Konwój z przemocą humanitarną
W bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, szerzyła się pewna plotka. Otóż plotka ta głosiła, jakoby mieszkańcy sąsiedniego bloku zamyślili sobie, aby siła zajmować mieszkania w ich bloku i wykupywać ja na własność.
	- Bzdura - oświadczył stanowczo tata Łukaszka. - Mamy dwudziesty pierwszy wiek i nie wyobrażam sobie, aby... Czy ktoś jest w łazience?
	- Nie - odparli pozostali członkowie rodziny.
	- To dlaczego świeci się tam światło? Przecież prąd kosztuje... - rozzłościł się tata Łukaszka i przerwał nagle, bo z łazienki rozległ się odgłos spłukiwania wody.
	- Jeśli my wszyscy jesteśmy tu... - mama Łukaszka pokazała drzwi łazienki - to kto jest tam?
	- Złodzieje! - zakrzyknęła babcia Łukaszka.
	Drzwi łazienki otworzyły się i wyszedł facet, który mieszkał w sąsiednim bloku.
	- Co pan tu robi??? - spytał osłupiały dziadek Łukaszka.
	- Jestem - odparł logicznie facet.
	- Którędy pan wszedł?!
	- Drzwi były otwarte, więc...
	Łukaszek wyjrzał na korytarz. Rzeczywiście, drzwi na klatkę schodową były otwarte i wchodzili coraz to nowi ludzie.
	- Stop! Kim wy jesteście?! Co tu robicie?!
	- Przyjechaliśmy z sąsiedniego bloku - wyjaśnił facet. - Jesteśmy konwojem przemocy humanitarnej. Będziemy was... bronić.
	- Przed kim?!
	- Przed wami samymi. Na przykład ty, chłopcze - facet położył rękę na ramieniu Łukaszka. - Obronimy ciebie przed rodzicami, przed dziadkami, przed siostrą! Będziesz wolny! Nie będziesz już bestialsko zmuszany do barbarzyńskiego odrabiania lekcji! Patrz tylko!
	I na jego znak jeden z intruzów uderzył tatę Łukaszka, a drugi pchnął mamę Łukaszka, aż się przewróciła.
	- Przecież są wakacje - zauważył Łukaszek.
	- Jeszcze są, ale już wkrótce... - odparł facet.
	- To panowie tu chcą siedzieć aż do początku roku szkolnego? - zdumiała się siostra Łukaszka.
	- Zostaniemy tak długo, jak będzie to konieczne! A co, nie podoba ci się? Przecież ciebie też będziemy bronić! Na przykład przed bratem!
	I jeden z panów uderzył Łukaszka.
	- To przemoc! – zawołał Łukaszek.
	- Ale humanitarna!
	Hiobowscy wycofali się do kuchni. Zza zamkniętych drzwi dochodziły odgłosy krzątania się obcych po ich mieszkaniu.
	- No radźcie coś! - zezłościł się Łukaszek. - Cała chatę nam zajęli! Mój pokój! Mój komputer!
	- Jest tylko jedno wyjście - dziadek otarł łzę z oka i wstał. - My, dorośli, rzucimy się na nich. Wiem, że nie mamy ani ich siły, ani ich liczebności. Ale to nic. Zwiążemy przeważające siły wroga i zginiemy wraz z nimi torując młodemu pokoleniu drogę do odbudowy gruzów naszego mieszkania...
	- Zamknij się i siadaj! - fuknęła babcia Łukaszka. - Wiadomo, że trzeba ich jakoś stąd wyrzucić, ale jak?
	- Jest jeden sposób, ale to broń ostateczna - westchnął tata Łukaszka i sięgnął po duży garnek.
	- Nie...! Przecież to też ludzie! - krzyknęła napiętym głosem mama.
	- Rozumiem - podchwyciła pomysł taty babcia i zwróciła się do siostry Łukaszka:
	- No, moje dziecko, na ciebie kolej. Ci panowie siedzą cały czas w naszym mieszkaniu i nic jeszcze nie jedli. Weźże, ugotuj im coś pysznego.
	Tu trzeba dodać, że niejeden wyrób kulinarny siostry byłby w stanie zawstydzić muchomora sromotnikowego.
	- Nigdy mi nie pozwalacie...
	- Dzisiaj możesz.
	- Naprawdę? - w oczach siostry zamigotały błyski szczęścia. - Mogę ugotować co chcę?
	- Możesz. Najlepiej jakąś zupę. A my zawołamy tych panów na poczęstunek...
	Dwie godziny później pod blokiem Hiobowskich stał cały sznur pojazdów najróżniejszych służb. Od karetek począwszy, na patrolu saperów kończąc.
	- Ojejku - powiedziała smutnym głosem siostra patrząc jak intruzi wynoszeni są na noszach. Żaden nie był w stanie ustać na nogach. Wszyscy wyli z bólu, wili się w konwulsjach i wymiotowali. - Myślicie, że moja zupa im nie smakowała?
	- Ależ skąd! - babcia Łukaszka wylała ostrożnie resztę zupy do sedesu. Z garnka uniosła się turkusowa para, a sam garnek z cichym zgrzytem zwinął się w trąbkę. - Gdyby ta zupa im nie smakowała, to zjedliby najwyżej po jednej łyżce.
	- A tak zjedli po dwie, niektórzy po trzy, a ich przywódca nawet cztery - dodał tata Łukaszka.
	- A czemu nie zjedli więcej? - siostra nadal była smutna.
	- Może ta zupa była za gorąca? - pocieszyła ją mama Łukaszka.
	Dziadek Łukaszka odczekał kiedy ostatnia postronna osoba opuści ich mieszkanie, starannie zamknął drzwi i zaryglował wszystkie zamki.
	- Musimy starannie pilnować wejścia i zamykać zamki, nawet jeśli jesteśmy wewnątrz - oświadczył. - Także gdy wychodzimy, nawet na chwilkę. No i trzeba by kupić jakiś solidny łańcuch. Co z tego, że to kosztuje, bezpieczeństwo domu też powinno być uwzględnione w naszym budżecie...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1759 odsłon
 
 




Komentarze
Sprawa jak najbardziej poważna,
15 Sierpnia, 2014 - 00:12
ale zupa siostry Łukaszka doprowadziła mnie omal do łez.