Katolickie kółko karate, część 2, ostatnia

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Ojciec Eureksjusz, tak jak mówił, przygotował lekcję pokazową sztuki walki w duchu katolickim.
- Karate! Będzie karate! - ekscytował się okularnik.
Klasa zebrała się w sali gimnastycznej. Na rozłożonych matach czekali już na nich ksiądz i pan komandos. Ten drugi miał już na sobie strój ćwiczebny.
- Też dostaniemy takie szlafroki? - spytała z dezaprobatą dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza. - Co za krój, tragedia...
- To jest kimono - wyjaśnił pogodnie pan komandos. - Dzisiaj pokażemy wam na czym polega walka w stylu katolickim. Ma ktoś jakiś pomysł?
- Kimono i karate! - zamachał rękami okularnik.
- Do karate musisz zdjąć okulary. I jak trafisz w przeciwnika, jak go nie będziesz widział? - spytał z pobłażaniem Gruby Maciek.
- Ty jesteś tak szeroki, że w ciebie nawet ślepy by trafił! - odpyskował okularnik i się pobili.
- Może później się pobijecie, co? - zaproponował ksiądz. - Myślę, że to, co pan komandos ma do pokazania jest ciekawsze.
- Katolicki sposób walki to dawanie odporu złu - wyłuszczył pan komandos. - Do tego potrzebne są dwa elementy. Tężyzna fizyczna i siła psychiczna. Jeśli chodzi o tężyznę fizyczną, to tu wypowie się ksiądz.
- Tak, tak - przytaknął ojciec Eureksjusz. - Przypominam, że nasze ciało jest świątynią Boga, a o świątynię należy dbać. Tak jak budynek trzeba remontować, malować i odkurzać, tak samo z naszym ciałem. Należy je utrzymywać w dobrej formie.
- A zatem: tężyzna fizyczna - wtrącił się pan komandos. - Gimnastyka! Ćwiczenia! Siłka! Jogging!
- A solarium? Peeling? - wtrąciła się zaciekawiona dziewczynka.
- Biblia mówi: nie należy przesadnie dbać o ciało - rzekł ksiądz.
- Ale czy powiększenie biustu to jest przesada? - spytała z nadzieją w głosie dziewczynka.
- Żeby go powiększyć, najpierw trzeba go mieć - odezwał się Łukaszek i tylko gwałtowny unik uratował go przez utratą gałki ocznej a la "Kill Bill". Dziewczynkę musiało trzymać parę osób.
- Jak mówiliśmy: fitness, dbanie o swoje ciało - powtórzył ksiądz. - Bo na przykład ty, chłopcze, trochę się, hm... Zapuściłeś... Przydałoby się zrzucić parę kilo.
- Ale za to jestem silny! - pochwalił się Gruby Maciek i jednym chwytem powalił okularnika na matę.
- Puszczaj! - wrzeszczał okularnik ale nie miał szans wydostać się spod swojego kolegi.
- Nie wolno kopać w golenie, jądra, zadawać ciosów w krtań, ani naciskać kciukami oczu! - zastrzegł pan komandos.
- No dobra - rzekł po krótkim namyśle Gruby Maciek i zaatakował okularnika. Okularnik zawył.
- Przecież prosiłem...! - zirytował się pan komandos.
- Nie zrobiłem nic takiego!
- A co?
- Nacisnąłem mu kciukami jądra! - oznajmił triumfująco Gruby Maciek. Dziewczynce zrobiło się niedobrze.
- Siła fizyczna wygrywa - powiedział zadowolony Gruby Maciek.
- To nie do końca tak - pan komandos kazał im wstać. - Jest jeszcze coś takiego jak siła wewnętrzna, jak siła ducha. Jak myślicie, dlaczego Polacy nie dali się nigdy złamać, mimo zaborów, mimo wojny, mimo niewoli, mimo tortur? Nawet w ekstremalnych sytuacjach, ludzie silni duchem górowali nad swoimi prześladowcami mimo fizycznego cierpienia. A w codziennych sytuacjach, w sytuacjach zagrożenia możemy odepchnąć ewentualnego napastnika, który szuka swojej ofiary. Czasem wystarczy śmiały krok, podniesiona głowa, dumny wzrok, aby drab zeszedł nam z drogi. Poćwiczymy to teraz. Kto chce spróbować?
Zgłosili się oczywiście okularnik i Gruby Maciek. Pan komandos poprosił okularnika, aby ten spojrzeniem pokonał swego przeciwnika.
- Jak ty mnie chcesz odepchnąć wzrokiem... - zaczął z politowaniem Gruby Maciek i nagle uśmiech zamarł mu na wargach. - Ej! To nie w porządku! Psze księdza! On robi zeza!!
- Siła ducha! Siła ducha!! - sapał okularnik.
- Bo ci tak zostanie! - wystraszył się pan komandos.
- Ja tak nie mogę! Jak widzę zeza to mi niedobrze!!
- Nie rzygajcie na maty! - wystraszył się ojciec Eureksjusz.
Gruby Maciek odpuścił, wyczerpany padł na maty.
- Hurra! - triumfował okularnik. - Pokonałem cholesterola! Zwyciężyła siła ducha!
- Co pokonałeś? - zdziwił się pan komandos. Okularnik wskazał Grubego Maćka i rzucił:
- Cholesterol to on, czyli zły tłuszcz!
- Ja ci dam zły tłuszcz... - wyjęczał Gruby Maciek. Do okularnika sprężystym krokiem podszedł Łukaszek, zajrzał mu w oczy i rzekł z udawanym przejęciem:
- Stary, nie chcę cię martwić, ale nadal masz zeza!
- Nie! - przeraził się okularnik.
- Zostało ci! - zawołał z satysfakcją Łukaszek.
I nikt nie był w stanie wytłumaczyć wyjącemu i tarzającemu się okularnikowi, że Łukaszek żartował. Łukaszek zaś stanął przed księdzem i panem komandosem, założył ramiona i spytał:
- I kto zwyciężył?
Pan komandos podrapał się po głowie, spojrzał na powalonych Grubego Maćka i okularnika, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo rozległ się dzwonek.
- No dzieci, prędko na lekcję! - zawołał z ulgą ojciec Eureksjusz.
- Zwyciężył dzwonek - mruknął Sajmon i z wysiłkiem pchnął koła swego wózka.

Brak głosów