Krzyż nie tylko w szkole

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W mieszkaniu Hiobowskich panowało zwykłe, codzienne zamieszanie, gdy rozległ się dzwonek u drzwi. Mama Łukaszka poszła otworzyć.
- Ja do Łukasza... - rozległ się kobiecy głos.
- Co znowu zbiłeś, wychowywany bezstresowo młody człowieku? - jęknął tata Łukaszka i sięgnął po portfel.
- Jakie bezstresowo! - oburzył się Łukaszek. - Szkoła to jeden wielki stres!
- Przyszła jakaś pani z córką, mówią, że cię znają - powiedziała mama Łukaszka i wprowadziła do pokoju małą dziewczynkę, która miała chodzić do klasy Łukaszka oraz jej mamę.
- A... Pamiętam - przypomniał sobie Łukaszek. - Anoreksja!
- Apostazja! - warknęła mama dziewczynki. - Przyszłam tutaj, bo muszę państwa o czymś poinformować!
- O czym?
- W klasie, w której uczy się państwa syn, wisi krzyż! - rzuciła bombę mama dziewczynki.
Bomba nie wybuchła.
- I co z tego? - zapytali Hiobowscy.
- No jak tak można! Narzucać dzieciom symbole religijne!
- Zgadzam się z panią, to jest faszyzm! - poparła ją mama Łukaszka. - Trzeba być tolerancyjnym!
- Żadnej tolerancji! - zagrzmiała mama dziewczynki. - Trzeba dawać zdecydowany odpór katolickiemu fanatyzmowi!
- Co też pani... - bąknęła mama i zaczęła spoglądać na mamę dziewczynki mało przychylnym okiem.
- Musimy coś z tym zrobić - gorączkowała się mama dziewczynki.
- Pani jest jakaś anty? - zapytał dziadek. - Każdy krzyż trzeba zdjąć? A szprosy w oknach?
- Jestem niewierząca - odparła z dumą mama dziewczynki. - Ale proszę nie robić ze mnie idiotki. Krzyże oczywiście mogą być, w prywatnych miejscach. Nie chcę likwidować wszystkiego co składa się z dwóch prostopadłych linii. Nie chcę zastępować plusa odwróconym "T", jak to robię w Izraelu. Chcę uchronić moje dziecko przed religią tak długo, aż będzie pełnoletnie.
- Dziecka nie da się uchronić przed chipsami, a co dopiero przed religią - zauważył filozoficznie tata Łukaszka. - Niech pani sobie odpuści, szkoda zdrowia.
- Nie ma mowy!
- Ja też nie wierzę, a nie mam przymusu zdejmowania - wtrąciła się babcia. - Co panią tak pędzi?
- Chodzi mi o dobro dziecka - tłumaczyła się mama dziewczynki. - Bo jak Apostazja zobaczy krzyż w klasie i spyta co to jest, to będę musiała jej tłumaczyć, a nie chcę!
- Może zobaczyć krzyż na ulicy i też zapyta co to jest. Wtedy także będzie pani musiała...
- Wtedy jej powiem, żeby smarkata się nie interesowała tym co jest na ulicy!
- Może jej pani powiedzieć, żeby się nie interesowała tym co jest na ścianie - poddał pomysł dziadek.
- Proszę państwa, rozmawiajmy poważnie - zirytowała się mama dziewczynki. - Konstytucja gwarantuje bezstronność państwa! Należy krzyże zdjąć! Będę walczyć o to, aby ta krwawa instytucja nie znaczyła swoimi znaczkami przestrzeni publicznej! Wzorem Soile Lautsi Albertin, która walczyła siedem lat!
- Siedem lat! - siostra Łukaszka, która zajrzała na chwilę do pokoju, złapała się za głowę. - Całe liceum!
- Liceum trwa cztery lata - zgromiła ją mama Łukaszka.
- Przy jej postępach może być i siedem - przyznał tata Łukaszka.
- Jak się zakończyła walka tej Albertin? - zainteresowała się babcia.
- Odszkodowaniem...
- To jak jej zapłacili, to krzyż przestał jej przeszkadzać?
- Proszę państwa - zamachała rękami mama dziewczynki. - Nie przedłużajmy tego. Co państwa zdaniem powinno wisieć w klasie? Symbole państwa, prawda? A nie krzyż. Czy państwo są za usunięciem krzyży ze szkół?
- Państwa, mówi pani? A jak się nie da? - zapytał tata Łukaszka tknięty nagle jakąś myślą.
- No to myślę, że to... Odszkodowanie...
- Będziemy bogaci! - tata Łukaszka runął w stronę regału z książkami. Hiobowscy spojrzeli z zainteresowaniem. Tata Łukaszka wyjął encyklopedię, przekartkował i jęknął rozczarowany.
- Wszystko na nic! W herbie naszego miasta nie ma krzyża! Ale w takim Gdańsku...
Mama dziewczynki rzuciła okiem na herb Gdańska, porwała córkę za rękę i osiągając prędkość Strusia Pędziwiatra opuściła mieszkanie Hiobowskich krzycząc coś o przeprowadzce.
- Myślicie, że zdjęcie krzyża wpłynie jakoś na dzieci? - zapytała babcia Łukaszka obserwując wnuka. Łukaszek leżał na kanapie, pochłaniał chipsy i czytał recenzję jakiejś krwawej gry komputerowej.
- Łukasz, u ciebie w klasie jest krzyż? - zapytał tata Łukaszka.
- Mhm...
- Chcą go zdjąć, słyszałeś?
- Mhm...
- I co ty na to?
- Mhm...
- Jesteś za czy przeciw?
- Mhm...
Hiobowscy rozłożyli bezradnie ręce, a mama Łukaszka rzekła z satysfakcją:
- No nie dorośli do demokracji! Ktoś powinien zadecydować! Najlepiej autorytety!
W pokoju poróżowiało, weszła siostra Łukaszka.
- Czy u ciebie w klasie był krzyż? - zapytała ją rodzina.
- Krzyż... - siostra zmarszczyła śliczne czółko. - Krzyż nie! Ale był Krzyżaniak! Chodził do sąsiedniej klasy!

Brak głosów