Świętowanie klęski, czyli: nec Herkules contra plures

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog

Mamy kolejną rocznicę wybuchu powstania warszawskiego i na salonowych blogach ukazują się teksty na ten temat. Niektóre z nich, celowo prowokacyjne, tendencyjnie odrąbane od rzeczywistości i szokujące plugastwem, jak buńczuczny gniot Xiazeluki, wędrują na główną stronę, tkwią tam przez prawie dwa dni i w ten sposób przyciągają reklamodawców, a przy okazji - czytelników. Dyskutantów rekrutujących się z młodszych pokoleń, oraz z pokoleń starowiekowych. Nic więc dziwnego, że w zależności od lat autora, oceny tego wydarzenia bywają różne. Sakramencko rzeczowe, jak Ryszarda Czarneckiego, filozoficznie ugodowe, jak u Rolexa. Lecz teksty najbardziej mi odpowiadające są autorstwa Ciunka i MarkaD.

Piszących dzielą doświadczenia. A także - priorytety. To, kim są, co wyznają, w jakim duchu zostali wychowani. Co sądzą o otaczającym świecie.

Kto był na wojnie, lub miał ojca, mamę, brata, a stracił ich w powstaniu, ten patrzy na jego historię inaczej. Kto nie był na niej, a zna dzieje naszego narodu, interesuje się nią z własnej woli, czyta, np. Normana Daviesa, wie o przyczynach i skutkach naszych powstańczych zrywów, ma szerokie horyzonty, otwartą głowę, ciekawią go nie tyko kasiory i pieniądzory, ten różni się od tych, co wojnę i historię znają wyłącznie z filmów, bryków i komiksów, od tych, co widzą tylko to, co im podpowie obolała wyobraźnia.

To samo powiedzieć można o odwadze, honorze, lojalności, o tak teraz wyszydzanym patriotyzmie. Jednakże zaznaczę tu od razu, że gdy mówię o patriotyzmie, to ani trochę nie myślę o powiewających sztandarach, pompatycznych wypowiedziach i całej tej nabzdyczonej frazeologii. Nie dla wszystkich bowiem dyskutantów pojęcie to jest abstrakcyjne i nie wszyscy opowiadają o nim z pozycji modlitewnych. Na przykład dla mnie –żyje: w młodym pokoleniu powstańczych wnuków.

PS.

Kiedy czytam bezduszne rozważania ludzi odległych od niezakompleksionego myślenia, zalewa mnie krew i noszę się z zamiarem agresywnego zareagowania na nie. Z początku irytował mnie pogardliwy i protekcjonalny sposób patrzenia na historię, na jej upraszczanie i powierzchowne opanowanie. Lecz gdy tekstów w podobnie nonszalanckim tonie znalazłem wiele, zastanowiłem się, czy aby jest sens walczyć z lawiną. Z zaślepieniem prelegentów bredni. Czy watro kopać się z koniem. Przekonywać go do rozsądku. Konia to nie zniechęci i nadal będzie tratował, a mnie zapowietrzy na amen.

http://owsianko.salon24.pl/

Brak głosów