Nie płakałem po Mrożku

Obrazek użytkownika coryllus
Kultura

Panuje w Polsce osobliwy zwyczaj, wśród publicystów. Polega on na tym, że na plecach każdej wykreowanej gwiazdy, czy to literackiej czy naukowej siedzą jakieś małpy i próbują ją naśladować mniej lub bardziej udanie. Pamiętam jak Mrożek wrócił do Polski. Pierwszą małpą, która usiadła mu na plecach był Żakowski. Opublikował on wtedy w „Dużym formacie” tekst, w którym powtarzała się fraza „co dalej panie Mrożek, co dalej”. Miało to dodawać temu materiałowi dynamiki i chyba sensu, ale sprawił ów zabieg jedynie to, że tekstu nie dało się czytać. Żakowskiemu, który jak wielu grafomanów uważa się za mistrza metafory chodziło o wykreowanie takiego obrazu, w którym widać byłoby jak Mrożek ucieka po świecie, a goni go jakiś demon. Ja nie wiem czy był to demon polskiego patriotyzmu, czy jakiś inny demon, ale na pewno był to demon. No i kiedy już się temu Mrożkowi udało odsadzić od demona na bezpieczną odległość, padało pytanie: co dalej panie Mrożek, co dalej? I ono właśnie miało ludziom podnosić ciśnienie. Ja nie wiem, że też podobne idiotyzmy dorosłym mężczyznom mogą przyjść do głowy...
Potem kiedy umarł Herbert Żakowski próbował przeskoczyć na jego grzbiet i prawie mu się udało, ale zleciał. Teraz zrobił sobie jakiś taki palankin, połączony z jednokołowym rowerem i na tym jeździ, z trąbką zawieszoną na szyi i czasem trąbi. O ile oczywiście, nie zaproszą go do telewizji Republika, gdzie jest zawsze miłym gościem.
Ponieważ wczoraj Sławomir Mrożek zmarł, czy też jak to mówią różne zgrywusy: odłożył łyżkę, pomyślałem, że powspominam sobie moje z twórczością Mrożka i twórczością o Mrożku spotkania.
Oto w tygodniku „Polityka” opublikowano kiedyś rysunek Raczkowskiego, który, jak to rysunki Raczkowskiego, był śmieszny i celny. Ogłoszono właśnie rok gombrowiczowski, na obrazku była sala gimnastyczna w szkole i widać było przygotowania do akademii ku czci. I był stół z zielonym suknem i popiersie wieszcza na nim i inne bajery, jak to transparent z napisem „rok gombrowiczowski” zawieszony na ścianie. W kącie zaś jeden facet konfidencjonalnym szeptem mówił do drugiego: Mrożek by tego nie wymyślił. I rzeczywiście tak było, Mrożek by tego nie wymyślił. Myślę jednak, że teraz rzeczywistość zaskoczy nas jeszcze bardziej i to co widzieliśmy na rysunku Raczkowskiego zblednie wobec nadchodzącej rzeczywistości. Choć może nie....?
Jeśli ustawimy sobie w kolejności wszystkie nasze awangardowe gwiazdy literackie, wszystkie te nazwiska, które błyszczały na firmamencie literatury światowej zauważymy z niejakim zdziwieniem, że coś tu cicho o zmierzchu. Wczoraj żaden chyba portal zagraniczny nie zająknął się na temat śmierci Mrożka. Sztuk Witkacego chyba się już nigdzie nie wystawia, a teraz jeszcze na dokładkę po krótkim, rzekłbym konwulsyjnym zainteresowaniu twórczością Mrożka, przestanie się również wystawiać jego sztuki. O Schulzu nikt nie wspomina, a Rita Gombrowicz musiała opublikować najgorsze brudy, żeby przywołać pamięć swojego zmarłego męża i zarobić parę dodatkowych dolarów. Dlaczego tak się dzieje? Otóż sprawa jest prosta: wszyscy ci ludzie pisali po polsku, a ich sprzedażowym targetem byli Polacy. I to jest dokładnie tak, jak kiedyś napisałem, nic co jest napisane po Polsku i przeznaczone dla Polaków nie utrzyma się dłużej w światowych rankingach, które są – jak wszystkie rankingi – oszukane i służą propagandzie. Jeśli więc książki i dramaty pisane po polsku nie znajdują odbiorcy w Polsce, bo są w tego właśnie odbiorcę wymierzone, stają się po prostu niepotrzebne i niezrozumiałe. Wszystkie zaś wymienione przeze mnie nazwiska to już dziś prawdziwe truchła, które nie zostaną nigdy wskrzeszone. I popatrzcie teraz sami jak to krótko trwało i jak ludzie ci zostali wykorzystani, bo przecież trudno nazwać ich życie sukcesem. Mrożek z tego wszystkiego wyszedł jeszcze najlepiej, odnalazł się w biznesie i jakoś tam sobie radził w świecie. Dożył późnego wieku i raczej był spełniony.
