Przyjazne państwo wg min. Boniego? - To czcza gadanina
Zgodnie z zapowiedzią premiera - występują kolejni ministrowie rządu i chwalą sie swoimi dokonaniami, występują parami, chyba, by czuli się raźniej. Nie wiem, jaki jest skład dziennikarzy zadających pytania, odnoszę jednak wrażenie, iż starannie wyselekcjonowany.
Nadzwyczaj "ciekawe" było wystąpienie min. Boniego; minister mówił o państwie optymalnym, o państwie szytym na miarę (potrzeb), o tym, że państwo musi być sprawne i przyjazne dla społeczeństwa; to wszystko ma sprawić komputerowe oprzyrządowanie urzędów - cyfryzacja. Oczywiście minister wie, że także społeczeństwo musi nadążyć, dlatego mówił coś o młodych ludziach wchodzących w dojrzałość, kończących średnie szkoły, by zakładali konta, by płacili należności poprzez internet, by składali deklaracje podatkowe drogą elektroniczną. O osobach starszych, dla których internet pojawił się w drugiej połowie życia - minister mówił jakby mniej. O funduszach unijnych na cyfryzację, które prawdopodobnie Polska będzie musiała zwrócić ze względu na niedotrzymanie pewnych wymagań i przekroczenie terminów - minister nie wspomniał.
Minister Boni mówił dużo o uproszczeniu procedur i redukcji wymaganych dokumentów; niestety minister Boni nie posłużył się żadnym przykładem, minister Boni mówił tylko i wyłącznie na poziomie ogólnym. Czyżby minister Boni nie znał żadnego zbędnego dokumentu, żadnej niepotrzebnej operacji administracyjnej - najwyraźniej nie znał i nie zna. Pojawia sie pytanie - czy taki minister-dyletant jest w stanie cokolwiek usprawnić?
W dziedzinie cyfryzacji i uproszczenia administracji prawdopodobnie min. Boni nic nie potrafi zrobić. Proponuję mu zatem pewien spektakularny ruch, do wykonania którego nie jest potrzebna żadna specjalistyczna wiedza, ale byłby dowodem na rzeczywiście dobre chęci ministra - idzie o przestawienie relacji między urzędem a obywatelem. Otóż obecnie - urzędnik jest panem i władcą, a obywatel petentem; pewnym niebagatelnym atrybutem tej niekwestionowanej przewagi urzędnika nad petentem jest prawo tego pierwszego do miejsca na "służbowym" parkingu. Parking taki ze szlabanem otwieranym na pilota jest zazwyczaj wykorzystany w połowie i dumnie tkwią tam przez przynajmniej 8 godzin coraz to piękniejsze limuzyny naszych biurokratów. Interesant - np. podatnik w urzędzie skarbowym, który składa np.kwartalną deklarację i trwa to 3 minuty - musi szukać miejsca postojowego przynajmniej w promieniu przekraczający pół kilometra od Urzędu. Z prostego rachunku wynika, że jedno miejsce okupowane przez urzędnika zapewniłoby dogodny dojazd ok. czterdziestu interesantom. Można byłoby zarządzić na wszelki wypadek strefę półgodzinną. Zatem - likwidacja służbowych parkingów i strefa półgodzinna, lub jeszcze bardziej "przyjazne państwo" - zakaz parkowania pojazdów pracowników w promieniu mniejszym niż pół kilometra od urzędu.
Korzyści będą wielorakie - min. Boni uwiarygodni się jako "przedstawiciel "przyjaznego dla obywateli państwa", dawni petenci poczują się hegemonami, urzędnicy dojdą do wniosku, ze nie oni są najważniejsi, oni spełniają funkcję służebną w stosunku do obywateli, urzędnicy będą mieli okazję do zwiększonej dawki ruchu, co usprawni ich urzędniczą pracę. Nade wszystko oszczędziłoby sie milionów godzin straconych przez obywateli na poszukiwanie miejsca postoju i jednocześnie milionów litrów spalanego paliwa, co z kolei zmniejszyłoby zanieczyszczenie atmosfery spalinami.
Czekam z niecierpliwością na taki ruch ze strony min. Boniego, czy innego przedstawiciela państwa - to akurat nic nie kosztuje - jednocześnie jednak jest doskonałym probierzem rzeczywistych intencji państwa w stosunku do obywateli, dopóki taka zmiana parkingowych relacji nie nastąpi - dopóty nie uwierzę, że "nasze"państwo służy społeczeństwu; dotychczas jest dokładnie odwrotnie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1174 odsłony
Komentarze
+ głos w sprawie tych limuzyn: żeby każdy urzędnik, którego
19 Października, 2012 - 16:30
pensja płynie z podatków wypracowanych NIE przez bandę Tuska przecież musiał się finansowo, jak każdy, wyspowiadać: dochody, koszty stałe, cena limuzyny, wniosek kredytowy... No, chyba, że się pojawi szybko rubryczka "poufne" - z opcją a) dostałem/am w prezencie od kochanki/a
10
@ ossala
19 Października, 2012 - 18:01
Ciekawa sprawa z tym wyspowiadaniem się; wiem, że np. we Francji nie można mieć niczego od którego by się nie zapłaciło podatku. U nas ta sprawa leży - począwszy od nagranej rozmowy Guzowatego z Oleksym, kiedy ten ostatni - nieco "rozgrzany" niejedna lampką wina zaczął "józiolić" i przyznał, ze "przekręty były", że "Olek, choćby nie wiem jak sie gimnastykował, to nie wytłumaczy sie z tych pieniędzy, które posiada" (idzie oczywiście o Kwaśniewskiego), poprzez palestrę, policję drogową, lekarzy, celników i szafarzy wszelkich koncesjonowanych dóbr.
