Pan Sitko bohaterem

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Po wizycie w muzeum kuzynka z Warszawy poczuła się źle. Wróciła do domu z Łukaszkiem oraz jego babcią i dziadkiem, gdzie czekała już reszt rodziny. Zjadła kolację, zapadł wieczór ale nadal czuła się źle. Późnym wieczorem przyszedł atak. Kuzynka strasznie zbladła, nie kontaktowała i dostała drgawek.
- Padaczka! - zdiagnozowała babcia. Trzeb przyznać, że jaki Łukaszek był, taki był, ale telefonu dopadł pierwszy.
- Halo, pogotowie? - krzyczał przestraszony do słuchawki. - Prędko przyjedźcie! Atak padaczki...
- Ja ci dam padaczkę gówniarzu - odezwał się łagodnie starszy, damski głos.
- Ale kuzynka naprawdę... - krzyczał wzburzony Łukaszek, ale nic nie pomagało. Tata wyjął mu słuchawkę z ręki.
- Proszę pani - powiedział tata Łukaszka siląc się na uprzejmość. - To naprawdę poważna sprawa. Nasza kuzynka ma atak. Wszystko wskazuje na padaczkę...
- Drogi panie - powiedziała opryskliwie słuchawka. - Mam tylko jedną karetkę.
- No to ją k***a wyślij babo głupia! - wydarł się tata do słuchawki.
- No wie pan! Co za słownictwo - obruszyła się dyspozytorka pogotowia. - Przypominam, że ta rozmowa się nagrywa.
- Wyśle pani karetkę? - tata uderzył w ton błagalny.
- No co pan. Jak wyślę to nie będę mieć żadnej. Ale jak będzie przechodzić matka posła przez jezdnię i potrąciłby ją samochód? Nie wyślę.
- Halo, proszę pani - słuchawkę wziął dziadek. Obecność trzeciej osoby przy aparacie wzbudziła czujność pani dyspozytor.
- Ilu was tam jest? Aaaa, już wszystko rozumiem! To na pewno kolejna dziennikarska prowokacja gazety "To, co jest"! - ucieszyła się słuchawka. - Chcę powiedzieć w imieniu swoim i koleżanek z centrali, że codziennie czytamy waszą gazetę i uwielbiamy te wasze telefonowanie i wkręcanie innych! Ten telefon na policję był genialny!
- Proszę pani - słuchawkę wzięła mama Łukaszka. - To nie jest żadna prowokacja, u nas naprawdę potrzebna jest karetka. Nasza kuzynka zemdlała i wygląda na to, że ma atak padaczki. Kobieto, zlituj się, przecież ona może umrzeć!
- Hmm... - zaczęła się litować pani dyspozytorka. - No dobrze, jak wróci druga karetka to ją do was przyślę.
- A kiedy można jej się spodziewać?
- Za jakieś dwie, trzy godziny.
Mama Łukaszka odłożyła słuchawkę. W mieszkaniu zapadła cisza, przerywana jedynie nierównomiernym odgłosem walenia piętami przez kuzynkę w podłogę.
- Nie stójcie tak, róbcie coś! - krzyknęła babcia. - Ile to razy w czasie żniw był wypadek, jakbyśmy czekali na karetkę, to niejednego już nie byłoby na świecie! Zawieziemy ją sami! Ty - zwróciła się do taty Łukaszka - leć po samochód, a my ją zniesiemy na dół!
I tak zrobili. Ale kiedy nieśli kuzynkę przez parking zza trafostacji oderwały się dwa cienie i podeszły do nich. Był to mąż dozorczyni, pan Sitko, z jednym ze swoich kolegów.
- Co się stało? - zapytał zatroskanym, przepitym głosem pan Sitko. Rodzina Hiobowskich pokrótce wyjaśniła mu co się stało. - E, to się robi inaczej. Mieciu! Dawaj, pomożemy państwu! Tak jak zawsze!
I rodzina Hiobowskich kierowana przez pana Sitko przeniosła kuzynkę przez parking i złożyła ją na chodniku przy ulicy. Kolega pana Sitko kopnął się na drugą stronę ulicy i dobiegł do budki przy parkingu strzeżonym.
- Panie! Kobita zemdlała! - darł się.
Z budki wyskoczył jakiś łysy, starszy facet, rozejrzał się, zobaczył kuzynkę, krzyknął brzydkie słowo na "k", potem krzyknął, żeby zaczekali i zniknął w budce. Wyskoczył po chwili i triumfalnie zawołał:
- Będą za trzy minuty!
I rzeczywiście, karetka zjawiła się bardzo szybko. Załoga zapakowała kuzynkę i pojechała, a za nimi tata i dziadek samochodem taty.
- Panie Sitko! - mama i babcia spojrzały na niego jak na bohatera. - Jak pan na to wpadł?
Pan Sitko uśmiechnął się smutnie, charknął, strzyknął śliną, zapalił połówkę papierosa i rzekł zamyślony:
- A bo to pierwszy raz... Jak Mieciu dostanie delirki to zawsze tak robimy. Działa bez pudła...

Brak głosów