Nas, Dulska, TEŻ to nie dotyczy!

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog

Nie od dziś zalewa mnie krew, gdy biorę niechciany udział w laniu krokodylich łez, łez obłudnych, jak lament nad utraconymi rękawami od kamizelki. Zwłaszcza teraz. I podczas tych obserwacji dopada mnie refleksja z przeszłości, kiedym to, jako nieopierzone pacholę, namiętnie czytywał dramaty Gabrieli Zapolskiej, w zmurszałej pamięci plącze mi się Dulska.

Sceneria: jako właścicielka kamienicy siedzi przy stole i oblicza, komu z lokatorów podnieść komorne. Oblicza i w końcu decyduje się na Bogu ducha winną kobiecinę, ponieważ kobiecina ta ośmieliła się wywołać skandal. Skandal zaś polegał na tym, że owa nieszczęśnica próbowała popełnić samobójstwo i karetka pogotowia zajechała przed frontową bramę. Rezultat? Dulska podnosi jej komorne, lecz, jako swoiście moralny babon, cierpi na chorobę uczciwych inaczej, chorobę zwaną swędzeniem sumienia.

Wyrzuty te są spowodowane uczuciem migawkowej sprawiedliwości: mieszkanie niedoszłej samobójczyni jest nikczemnej urody, a na dodatek w ciemnym korytarzu Dulska trzyma posępnie kanciasty magiel, jak więc podnosić czynsz, skoro uczciwość nakazuje go obniżyć? Lecz sumienie Dulskiej jest śladowe, a poczucie uczciwości - żadne, więc zacna mieszczka pociesza się szybko: to i co, że stoi tam...magiel? Magiel - zawalidroga? Sprzęt blokujący przejście wąskim korytarzem? To i co? Niech PŁACI! Co mnie to obchodzi! Przecież JA tamtędy nie chodzę!

Przepraszam, że przytoczyłem Wam historyjkę o Dulskiej, ale znudziła mi się przypowiastka o moralności Kalego i zamiast pojechać Sienkiewiczem, pojechałem – Zapolską; Jej sztuka teatralna została tu wykorzystana jako ilustracja postępowania rządu.

PS.

Zjawisko to datuje się od czasu obalenia czerwonej gangreny i zastąpienia jej gangreną koloru post (o tym, że występowało też za kaprawych lat świetlanego P.R.L. - u, nie wspominam, bo nie lubię młócić słomy). Jak nie myśleliśmy przed obaleniem, tak nie myślimy po. Jak byliśmy krótkowzroczni przed, tak jesteśmy nimi nadal. Zmienia się wystrój rządowych gabinetów i koncepcja zarządzania nimi. Choćby te koncepcje słuszne były, i choćby miały przynieść wymierne efekty, traktowane są jak śmierdzące jaja i wyrzucane do kosza, jeśli były autorstwa poprzedniej ekipy. Sęk w tym, że nowa - nie ma niczego lepszego do zaoferowania.

A przecież tyle jest do zrobienia, tyle do naprawienia, nadgonienia, do biurokratycznego doturlania się do wymogów unijnych, tyle dalszego spieprzania spraw, opętanego wymyślania prochu, dowodzenia uczonym, że ziemia jest płaska jak Kopernik, że oświata, to wymysł niedorozwiniętych intelektualistów, tak jak kultura, nauka, czy wspaniale dogorywająca Służba Zdrowia, tyle bezpłciowego debatowania, tokowania, mędrkowania o pionowych autostradach, o nieuchronnej kompromitacji z Euro 2012, o spiskowym politykowaniu i chrześcijańskich wojażach z odczytami o antysemityzmie!

Brak głosów