Bunt

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Kultura

Bez filozofii nie ma literatury. Filozoficzna, poszukująca i odnajdująca, bo twórcza myśl, statek przycumowany do życia, żaglowiec kołyszący się w przystani, stała więź z otaczającą przeszłością, wyraźna, między i ponad pokoleniowa symbioza ludzkich poszukiwań, azyl, schronienie przed obskurantyzmem i jego wulgarną ofertą, a zarazem ciągłość w zachowaniu tradycji, a zarazem – nieodwracalna miłość do ukazywania prawdy, to prawda sama w sobie, lecz nie sama dla siebie. Niekiedy teoretyczna, czerpana z nieuchwytności, lecz jakże często wzbogacana i mnożona o i przez modyfikację dostępnej wiedzy. To rewizja dotychczasowych twierdzeń, konieczny, dobroczynny atak na poglądowe zielsko, chwasty i toczące je pasożyty z komunałów, dla nielicznych zaś – literatura dojrzała, więc odkrywcza. A jednocześnie - worek z dogmatami, nieprzyswajalny mętlik przypuszczeń bez dowodów. Mniemania na wyrost i wątpliwe diagnozy wywleczone z nierealnej rzeczywistości.
*
Z potrzeby uszczegółowienia, doprecyzowania nieznanych pojęć do znanych faktów, z troski o formę i treść formułowanych idei, powstawały różnorodne protezy ułatwiające kuśtykanie po własnym rozumie: rozmaite retro, neo i postmodernizmy.

Wielopostaciowy, eklektyczny, kundlowaty wiek XX naniósł do współczesnej filozofii sporą ilość poznawczego mułu: wypośrodkowanych, a z pewnością nie bardzo ze sobą zbieżnych doktryn. Podejmował się kompromisowych, pośrednio mądrych prób naukowego scalania, zunifikowania metod stanowiących rzeczywistość opisaną przez wieki wcześniejsze, zwłaszcza przez pozytywizm poprzedniego i jego zdumiewające minimalizowanie własnych niedosytów. Jednakże miast ujednolicenia systemów, osiągnął w nich jeszcze większe dysonanse, dalsze ich rozproszenie, co w rezultacie wydało, na realny świat, falangę dzisiejszych profetyków luzu, nicości i zwisu, co odznaczyło się arbitralnym podważaniem jakiegokolwiek poglądu na cokolwiek [przy jednoczesnej niezdolności do zastąpienia go lepszym], rozgorączkowaną gonitwą pośród bezliku i bezładu stratowanych wartości, owczym biegiem po konceptualną zadyszkę i zabawnym nadawaniem nowomodnych nazw dla „staromodnych” problemów.
*
Tak jednak było zawsze: przemijało życie i świat zaczynał wyznawać inne wartości. Ani lepsze, ani gorsze, tylko nie te, które były dla mnie ważne. Na tyle istotne, bym się w nim orientował. To jest wiedział, w czym rzecz.

Ale teraz wiem coraz mniej i podobnie jak Tadeusz Borowski w opowiadaniu „Kamienny świat”, ze zdziwieniem patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość. A zdziwienie to prowadzi mnie do fascynującego opowiadania Marii Dąbrowskiej – „Tu zaszła zmiana”. I myślę wtedy, że autorzy tej prozy ustąpili miejsca ludziom, którzy, nie mając o nich pojęcia, nie tęsknią za nimi, za ich przerwaną twórczością, za tekstami budzącymi niegdyś ożywione polemiki, prowokujące do wymiany zdań, mądrych często, a często – zacietrzewionych i akademickich.

Uświadamiam więc sobie, ilu pisarzy, malarzy, muzyków przeszło na drugą stronę i ogarnia mnie smutek. Z melancholią patrzę na wydłużającą się listę nieobecnych. Wspominam, ilu umarłych wywarło na mnie wpływ, weszło w częścią mnie, a ilu jeszcze zapadnie w mrok. Lecz póki jestem, są! Są w ciemność i stało się beztroską niepamięcią tych, których już nie rozumiem i którzy nie zdają sobie sprawy, że też się zestarzeją i następne pokolenia też odwrócą się od nich i też nie będą podzielać ich pasji.

Nastanie kontredans mód. Obowiązek wyznawania odkurzonych idei. Dzisiejsze staną się śmieszne, bo obecne bunty rozstaną się z życiem po to, by mogły narodzić się kolejne. I tak po kres; zawieszenia i odwieszenia, chimeryczne powroty do łask i cykliczne obalania przeszłości, bumerangi i odkrycia, maniery i style, tropy i tendencje, gusta i guściki, Barok i Romantyzm! Co jest w pewnym sensie sprawiedliwe i do pewnego stopnia słuszne. Gdyż, jak rzekł Grochowiak, „bunt się ustatecznia”.
*
Owi współcześni reformatorzy słów, przepoczwarzą się w zagorzałych purystów języka, rozemocjonowanych obrońców swojej tradycji i również, jak ich przyszłe dzieci, będą w ich oczach dziwakami wyważającymi nudne drzwi do wykarczowanego lasu.

Lecz dosyć to marna pociecha: bunt jest i był miarą postępu; jaki bunt, taki postęp. Wszelako bunt powinien być uzasadniony zdrowym rozsądkiem. Inaczej mamy do czynienia z anarchią, chaosem, jazgotem, czymś nieustająco mętnym, jak wykład matołka uważanego za guru. W tym przypadku bunt jest restaurowaniem śmietnika; odnowione poglądy mają czasem stary, lekko zmodernizowany zapaszek, ale, tak czy inaczej, dziura pozostanie "dziurą"; niezależnie od faktu, że moda jest na "wądół". Bo piękno słów zależy od epoki; podobnie jak ona, przemija, traci poprzednie znaczenie, wycieka z potocznego użytku i chowa się do archiwum pamięci.

Brak głosów