Pamiętam jego ostatnią, albo jedną z ostatnich sztuk, bo nie śledziłem jego twórczości w ostatnim dwudziestoleciu zbyt dokładnie. Była to taka nędza, że nie wiadomo właściwie co powiedzieć. Nie wiem po co on to napisał, chyba dla pieniędzy, na zlecenie jakiegoś durnia, dyrektora programowego z telewizji. Tej biedy nawet Żakowski by nie łyknął. Gajos grał tam jakiegoś mafioza z tajnych służb, który przeżył poważne ideowe rozczarowania w latach siedemdziesiątych, a Janda była jego eks żoną, czy może eks kochanką. Przez cały czas o czymś rozmawiali, ale ja niestety nie wiem o czym, bo zbyt wiele w tym tekście było gotowych odpowiedzi na nie zadane jeszcze przez widza pytania, bym się mógł połapać. Na koniec Gajos chce zastrzelić Jandę używając do tego celu karabinu z lunetą, ale w końcu rezygnuje widząc jak Janda wesoło macha mu ogonem. To jest chciałem powiedzieć, ręką...
To nie była jedyna zaliczona przeze mnie sztuka Mrożka, nie myślcie sobie, widziałem też inne. Widziałem „Tango”, „Waclawa”, „Krawca” i jakieś jednoaktówki beznadziejne i rozpaczliwe. Czy ktoś na przykład wie, że Mrożek był autorem tekstu „Kynolog w rozpaczy”? Jakiś mędrzec zrobił z tego operę i kiedyś w nocy puszczała to telewizja. Ja zaś siedziałem i myślałem sobie: dobry Panie Boże, dlaczego każesz mi oglądać to gówno? I nie mogłem wstać i odejść sprzed telewizora. A teraz już wiem dlaczego mi kazał - żebym mógł Wam dziś o tym opowiedzieć.
Z wszystkich sztuk Mrożka najbardziej podobał mi się „Krawiec”, tam oczywiście było sporo dyrdymałów o rewolucji i jej niszczącym działaniu, ale pomysł ze zmianą skóry wydawał mi się wtedy rewelacyjny. Co do reszty zaś to odczucia miałem raczej zmieszane. Pamiętam jeszcze jakieś dwie sztuki, w których występowali Conrad i Fronczewski oraz Conrad i Zamachowski (chyba?)/ Jedna była o tym, że dwóch mężczyzn w średnim wieku wspomina Powstanie Warszawskie. Jeden był Powstańcem ideowym i poszedł walczyć za Polskę, a drugi, bo mu się jedna dziewczyna spodobała i chciał ją co noc ryziać, pomiędzy tymi ostrzałami i bombardowaniami. I potem przeżył katharsis, bo obok niej wybuchł granat, rozerwał jej brzuch, a kiedy nieśli nieszczęsną na noszach wypłynęły z niej flaki i stał się ów wypadek przyczyną serii ideowych rozczarowań naszego bohatera. Chyba jednak nie poszedł w homoseksualizm o ile pamiętam, bo to jeszcze nie były te czasy, ale gdyby Mrożek zachował sprawność do dnia dzisiejszego, mógłby zmienić nieco końcówkę.
W drugiej sztuce chodzi o to, ze na emigracji, w jednym pokoju mieszka polski inteligent z polskim chamem i muszą sobie jakoś układać życie. I to była już prawdziwa rozpacz, bo widać było dla kogo Mrożek ów tekst napisał. Uczynił to z myślą o drugim pokoleniu ubeków, którzy przyjechali tu na ruskich czołgach. I dał im tym tekstem usprawiedliwienie, legitymację i carte blanche na wszystko. Cham był nie dość, że chamem to jeszcze chamem katolickim i nie znał się na najnowszych trendach literackich, a do jedzenia kupował sobie psie konserwy. Oglądałem to i myślałem co z takim tematem zrobiłby jakiś włoski reżyser, taki Vittorio de Sica na przykład. Myślę, że po tej jego robocie, wszyscy łącznie z moją żoną, która nie jada mięsa, poszliby do sklepu kupić sobie po jednej przynajmniej psiej konserwie.
