Bajka na dobranoc
Łukaszek zachorował. Był z tego powodu bardzo zły, bo przecież mieli grać mecz z chłopakami. Zamiast tego siedział w domu, kichał, kaszlał i wycierał smarki w rękaw.
- Tak dalej być nie może - stwierdził dziadek Łukaszka dając mu chusteczkę.
- Pozaraża nas wszystkich! - wystraszyła się siostra Łukaszka. Rodzina Hiobowskich wpadła w panikę i mały pacjent został siłą zawleczony do łóżka. Co prawda Łukaszkowi zależało na tym, żeby szybko wyzdrowieć, ale zaczął się bać, czy tą terapię w ogóle przeżyje. Wieczorem, natarty niezliczoną ilością maści i napojony produktami medycyny ludowej trafił pod kołdrę. Nie mógł zasnąć, najbardziej doskwierał mu zakaz włączania komputera (internet!). Nagle uchyliły się drzwi i zajrzał dziadek. Zobaczył, że wnuk nie może zasnąć i zaofiarował się, że poczyta mu bajkę. Normalnie Łukaszek odrzuciłby taką ofertę z pogardą, ale w tej sytuacji zgodził się. Dziadek zasiadł koło jego łózka z grubą, starą księgą baśni dalekiego wschodu i zaczął czytać opowiadanie o biegaczu.
"Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma pustyniami była sobie kraina rządzona przez złego sułtana. Rządził tak źle, że w kraju panowała wielka bieda. Dużo ludzi chciało stamtąd uciec do sąsiednich krain, ale zły sułtan miał dużo wojska, które pilnowało granic i nikt nie mógł się prześlizgnąć.
Aby ludzie zapomnieli o biedzie i ucisku sułtan organizował często różne zawody sportowe. Ludzie zamiast pracować czy myśleć o buncie ćwiczyli, aby brać w nich udział, bo nagrodą był wyjazd z kraju.
Był jeden biegacz, bardzo młody, który biegał całkiem nieźle i rokował, że w przyszłości będzie biegać bardzo dobrze. Stanął do biegów eliminacyjnych ale zanim do nich doszło spotkała go dziwna przygoda. Otóż kiedy pił kawę w kawiarni dosiadł się do niego agent tajnej policji. Porozmawiali sobie o wszystkim, a najwięcej o jutrzejszym rywalu naszego biegacza. Że on nie dość głośno chwali sułtana, że myśli tylko o tym jak wygrać i wyjechać. I ciekawa rzecz: jutro ten rywal miał bloki startowe cofnięte o 10 metrów. W sprincie na 100 metrów nasz biegacz oczywiście wygrał. Przed następnym biegiem znów spotkał się z agentem i znów opowiedział co wie o swoim kolejnym rywalu. I następnego dnia ten rywal... nie, nie miał cofniętych bloków, ale za to biegł w kaloszach.
I tak trwała kariera naszego biegacza. Co prawda jego rywale zaczęli mówić, że to nie przypadki i ktoś im szkodzi.
- Czy ja im szkodzę? - spytał sam siebie biegacz na widok rywala niespodziewanie zmiażdżonego na torze przez 16 ton. Obejrzał swoje ręce i powiedział: - Nie, to nie ja. To inni. Tamci.
Biegacz biegał dalej, spotykał się w dalszym ciągu, aż za którymś razem agent wręczył mu sznur drogocennych pereł i oświadczył, że to w nagrodę. Biegacz poszedł z perłami na pustynię, aby się zastanowić w samotności.
- Czy ja donoszę? - spytał sam siebie biegacz na widok sznura pereł. Dziwnie się z nimi poczuł. Rozsypał je po pustyni, spojrzał na swoje puste ręce i odpowiedział: - Nie, nie donoszę.
Sława biegacza rosła. Był już najlepszy w mieście, a potem najlepszy w całej krainie. Ćwiczył ciężko, biegał dużo, spotykał się często, prezenty od agenta policji wyrzucał.
Wreszcie wygrał zawody i wyjechał wolny do innej krainy. A jego rywale zostali i dalej pracowali jako niewolnicy. "
- Koniec bajki - powiedział dziadek Łukaszka. Łukaszek określił biegacza mianem męskich genitaliów.
- No ładnie! Taki stary a taki głupi! - rozległo się od drzwi. Stała w nich babcia Łukaszka.
- Przepraszam... - wybąkał Łukaszek.
- Nie do ciebie mówię tylko do dziadka! - zirytowała się babcia. - No co ci zrobił ten Wolszczan? No co?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1478 odsłon
Komentarze
+
8 Października, 2008 - 21:30
no cudne znów.
Pozdro.:D
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
Re: Bajka na dobranoc
9 Października, 2008 - 01:05
szach mat - brawo:)