Chłopcy czekają po lasach

Obrazek użytkownika tutejszy
Idee

Siódmego września 1950 roku wstali tak jak co dzień. Młody Władek Bukowiec miał wyjść po wodę na poranne mycie i śniadanie. Kryjówka ukryta na wzgórzu w żmiąckim lesie dawała im skuteczną ochronę - tak przynajmniej myśleli. Nie mieli pojęcia, że przez całą noc silny oddział UB starannie oplótł górę swoimi ludźmi i obserwował wyjście z żołnierskiego schronienia. Władek przeszedł kilkadziesiąt kroków, trawa była wilgotna o tej porze dnia, a przeszywający chłód zaraz go orzeźwił. Gdy dostrzegł postać za drzewem było już za późno – seria strzałów powaliła go na ziemię.

Zginął na miejscu.

Jego śmierć ocaliła kompanów – ostrzeżeni odgłosami karabinów zdołali uciec zapasowym wyjściem, umknęli całej obławie UBeków i przepadli w gęstym lesie. Co się z nimi później stało? Nie wiadomo. Dziś, w zapomnianym lesie żmiąckim, w miejscu gdzie latem wyrastają bujne pokrzywy, stoi metalowy krzyż. Na tabliczce wypisano datę śmierci i urodzin żołnierza. Ciało jego, już w latach 90-tych, godnie pochowano w innym miejscu. Po sześcdziesięciu latach od swojej śmierci sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił dzień 1 marca jego dniem – Narodowym Dniem Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Do dziś w sąsiedniej wiosce niektórzy ludzie gadają, że "to bandyci byli". Podobno przyszli do jakiegoś chłopa i zabili go tylko za to, że wstąpił do PPR. Miejscowi wiedzą swoje – żadne dowody na ubecką prowokację, która miała skomromitować żołnierzy niepodległościowego Podziemia, ich nie przekonają.

Tak samo wielu młodych – tego dnia, w Narodowy Dzień Pamięci, normalnie poszli do szkoły, a wieczorem zasiedli przed komputerem, lub poszli na wieczorną zabawę. Ale przecież o to chodziło, ich rówieśnicy po to właśnie walczyli, by ich następcy mogli sobie używać wolności. Cóż z tego, że inaczej by tę wolność spożytkowali?

 Oprócz Władysława Bukowca chciałem znaleźć jeszcze inny grób – anonimowego żołnierza. Mieszkaniec wioski opowiadał mi o miejscu z drewnianym krzyżem, gdzie bawił się w dzieciństwie. Starannie przeszedłem wskazany teren wzdłuż i wszerz, ale nie było śladu po tamtym krzyżu. Nic dziwnego – minęło przecież ponad 60 lat od jego postawienia. Nie odnalazłem grobu, nie dowiedziałem się jak się nazywał, pozostał anonimowym rycerzem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Prawdopodobnie pamięć o nim przepadła na zawsze.

 Ale oprócz tego jednego krzyża poświęconego Władysławowi Bukowcowi znalazłem w okolicy wiele innych grobów – piękne nagrobki austriackich żołnierzy z czasów I wojny odnowiła organizacja "Austriacki Czarny Krzyż", zaś monumentalne pomniki sowieckim partyzantom postawiła Polska Ludowa. Te groby są pod stałą opieką władz lokalnych i organizacji pozarządowych, często oznaczone są na mapie, a od czasu do czasu ktoś przychodzi naprawić pęknięcia, jakie uczynił czas. To groby naszych okupantów i zaborców. Niech im ziemia lekką będzie, niech prostym żołnierzom wielkich armii da się spoczynek tam gdzie polegli. Tylko w tym wszystkim największą hańbą jest fakt, że najmniej jest tu grobów właśnie polskich żołnierzy. Najczęściej przelewana krew wsiąkła w ziemię bez śladu, nikt im też dzisiaj nie zapala świeczki, nie układa kwiatów, nie czyści pomnika. Ledwie doczekali się wzmianek w podręcznikach... i teraz doczekali się Narodowego Dnia Pamięci. Refleksja i wspomnienie są tu bardzo ważne, lecz gdy miną kolejne dekady, pamięć będzie rozmazywać się w nawale aktualniejszych spraw, a turyści na górskich i leśnych szlakach wciąż będą oglądać groby austriackie, sowieckie i niemieckie. Czy wysnują wniosek, że Polacy nie walczyli o swoją wolność? Tamci chłopcy, żołnierze wyklęci, wciąż czekają po lasach na swoją chwałę i swoją wolność. Na melodię przedwojennej pieśni "Piechota", śpiewali po nocach pełne przekonania słowa:

nie chcemy komuny nie chcemy i już

nie chcemy ni sierpa, ni młota

za Katyń, za Grodno, za Wilno, za Lwów

zapłaci czerwona hołota

. Rzeczywistość okazała się jednak wysoce niesprawiedliwa – czerwona hołota pobudowała się w nowej Polsce i żyje zdrowo do dziś, a ostatni żołnierze Polski Podziemnej skazywani są przez czas na zapomnienie. Jest więc dzień 1 marca realizacją woli zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by choć przez jeden dzień, między kolejnymi popkulturowymi programami i tanimi romansidłami w godzinach najwyższej ogladalności, jakiś dziennikarz przypomniał o Żołnierzach Wyklętych. Ale ustanowienie tego święta powinno być dla nas tylko sygnałem, tylko fragmentem piosenki, która czeka na realizację swej ostatniej zwrotki, dopisanej już później:

nie chcemy komuny, nie chcemy i już

nie chcemy ni sierpa, ni młota

a naszym chłopakom z NSZ, AK

postawim pomniki ze złota

Mamy więc coś jeszcze do zrobienia...

Tutejszy

 

Tekst ukazał się w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety

Brak głosów