"Państwo zdało egzamin"

Obrazek użytkownika Janusz 40
Kraj

Poczucie narodowej jedności, jakie wyzwala sie w ludziach przy okazji zawodów międzynarodowych jest oczywiście zjawiskiem rozpoznanym od dawna i nie jest to tylko przejaw (jak to określiła GW) meczowego patriotyzmu, lecz czymś głębszym, co jest wartością samą w sobie niezależnie od sportowego wyniku. Niestety, nie jest zjawiskiem rozpoznanym wzmożony poziom agresji, jaki wytwarza się przy zawodach piłkarskich. Ciekawe, nawet przy okazji sportów walki nie obserwuje się specjalnych chuligańskich ekscesów.

Na normalne zjawisko (normalne tylko w przypadku zawodów piłkarskich) mobilizowania się kiboli walczących ze sobą drużyn - do dodatkowej walki między sobą - nałożyła się w przypadku meczu z Rosją animozja miedzy naszymi państwami. Ściśle biorąc animozja między narodem polskim a rosyjskimi władzami. Nikt myślący nie ma pretensji do Rosjan, do przeciętnego Morozowa, Wani, czy Stiopy. Wszyscy wiedzą, że naród rosyjski był prześladowany i wyzyskiwany przez władców Kremla od zawsze. Rzecz w tym, że niektórzy przedstawiciele tego narodu zostali zindoktrynowani przez władze, że są przedstawicielami wielkiego imperium, Wielikiej Rosjii, którym należy się więcej.

Również obecna władza w Rosji uprawia politykę imperialną, w gruncie rzeczy nie liczącą się z międzynarodowymi zasadami wzajemnego poszanowania. Kiedy tylko Moskwa ma do czynienia z państwem słabszym, albo w jakiś sposób uzależnionym od niej - przestaje sie z nim liczyć. Dochodzi do tego infantylne zauroczenie Zachodu - kiedyś - jedynym państwem sprawiedliwości społecznej, teraz liczącym się sojusznikiem w walce z międzynarodowym terroryzmem. W rzeczywistości - nie było tam nigdy żadnej sprawiedliwości, a jeśli idzie o terroryzm, to Putin, który jest faktycznym władcą Rosji, jest ostatnim człowiekiem, który miałby prawo wypowiadać się na temat terroryzmu.

Naturalną koleją rzeczy - rosyjscy kibice biorą na siebie to całe odium, jakie ciąży na Rosji z punktu widzenia jej stosunków z Polską. A rachunek krzywd wyrządzonych przez nią Polsce jest odległy od wyrównania i nie idzie tu nawet o krzywdy okresu stalinowskiego; czas bieżący ciągle dostarcza nowych przejawów wrogości ze strony Moskwy w stosunku do Polski. Sprawa handlowych relacji, embargo na polski eksport produktów roślinnych, szantaż gazowy przy podpisywaniu kontraktu, ułożenie rury gazociągu na dnie Bałtyku deklasujacej polskie porty, lobbowanie przeciw wydobyciu gazu łupkowego, straszenie instalowaniem rakiet Iskander w obwodzie królewieckim przeciw Polsce i groźba ich użycia (także z głowicami atomowymi) w przypadku instalowania na terenie Polski OBRONNEGO systemu antyrakietowego. wreszcie sprawa smoleńska... Nie mamy żadnych powodów, by kochać Rosję.

Obserwacja nakręconych filmów z przemarszu rosyjskich kibiców wskazuje jednoznacznie, że nie były to aniołki, tylko dyszący nienawiścią wysportowani bojówkarze (przynajmniej niektórzy). Jeżeli jeszcze nieśli czerwone flagi z sierpem i młotem i szturmówkę z portretem Stalina, to można powiedzieć, z dużym stopniem pewności, iż mieliśmy do czynienia z celową prowokacją. Przy czym działanie polskiej policji - dość nieudolne - jak zwykle sprowadzało się raczej do ochrony prowokatorów, a nie do zapewniania publicznego bezpieczeństwa i poszanowania istniejącego w Polsce prawa.

W oświadczeniach przedstawicieli polskich władz - zarówno przed imprezą, jak po niej wyczuć można było tchórzostwo przed obcym państwem (które status mocarstwa utraciło bezpowrotnie i z którym można rozmawiać tak, jak negocjuje sie z kidnaperem przykładającym nóż do szyi porwanego dziecka). Takie samo tchórzostwo okazało państwo polskie wypuszczając rozrabiające niemieckie bojówki na naszym święcie niepodległości.

Za chwilę usłyszymy: Państwo zdało egzamin.

Brak głosów