do trumny dla senatora z Arizony. Jego afiliacja z Bushem stawała się coraz bardziej oczywista, a przekaz mętny. Zniknął gdzieś McCain maverick , który potrafił nazywać rzeczy po imieniu, mówiący prosto z mostu . Pojawił się McCain klasyczny Republikanin, powtarzający jak mantrę republikańską ideologię.
To nie ogromna przewaga finansowa Obamy i charyzma senatora z Illinois sprawiły, że McCain przegrał. Nie jest też prawdą, że żaden Republikanin, nawet McCain nie miałby szans pokonać Baracka Obamy. Jeśli ktoś mógł tego dokonać, to tylko John McCain - człowiek mający własne zdanie, niezależny, uczciwy, prostolinijny. Prawdziwy lider na trudne czasy, posiadający długą historię współpracy z politycznymi przeciwnikami. Polityk ponadpartyjny, gdy w grę wchodziły najważniejsze dla kraju sprawy.
Porażka McCaina wynikła z tego, że zamiast prezentować swoje mocne strony, które zdobyły mu wielką popularność i zapewniły wygraną w cuglach w republikańskich prawyborach, senator prezentował się jako zwyczajny Republikanin. W czasach kryzysu finansowego na ogromną skalę, z ultraniepopularnym Bushem w Białym Domu, strategia odchodzenia od centrum i kierowania się do prawej ściany nie mogła przynieść pozytywnych rezultatów.
Barack Obama to człowiek o wielkiej charyzmie i zdolnościach retorycznych. W trakcie kampanii pokazał, że ma nosa w doborze najbliższych współpracowników. Pokonał Hillary Clinton, co naprawdę nie było łatwe. Następnie pokonał, najlepszego z możliwych, kandydata Republikańskiego. Jeśli będzie równie skutecznym prezydentem, ma szansę wpisać się do amerykańskiej historii nie tylko z powodu koloru własnej skóry czy ogromnych zasobów finansowych, jakimi dysponował w trakcie kampanii.
Piotr Wołejko
Wcześniejsze wpisy o wyborach w USA:
- Obama nie dał szans McCainowi
- Mocny akord na koniec
- Gospodarka w czasach kryzysu - strategie McCaina i Obamy (część I, część II )
Więcej tekstów oraz autorów na nowym portalu Polityka Globalna :
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1228 odsłon