Pozdrawiam
Janusz40
@ossala&Janusz40
19 Października, 2012 - 18:48
Kilka dni temu Rzepa opisywała nową inicjatywę ministerium Jacquesa Vincenta, które postanowiło opodatkować używanie samochodów służbowych do prywatnych. Rzecz ciekawa, że owo opodatkowanie nie będzie dotyczyło samochodów służbowych urzędników samorządowych i rządowych. I to by było na tyle, jak mawiał prof. Stanisławski ;-)
Pozdrawiam
I tak pozostanie
19 Października, 2012 - 16:42
ponieważ urzędas w naszym społeczeństwie to więcej niż święta krowa.To jest pustogłowy twór przyspawany do stołka i nauczony wykonywania czynności według procedury.Czasami zagadnięty przez jakiegoś dziennikarza zaczyna od słów;bo tak naprawdę.Jest to bardzo przykre ale jak konczy się studia oparte na programach komputerowych to efekty są właśnie takie.Program komputerowy ktoś napisał i wiedział ze właśnie takie matołki będą pózniej zajmowac decyzyjne stołki,pozwalając,zabraniając i nakazując,a wszystko od słów;bo tak naprawdę.
Jeszcze zaświeci słoneczko
@ Weteran polski
19 Października, 2012 - 20:21
Powiększająca się jak śnieżna lawina armia urzędników, to prawidłowość, to samo nakręcający się potwór. Zgodnie z prawem Parkinsona - urząd zatrudniający 1000 clerków ma wystarczająco dużo pracy polegającej na wewnętrznych uzgodnieniach i wewnętrznych relacjach między poszczególnymi komórkami, że już nie ma możliwości jakiegokolwiek działania na zewnątrz. Jeżeli mocodawcy (rząd, premier) nie ograniczą tej tendencji, to hydra będzie sie rozrastała. A premier oficjalnie chciał ograniczyć administrację o 10 % - wszyscy na wszelki przypadek zatrudnili ile mogli (by mieć kogo zwalniać), a później premier przyznał rozbrajająco, iż przegrał z biurokracją.
W rzeczywistości - to tylko gra pozorów - nikt nie stanowi tak wiernego elektoratu, jak urzędnicy: nowa władza wszak może ich zwolnic z pracy. Nie liczy sie wydatkowanie dodatkowo ok 6 mld.zł. rocznie na uposażenie nowo przyjętych urzędników administracji - liczy sie tylko utrzymywanie się przy władzy.
Pozdrawiam
Janusz40
@ Janusz 40
19 Października, 2012 - 20:49
Przez pewien czas pracowałam w komórce zatrudniającej w praktyce dwie osoby (szef i ja), z czego ja odwalałam największą robotę, szef zjawiał sie raz na kilka dni, taki był podział pracy.
Po zmianie warty politycznej przyszedł nowy szef, zatrudnił jeszcze jedną osobę. Do tego siedział na miejscu - chociaż prawie nic nie robił, bo się nie znał. No to potrzebny już był ktoś organizujący dla takiej wielkiej;-) grupy tzw. materiały biurowe, herbatę, ręczniki, mydło itd. itd. (zamiast, jak dotąd, odbierać indywidualnie). Zatrudniono więc kolejną osobę. Zwiększanie się zespołu generowało potrzebę zatrudniania kolejnych osób. Kiedy ja odchpdziłam, były cztery.
Po roku od mojego odejścia było tam już 8 osób. Nic nie przesadzam. Zakres pracy się nie zmienił. Słyszałam potem przy jakichś przypadkowych spotkaniach z pracownikami sąsiednich działów uwagi: jak to jest, ze pani była praktycznie jedna i wszystko funkcjonowało.
Wszystko to za państwowe pieniądze. Wtedy można zatrudniać bez ograniczeń różnych krewnych i znajomych królika.
@Janusz 40
19 Października, 2012 - 19:06
Pana propozycje są obarczone karygodnym błędem logicznym - są mianowicie sensowne. Jako takie nie moga się doczekać ani realizacji ani nawet rozpatrzenia, bo wprowadziłyby nieznany i niepożądany element w systemie funkcjonowania Urzędów.
Pan chciałby postawienia na głowie ustalonego porządku, chciałby Pan, żeby urzednik slużyl obywatelowi, a wiadomym jest, że to petent jest dla urzednika a nie odwrotnie. Jedynym zadaniem urzędników jest uzasadnianie konieczności wlasnego istnienia.
Pozdrawiam
cui bono
cui bono