Komisja do spraw naukowej prawdy

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Pierwsza a siedziała sobie spokojnie na plastyce i udawała, że rysuje, gdy nagle otworzyły się drzwi i wszedł pan dyrektor.
- Muszę przerwać pani lekcję - oświadczył ze smutkiem.
- Hurra! - i pierwsza a zaczęła rzucać się plasteliną.
- Właściwie to przyszedłem z waszego powodu - wyznał pan dyrektor. - Macie potężny problem. Z matematyką.
Powiało grozą i rozdrobnioną plasteliną.
- Ale czy to jest powód, aby psuć lekcję plastyki? - parsknęła poirytowana pani.
- To jest bardzo poważny problem, proszę pani, bo dotyczy zaufania do nauki.
- Ach, nauka! Nudne cyferki! Czyż nie jest o wiele ciekawsze rozgniatanie spoconą dłonią plasteliny i formowanie z niej...
- Pani daruje, ale matematyka jest ważniejsza - przerwał jej brutalnie pan dyrektor. - Jak potem taki magister poradzi sobie na kasie w dyskoncie? No, wstawajcie, idziemy.
- Dokąd? - zdumiała się pierwsza a.
- Do auli. Przesłucha was specjalna komisja do spraw naukowej prawdy!
- Ja wiem wszystko - odparła ze spokojem dziewczynka, która zazwyczaj odzywała się jako pierwsza i ze spokojem zaczęła pakować plecak.
- Kto wynalazł plastelinę? - strzelił pytaniem Gruby Maciek i okazało się, że dziewczynka jednak nie wie wszystkiego.
Kiedy kwadrans później pan dyrektor wprowadził pierwszą a do auli. Tam czekała już na nich grupa osób: jakiś pan i grupka dzieci.
- To jest ta komisja? - spytał rozbawiony Łukaszek.
- Ja jestem przewodniczącym - oświadczył z godnością pan.
- A ta dzieciarnia?
- Tata nie psyjdzie - powiedziało jedno z dzieci i podało jakiś papier. - Tu jest jego ufprawiedlifienie. Jeft teraf w Anglii.
- O ja cię - wyszeptał zachwycony okularnik z trzeciej ławki. - Przynieść zwolnienie swojego starego do szkoły! Bezcenne!
- Moja mama też nie może przyjść - powiedziało kolejne dziecko podając kolejny papierek. - Ma operację w szpitalu na którą zapisała się cztery lata temu.
- Mój tata też nie może przyjść...
- I mój...
I w ten sposób przewodniczący komisji został sam.
- Da pan chyba radę? - pan dyrektor był zaniepokojony.
- Oczywiście - odparł z godnością przewodniczący komisji. - Przecież to tylko dzieci!
Pan dyrektor chrząknął i wyszedł zaznaczając, że gdyby tylko coś poszło nie tak, to można go w każdej chwili wezwać.
- Cóż może pójść nie tak...? - przewodniczący komisji sięgnął do teczki i wyjął plik papierów. - Drogie dzieci. Mam tu wyniki ankiety, które są bardzo niepokojące. Otóż jeszcze dwa lata temu zaledwie jedenaście procent z was na pytanie "Ile jest dwa razy sześć" odpowiadało "dwanaście". W tym roku ten procent wzrósł aż do trzydziestu czterech procent, To bardzo niepokojąca tendencja.
- Ależ to prawidłowa odpowiedź! - krzyknęła dziewczynka, która zazwyczaj odzywała się jako pierwsza.
- Według opracowania Komisji Badań Tabliczki Mnożenia dwa razy sześć równa się trzynaście - rzekł z mocą przewodniczący komisji.
- Dobrze napisałem na ostatnim sprawdzianie! - i uradowany okularnik zaczął pląsać w miejscu, ale Gruby Maciek powstrzymał go ręcznie, a brutalnie.
- Winna oczywiście tej tendencji jest polityka informacyjna szkoły - kontynuował z przekonaniem przewodniczący komisji. - Szerzą się cały czas plotki jakoby dwa razy sześć było dwanaście. I niestety nie znalazł się żaden nauczyciel, który mocą swojego autorytetu dał odpór podobnym bredniom.
- Nasz pan od matematyki uważa, że dwa razy sześć to dwanaście, a nie trzynaście - odparował Łukaszek.
- To jest właśnie Polska, każdy zaraz się uważa za eksperta z matematyki - skrzywił się przewodniczący komisji.
- Ale on uczy matematyki, więc chyba zna się na tym...
Przewodniczący komisji westchnął tylko i rzekł, że on chętnie by porozmawiał z panem od matematyki jak naukowiec z naukowcem.
- Już lecę! - zawołała przewodnicząca klasy Melissa i zniknęła za drzwiami.
- A niech pan powie, ile jest trzy razy cztery?! - zawołała wstrząśnięta dziewczynka.
Przewodniczący uśmiechnął się i odpowiedział z godnością:
- Dwanaście.
Pierwsza a zawrzała:
- Jak to?! Trzy razy cztery to dwanaście, a dwa razy sześć to trzynaście?!!
- Szkoła oszukuje!!! - dudnił Gruby Maciek.
- Za daleko idziecie w swoich wnioskach! - przewodniczący pogroził im ostrzegawczo palcem. - Skąd te pomysły? Tak się kończy zaprzęganie nauki do doraźnych rozgrywek! Już słyszę jakieś teorie spiskowe, że szkołą was oszukuje!
- Ale proszę pana, jeśli trzy razy cztery daje dwanaście, to dwa razy sześć też musi być dwanaście!
- Nic nie musi!! - przewodniczący z lekka poczerwieniał. - Zbaczacie na jakieś poboczne tematy! Jakieś trójki, czwórki! Co to ma do rzeczy?! Prezentujecie mi jakieś wzięte z kosmosu obliczenia, które... No, niech będzie, może i są prawdziwe. Ale to nie może was upoważniać do wyciągania wniosków, że szkoła was oszukuje!!
Do auli weszła Melissa z panem od matematyki.
- Słyszałem, że opowiada pan uczniom, jakoby dwa razy sześć wynosiło trzynaście - przystąpił do ataku matematyk.
- Nie "jakoby" tylko naprawdę - uniósł się przewodniczący.
- Zatem pokażę panu to... Jak pan to wytłumaczy? - i pan od matematyki pokazał przewodniczącemu jakąś kartkę.
- Co to jest?
- Tabliczka mnożenia.
- Nie, proszę pana, to jest jakaś kartka z cyframi. Na jakiej podstawie wnosi pan, że jest to autentyczny dokument zawierający tabliczkę mnożenia?
- Skserowałem to ze skryptu... - przyznał matematyk.
- Kserokopia nie może być brana pod uwagę jako przedmiot badań - przewodniczący podarł kartkę. - Proszę pana, trzeba wykazać skąd się wzięło dane wyjściowe, czyli dwójkę i szóstkę, potem przedstawić metodą, według której pan mnożył i dopiero wtedy możemy porównać wyniki. Apeluję o powagę.
Ale pan od matematyki się nie poddawał.
- Zróbmy próbę - rzekł wyjmując z kieszeni pudełko zapałek. Zaczął wyjmować z niego zapałki i układać je w dwóch rzędach. - Jeśli w każdym ułożymy po sześć zapałek...
- Nie no, to dopiero paradne!! - przewodniczący wybuchnął radosnym śmiechem. - Ja tu próbuję z panem poważnie dyskutować a pan bawi się zapałeczkami jak dziecko!

Brak głosów