Bazar fajters, część 2, ostatnia

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Łukaszek wraz z tatą udali się na skrzyżowanie ulic, gdzie kilka tygodni temu byli świadkami likwidacji nielegalnego bazaru. Wtedy to tata Łukaszka prowadził syna do dentysty, tym razem to syn odprowadzał ojca.
- Sam trafię! - złościł się tata Łukaszka, choć były podstawy, by mu nie wierzyć. W tym roku już trzy razy nie trafił do stomatologa. Tym razem mama Łukaszka powiedziała, że tata nie ma stosować żadnych wybiegów i dodała mu do towarzystwa Łukaszka.
- Tak, jakbym ja stosował wybiegi - parsknął tata Łukaszka po czym złapał się za szczękę.
- Boli? - zapytał Łukaszek głosem, w którym było więcej ciekawości niż współczucia.
Tata nie zdążył odpowiedzieć, bo szczęka mu opadła i chłodne powietrze dotarłszy do zębowego ubytku znieczuliło nieco ból. A szczęka mu opadła na widok skrzyżowania ulic.
Kilka tygodni temu urzędnicy miejscy i straż miejska zlikwidowali nielegalne bazarek, na którym handlowano owocami i warzywami. Okoliczni mieszkańcy byli przeciwni likwidacji, to samo stanowisko zajęli pracownicy pobliskich sklepów. Najbardziej wtedy wyróżniała się grupa krawcowych z punktu usługowego w bloku na narożniku.
A tego dnia okazało się, że bazarek funkcjonuje na nowo. Zaczęło robić się zbiegowisko, pojawili się okoliczni mieszkańcy, sprzedawcy z sąsiednich sklepów, no i straż miejska.
- Wy jesteście niepoprawni - sarkał jeden ze strażników. - Przecież wiecie, że jest tutaj zakaz handlowania owocami i warzywami...
- Ale my nie handlujemy owocami i warzywami! - zauważył chytrze jeden ze stojących za straganami.
- To co wy tu robicie???
- Świadczymy usługi krawieckie. Pogotowie krawieckie, przeróbki, napy, skracanie nogawek...
- Co, co, co??? - przez tłum przepchała się krawcowa z punktu usługowego w bloku na narożniku. - A za ile robicie to czy tamto?
Usłyszawszy ceny krawcowa pognała do swojego punktu i wróciła z odsieczą koleżanek.
- Złodzieje! - krzyczały.
- Jacy złodzieje? Czy my kogoś okradamy? - pytali ludzie za straganami.
- Tak, nas! - krawcowe były naprawdę rozjuszone. - Macie niższe ceny niż u nas! Klienci przyjdą do was a nie do nas!
- To też obniżcie ceny - zaproponował nieroztropnie ktoś ze straganiarzy.
- Jak?! Na czym?! Płacimy czynsz, ZUS i mnóstwo innych rzeczy, a wy nie!
I doszło do zwarcia. Wyglądało podobnie jak poprzednie, ale było kilka istotnych różnic. Wtedy szarpanina nastąpiła pomiędzy strażą miejską a straganiarzami, tym razem pomiędzy krawcowymi a straganiarzami. Straganiarze w obu przypadkach wykrzykiwali te same argumenty: nikogo nie okradają, a poza tym inni kradną więcej i są pionierami polskiej przedsiębiorczości i ich najłatwiej atakować. Argumenty z pierwszego starcia głoszone przez straż miejską tym razem były przytaczane przez krawcowe, które poprzednio tych samych straganiarzy broniły.
Nawet Łukaszek zauważył, że coś jest nie tak.
- Te panie poprzednio broniły straganiarzy przed usunięciem - powiedział w zamyśleniu.
- Mhm - potwierdził tata Łukaszka.
- To dlaczego teraz chcą aby ich jednak usunąć?
- No cóż. sprawa jest bardzo prosta... - zaczął tata. Założył ręce do tyłu i długo, długo tłumaczył to Łukaszkowi. A następnie spojrzał na zegarek i powiedział ze smutkiem, że właśnie minęła pora jego wizyty u dentysty.

Brak głosów