Telewizyjna debata o bezpieczeństwie w szkole

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- Dzisiaj w lokalnej telewizji będzie dyrek mojej szkoły - oznajmił przy obiedzie Łukaszek.
- Mówi się: dyrektor - rzekła z potępieniem babcia Łukaszka. - Kiedy?
- Dziś wieczorem, o tej godzinie...
- Fatalnie - pokręciła głową mama Łukaszka. - Przecież w tym czasie w najlepszej telewizji nadają "Mastersurgeon"!
- Nie wiem co to jest i nie chcę wiedzieć - zastrzegł ię tata. - Ale chyba przyszłość naszego syna jest ważniejsza...
- Przecież ten twój program powtarzają - przypomniała siostra Łukaszka i groźba wisząca nad przyszłością Łukaszka została zażegnana. Tata Łukaszka przełączył na odpowiedni kanał i ujrzeli studio, w którym siedzieli już zaproszeni goście. Wśród nich był dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek.
- Witam państwa serdecznie - rzekł profesjonalnie zatroskany prowadzący. - Dzisiaj będziemy mówić o bezpieczeństwie w szkołach. Zaprosiliśmy do studia ekspertów... Rodziców... I dyrektora szkoły.
Wszyscy kłaniali się po kolei.
- Może zaczniemy od rodziców - zaproponował prowadzący.
- Żadnego bezpieczeństwa nie ma w tych szkołach! - eksplodowała jedna z matek. - Gwałty, napaści, rozboje, narkotyki i za dużo zadają do domu! A dyrektorzy nic z tym nie robią, tylko chowają się za swoimi mahoniowymi biurkami!
- Panie dyrektorze, przyzna pan chyba, że to nie brzmi najlepiej - zatroskał się jeszcze bardziej prowadzący. - Ja rozumiem, rozboje, ja rozumiem gwałty, ja rozumiem nawet, że jest zadawane za dużo do domu, co w uczniach rodzi agresję, bo za mało czasu spędzają przez to w sieci. Ale, na litość boską... - prowadzący załamał ręce i krzyknął dramatycznie:
- Czy te biurka naprawę muszą być mahoniowe?!
Dyrektor otarł pot z czoła, by zyskać na czasie i powiedział z trudem kryjąc zaskoczenie:
- Nie wiem. skąd państwo mają te informacje, bo ja mam biurko z olchy...
Rodzice zawyli ze zgrozy.
- Mamy na szczęście w naszym gronie ekspertów eksperta w tej dziedzinie - poinformował prowadzący.
- Gdyby to biurko było z czereśni... - zaczął ekspert składając dłonie i poprawiając się na krześle.
Coś mignęło. To tata Łukaszka przełączył na program "Mastersurgeon". Grupa uczestników, kompletnych amatorów, walczyła o stanowisko ordynatora chirurgii w szpitalu w Pawełkowicach. W tym odcinku mieli wyciąć...
- Wątrobę! - zakrzyknął triumfująco jeden z jurorów zrywając z miski koc i prezentując to, co ma wycięte być.
- Szybko! Macie dziewięćdziesiąt sekund na przyniesienie narzędzi! - zaklaskał drugi juror i wannabe-chirurdzy rzucili się do sąsiedniego pomieszczenia.
- To nie oglądamy już wywiadu z panem dyrektorem? - upewniła się siostra Łukaszka.
- Nie - odwarknął tata Łukaszka.
- A... Czemu?
- Bo szkoda marnować czas na bezproduktywne głupoty.

Brak głosów