Najgorszy Polski Kierujący
Kończyła się siódma edycja tego show. Program ten zaczął się skromnie, gdzieś tam w kącie ramówki jednej ze stacji telewizyjnych. Obecnie dziecko umysłu pana Pijciecha-Wojanowskiego, prowadzone przez pana Friefana-Stedmanna awansowało do czołówki polskich programów rozrywkowych. Przybywało chętnych aby pokazać jacy to z nich mistrzowie (i mistrzynie) kierownicy, rósł poziom grozy ich wyczynów, rosła oglądalność, rosła wartość nagrody głównej. Obecnie, w siódmej edycji, był to Chevrolet Corvette.
Oczywiście męska część rodziny Hiobowskich oglądała ten program. Łukaszek, tata i dziadek skakali po kanapie przed telewizorem drąc się wniebogłosy:
- O kurna! Ja cię kręcę! Co on robi! Jak ona jedzie!
Od czasu do czasu mama albo babcia spoglądały na ekran telewizora i kręciły z dezaprobatą głową.
- Czego wy się tak cieszycie. Przecież ci ludzie jeżdżą tragicznie. Cud, że nie zrobili jeszcze komuś krzywdy. Albo sobie.
Siostra Łukaszka dostała zakaz oglądania programu. Widziała jeden odcinek, spodobał jej się i pomyślała, że naprawdę można tak jeździć. Tłumaczyła się, że przecież w telewizji tak robią, więc...
- Aleś ty głupia - powiedział Łukaszek.
- To wy jesteście głupi i głupi są ci, co to pokazują w telewizji - mama pokazała na ekranie dwie panie w aucie prujące jednokierunkową ulicą pod prąd. Kierująca trzymała obie ręce na twarzy i piszczała a pasażerka śmiała się wniebogłosy. - Jeszcze ktoś pomyśli, ze tak można... - tu mama spojrzała na siostrę Łukaszka - i nieszczęście gotowe.
- Przecież to tylko program - powiedzieli Łukaszek, tata i dziadek. Babcia podniosła palec w górę, powiedziała, że to na pewno źle się skończy i na tym na razie kwestię zamknięto.
Edycja dobiegła końca i nastąpił wielki finał, transmitowany oczywiście w telewizji. Na jednej z głównych ulic stolicy ustawiono główną nagrodę, barierki, radiowozy, wozy transmisyjne, zeszła się publiczność. No i rzecz jasna jurorzy, zawodnicy i twórcy programu.
Zgodnie z przewidywaniami program wygrała pani Malwina. Pozostali zawodnicy prezentowali wysoki (właściwie: niski) poziom, ale pani Malwina była poza zasięgiem. Jakim cudem zdobyła prawo jazdy - to pozostawało jej słodką tajemnicą.
Po ogłoszeniu wyników pani Malwina zachichotała perliście, włożyła paluszek do kształtnych ust i rzekła:
- Ach... Ja to jakoś tak... - i zachichotała znowu. Zaśmiał się prowadzący, jurorzy, policjanci i publiczność. Pani Malwina zasiadła za kierownicą Corvetty i spróbowała ruszyć. Silnik zabuczał, spod kół poszedł dym a auto nadal stało w miejscu. Ktoś powiedział pani Malwinie, żeby zwolniła ręczny hamulec. Pani Malwina zaśmiała się perliście po czym ruszyła do tyłu i przewróciła pana Pijciecha-Wojanowskiego łamiąc mu obie nogi. Zaśmiali się jurorzy, policjanci i publiczność. Prowadzący już nie. Pan Pijciech-Wojanowski też nie, bo zemdlał i z bólu kiedy ładowano go na nosze. Po krótkim instruktażu pani Malwina włączyła bieg służący do jazdy do przodu i z całym impetem rozorała bok Corvetty o trzy radiowozy.
- Ach... Ja to jakoś tak... - powiedziała, włożyła paluszek do kształtnych ust i zachichotała perliście. Zaśmiali się też jurorzy i publiczność. Prowadzący i policjanci już nie.
Pan Friefan-Stedmann pokazał pani Malwinie jak kręcić kierownicą. Pani Malwina ruszyła na pełnym gazie do przodu i staranowała grupę jurorów. Pierwszy został odrzucony w witrynę sklepową, którą rozbił twarzą, drugi przekulał się po masce, spadł na rękę i złamał ją, a trzeci został przygnieciony Corvettą do jednego z wozów transmisyjnych. Publiczność wyła ze szczęścia, jurorzy z bólu. Prowadzący i policjanci nadal się nie śmiali. Za to pani Malwina tak. Zachichotała, zmieniła bieg i ruszyła dalej. Po pięciuset metrach przejechała bardzo szybko przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Na przejściu do pieszych uderzyła w wózek dla dzieci, który wyrwany siłą uderzenia z rąk osłupiałej matki wykręcił w powietrzu piękny piruet i z całą mocą odbił się od ulicznego sygnalizatora. Zmiażdżony wózek upadł na jezdnię, a sygnalizator zawieszony na długiej stalowej rurze drgał miarowo.
- Moje dziecko! - krzyk matki, która przypadła do wózka przebił się przez gwar tłumu. Pół publiczności nadal zapłakiwało się ze śmiechu, pół już nie, tak samo jak nie śmiali się prowadzący i policjanci. W krajobraz wdarły się błyskające światła karetek. Pani Malwina wysiadła z pokiereszowanej Corvetty, zachichotała perliście, włożyła paluszek do kształtnych ust i rzekła:
- Ach... Ja to jakoś tak...
- A my, proszę państwa - ocknął się prowadzący i zwrócił do kamery - już teraz zapraszamy na ósmą edycję programu "Najgorszy Polski Kierujący!"
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2706 odsłon
Komentarze
Oj, troche to
12 Sierpnia, 2008 - 22:14
Oj, troche to makabryczne....
Ale i tak dobre.