Fioletowy proszek

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Młoda pani od polskiego odkrywała akurat przed klasą piątą a uroki przydawki, gdy nagle otworzyły się drzwi. Wtargnęła chmura perfum. Za nią nadciągnął brzęk biżuterii. Następnie ukazał się skąpo odziany obfity biust. A na samym końcu jego właścicielka, czyli pani pedagog.
- Dzisiaj mamy w szkole bardzo ważnego gościa - oznajmiła. - Potrzebuję uczniów na spotkanie z nim.
- Może jakieś pierwszaki... - zasugerowała rozpaczliwie pani polonistka. - Lekcję mamy...
- Pierwszaki są za młode - stwierdziła pani pedagog i spytała patrząc na okularnika z trzeciej ławki. - Chcecie iść na spotkanie z gościem, prawda?
- Taaak!! - eksplodował entuzjazmem zakochany w pani pedagog okularnik.
- A zatem postanowione - ucieszyła się pani pedagog i zabrała piątą a ze sobą. Kiedy wyszła ostatnia osoba młoda pani od polskiego miotnęła dziennikiem przez klasę i pokazała oburącz środkowy palec w kierunku drzwi.
Spotkanie miało miejsce w stołówce. Gościem był sam minister zdrowia Tunald-Dosk.
- Gościmy pana ministra z okazji piątej rocznicy rozpoczęcia walki z...? - zadała podchwytliwe pytanie pani pedagog.
- Z fotoradarami! - wyrwała się dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza.
- To cztery lata - sprostowała pani pedagog. - Z dopalaczami. Hiobowski, chcesz coś powiedzieć?
- Czy ten pan się dobrze czuje? - spytał Łukaszek pokazując palcem dostojnego gościa. Pan minister wyglądał niezdrowo. Blada skóra, podkrążone oczy, spierzchnięte wargi. Zachowywał się niespokojnie. Wstawał, siadał, miał lekkie drgawki, popadał w apatię.
- Dobrze się czuje - odparła lodowato pani pedagog. - Drogie dzieci! Dzisiaj porozmawiamy o tych wstrętnych dopalaczach. Oto jeden z nich!
I położyła na stoliku woreczek z fioletowym proszkiem.
- Skąd pani to ma?! - wykrzyknął ochrypłym głosem pan minister.
- Mamy próbki od policji, aby uświadamiać młodzieży zagrożenie - wyjaśniła pani pedagog. - Niech pan coś powie dzieciom jak przebiega walka z dopalaczami.
- Tak! - pobudzony nagle pan minister zerwał się z krzesła. - Musimy z nimi wygrać! Nikt nie będzie bezkarnie handlował trucizną ani zatruwał młodych umysłów! Dopalacze sieją sztraszne spusto...
- Straszne - poprawił przejęty Gruby Maciek i dostał naganę do dzienniczka za poprawianie ministra.
- Jedno zażycie może być groźne! - straszył Tunald-Dosk. - Dlatego pięć lat temu postanowiliśmy wydać im bitwę! Ciągle zamykamy sklepy a oni je ciągle otwierają! Albo sprzedają z samochodów! Podniesienie kar do dożywocia nic nie dało, więc zaczniemy ich prewencyjnie rozstrzeliwać!
- Czy to nie przesada... - wtrąciła się pani pedagog.
- Przecież chodzi o dopalacze!! - krzyknął minister, który robił się coraz bledszy i coraz bardziej nerwowy. Nagle otworzyły się drzwi i do stołówki wkroczyła pani wicedyrektor.
- A, tu jesteście. Baczność! - huknęła na uczniów. - Piąta a, prawda? Dlaczego nie jesteście na przerwie? Zniszczę was!
- Mamy spotkanie - wtrąciła się lekko obrażona pani pedagog. - Mówimy o dopalaczach...
Spojrzała na stolik i zamarła. Woreczek z fioletowym proszkiem zniknął.
- O - stropiła się pani wicedyrektor. - Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Gdzie ten woreczek?! - spytała wściekła pani pedagog.
- Jaki woreczek? - chciała wiedzieć pani wicedyrektor.
- Z dopalaczem! Miał być rekwizytem podczas pogadanki! A oni go...
- To nie my! - zaprotestowała piąta a.
- A kto?! - pani pedagog była zła.
- Bezpieczeństwo uczniów podlega mnie. Przejmuję tą sprawę - powiedziała pani wicedyrektor. - Już ja z nich wszystko wycisnę... Hej chłopcze! Tak, ty! Ty gruby!
- Nie jestem gruby - bąknął Gruby Maciek.
Pani wicedyrektor podeszła do niego i chwyciła go dłonią za podbródek. W jej oczach zamigotały przyjemne błyski.
- Oddaj ten woreczek. Wtedy cię nie ukarzę.
- Ja nie wziąłem...
- Więc kto?
- Nie wiem... Niech pani pyta innych...
- Brzydzę się odpowiedzialnością zbiorową - oświadczyła pani wicedyrektor. - Albo mi znajdziesz ten woreczek albo będziesz cierpiał.
- To skoro pani przejmuje sprawę to ja odprowadzę gościa - rzuciła słodkim głosem pani pedagog.
- A właśnie, gość - zreflektowała się pani wicedyrektor. - Kto to jest?
- Pan minister - pochwaliła się pani pedagog i zauważyła, że gościa też nie ma. Po chwili się znalazł, stał w kącie plecami do wszystkich. Zawołany podszedł, spokojny i wyluzowany.
- Witam panią - uścisnął pani wicedyrektor dłoń i uśmiechnął się szeroko.
Na zębach miał fioletowy proszek.

Brak głosów