Lemingołap z Hameln

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Siedzieli sobie Hiobowscy w domu w piękne, letnie, wakacyjne popołudnie.
- Za gorąco, żeby gdzieś iść - tłumaczył się dziadek Łukaszka. - Człowiek pójdzie do parku, zemdleje i jeszcze jakiś huncwot go bezecnie wykorzysta!
- Zgwałcą! - wystraszyła się babcia Łukaszka.
- Okradną! - wystraszyła się mama Łukaszka.
- To jeszcze nic - straszył dalej dziadek. - Jakieś łobuzy dokumenty przeryją, pesel spiszą i potem człowiek dowie się, że się gdzieś zapisał albo na kogoś głosował!
W domu byli jeszcze siostra Łukaszka, która konstruowała tajemniczy aparat do pokazywania myśli i Łukaszek, który za wszelką cenę chciał rozwikłać tajemnicę owego aparatu.
I kiedy tak sobie siedzieli, pod ich blokiem rozległy się jakieś dziwne dźwięki.
- Słyszycie? - do pokoju wpadła siostra Łukaszka a za nią Łukaszek. - Co to jest?
- Coś buczy na trawniku - Łukaszek wyjrzał przez okno. - O ja leję! Jakiś facet łazi po trawniku i dmucha w jakąś tubę!
- Pewno dywany sprzedaje albo chce żeby mu rzucić co łaska - skrzywił się dziadek.
- Nic takiego nie mówi - zauważyła siostra.
- Nie mówi, bo gra na tubie - zmiażdżył ją Łukaszek. - Nie da się robić tego i tego jednocześnie!
Muzyka (o ile można to nazwać muzyką) brzmiała dalej. Na dziadku i Łukaszku nie robiła żadnego wrażenia. Tata Łukaszka postukiwał palcami w blat do taktu. Siostrę Łukaszka napadły jakieś nerwowe podrygi.
- Przestań - ofuknął ją dziadek.
- To ta muzyka!
- Bzdura... - warknął dziadek i umilkł na widok tego, co się działo z mamą i babcią. Mama wstała i zamarła jak figura woskowa nasłuchując dźwięków zza okna.
- Ratunku!! - darła się babcia wyczyniając jakieś dziwne figury akrobatyczne na fotelu. - Moje nogi same chcą iść!
Przydusili babcią, która kurczowo trzymała się oparcia. Babcia wiedziona jakąś nadludzką siłą wyrywała się i kopała.
- A jutro będzie narzekać na żylaki - rzekł sarkastycznie dziadek i rzucił pomysł aby babcię przywiązać do fotela. Kiedy dociągali ostatnie węzły zauważyli, że mamy Łukaszka nie ma w pokoju. Trzasnęły drzwi wiodące z mieszkania na klatkę schodową.
- Za nią! - zakomenderował tata Łukaszka i runęli na klatkę schodową. Na szczęście mama Łukaszka poszła schodami.
- Winda!! Winda!! - darł się dziadek Łukaszka. Zjechali na dół. Mamy Łukaszka nie było ani w holu bloku, ani na podeście przed blokiem. Znaleźli ją dopiero w tłumie, który gęstniał wobec faceta dmącego w tubę. Tuba - co ciekawe - to był zwinięty egzemplarz "Wiodącego Tytułu Prasowego". Facet miał na sobie koszulkę z napisem na plecach "Hameln - profesjonalne wabienie i kuszenie lemingów, świdrowanie ratingów i rankingów".
- Moi drodzy! - zawołał facet odjąwszy tubę od ust. - Nie róbmy polityki! budujmy drogi! Teraz i tutaj jest budowana droga. Ale kiepsko idzie, bo w Warszawie mieszka jeden facet, który przeszkadza w jej budowie. Dlatego pytam was: pomożecie?
- Pomożemy! - odkrzyknęła dziarsko większość zebranych, w tym mama Łukaszka. pozostali Hiobowscy milczeli nieufnie.
- A zatem: nie róbmy polityki! Budujmy drogi! - podał hasło facet, znów zaczął dąć w tubę i ruszył przed siebie. Tłum za nim.
- Idźmy za mamą, aby ją w razie ratować - zakomenderował tata Łukaszka.
Wśród okrzyków "Nie róbmy polityki! Budujmy drogi!" doszli na budowę. Wśród niedokończonych nasypów stał sprzęt budowlany. Lemingołap próbował pokierować tłumem, ale okazało się, że nikt z zahipnotyzowanych przez niego nie umie jeździć koparką, a sprawnych łopat jest zaledwie trzy. Podjechał samochód i jakiś facet naradzał się przez chwilę z lemingołapem.
- moi drodzy! - zawołał po odjeździe samochodu lemingołap. - Droga już jest przejezdna! To dzięki wam... Nam! Hurra! Polak potrafi! Nowe wyzwanie przed nami! Nie budujmy dróg! Walczmy z czipsami!
I tłum skandując "Nie budujmy dróg! Walczmy z czipsami!" podążył za buczącym lemingołapem do najbliższego sklepu.
- Nie mamy czipsów - oświadczyła przerażona kierowniczka sklepu, która wyszła im naprzeciw. Lemingołap zadzwonił gdzieś, a potem zakrzyknął:
- Niebezpieczeństwo zażegnane! A teraz kolejne wyzwanie! Nie walczmy z czipsami! Róbmy aborcje!
I tłum skandując "Nie walczmy z czipsami! Róbmy aborcje!" ruszył za lemingołapem. Ale już bez mamy Łukaszka. Hiobowscy przytrzymali ją za narożnikiem sklepu i obezwładnili.
- Muszę iść! - mama Łukaszka próbowała się wyrywać - Nie walczmy z czipsami! Róbmy aborcje! Muszę iść!
Hiobowscy brutalnie ją przytrzymali a potem zaciągnęli do domu. W mieszkaniu mama Łukaszka dostała torsji, dwukrotnie wymiotowała, a potem zemdlała.
- Karetkę! - zdenerwował się dziadek Łukaszka.
- I co podamy jako przyczynę zgłoszenia? - spytał tata Łukaszka. - Wystawią nam taki rachunek, że się nie pozbieramy.
W końcu metodą prób i błędów okazało się, że mamie Łukaszka pomagają chłodne kompresy na czoło z pociętych pasków "Wiodącego Tytułu Prasowego".
- Muszę iść... Muszę iść... - mamrotała mama Łukaszka słabym głosem i próbowała się podnieść.
- Nie da rady, trzeba ją związać - stwierdził Łukaszek. Po czym Hiobowscy spojrzeli na siebie i krzyknęli:
- Zapomnieliśmy rozwiązać babcię!!!

Brak głosów

Komentarze

Dlaczego to tylko działało na babcie i mame Łukaszka?
Parytet?
Za Chiny Ludowe tego nie rozumiem...

Vote up!
0
Vote down!
0
#171003

Mmm :)
Proponuję lekturę pozostałych części sagi :).

Zęby do końca nie spłycać zasugeruję tylko delikatnie pewne trwałe różnice światopoglądowe dzielące państwa Hiobowskich... :)

Myślę, że TEN tekst dużo wyjaśnia:

http://niepoprawni.pl/node/44544

Vote up!
0
Vote down!
0
#171188

Jeśli nie, to może poza okładami włączyć jeszcze Telewizję Viedzącą Najlepiej!

A jaki jest końcowy przystanek wędrówki Lemingołapa? Wezera?

jak zwykle genialne :)

Vote up!
0
Vote down!
-1
#171190