No ale my mieliśmy Mrożka. Sztuk takich jak „Tango” nie próbowałem nawet interpretować, bo i po co, kiedy wszystko jest na wierzchu i widać, że zostało napisane na zamówienie i pod tezę. Jeśli ktoś chce mi teraz powiedzieć, że Mrożek walczył z systemem, niech się lepiej puknie w głowę. Większość jego tekstów to obłe, zaopatrzone w fikcyjne i całkiem nie pasujące do realiów konflikty. Mrożek to autor, który siedział w wielkim słoiku, łaził wokół jego ścianek i dziwił się, że ten świat tak się wygina w dwie strony bez sensu. Na pomysł, by wyjść ze słoika nie padł nigdy. W słoiku mieszkał w Krakowie, który jest jeszcze większym słoikiem, tak więc i złudzenia obserwowane przez dwie warstwy szkła są ciekawsze, a potem w słoiku wyjechał za granicę. Mam nadzieję, że chociaż pod koniec życia, ktoś go z tego słoika wyjął i Sławomir Mrożek zauważył wreszcie jak się sprawy mają.
Tak naprawdę musimy żałować jednego, tego mianowicie, że Mrożek nigdy nie wpadł na pomysł, by swoim niezrównanym piórem opisać sytuacje obyczajowe w Meksyku. Być może to zrobił, a ja o tym nie wiem, ale jeśli tak jest, to demaskacja jego bezwolności i podporządkowania systemowi, jest jeszcze większa. Bo gdzie niby są te teksty? Kto je opublikował, reklamował i wystawiał? Nikt? Jaka szkoda. Jeśli zaś nikt ich nie wziął, to znaczy, że ich nie ma. Gdyby Mrożek napisał o tym, o czym czasem tylko wspominał, czyli o rasizmie panującym w Mezoameryce, o rasizmie ocierającym się moim zdaniem o satanizm, wtedy dopiero świat wstrzymałby oddech. No, ale Mrożka oddelegowali do opisywania polskiego katolicyzmu i polskich chamów, nie mógł więc robić tego co by chciał, bo nikt by mu nie zapłacił, a jeszcze do tego mógłby oberwać. A komu się chce ryzykować? Szczególnie w sytuacji kiedy jest się popularnym i lansowanym przez media twórcą? I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej: do prawdziwej funkcji literatury, dramatu i sztuki w ogóle.
Żeby rzecz zilustrować najlepiej jak potrafię muszę odpłynąć od Mrożka i skierować się ku wyspom, które dawno temu nosiły nazwę Wysp Letnich, a dziś nazywają się po prostu Bermudy. Oto dawno, dawno temu, król Anglii i Szkocji Jakub I, wydał trzy akty konstytuujące czwartą wielką kompanię handlową działającą za angielskie pieniądze. Była to Kompania Wirginii. Wkrótce do kompanii tej dołączyło ciało, które można by nazwać subkompanią. Była to właśnie kompania Bermudów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na Bermudach nie było złota i przez to szlachetni lordowie, panie i panowie nie kwapili się z wykładaniem pieniędzy na tę inwestycję. Trzeba było poszukać innych inwestorów, biedniejszych i postawić na inny coś innego niż tylko eksploatacja złóż. Na kolonizację rzecz jasna. I ja tu teraz zacytuję fragment pewnej fantastycznej książki, którą podarował mi Wierzący Sceptyk. Oto on:

Otóż minęły czasy, w których przyszli inwestorzy, przede wszystkim szukali poparcia Korony i jej organów jak admiralicja i rada prywatna. Teraz zaczęto od propagandy wśród społeczeństwa – przyszłych inwestorów i osadników. Pojawiły się natychmiast liczne publikacje zachwalające Bermudy i opisujące przygody Somersa (człowieka, który wpadł na pomysł, by je kolonizować). Następnie zabrał głos protegowany głównego udziałowca Kompanii, Southhamptona – Wiliam Szekspir. 11 XI 1611 r. wystawiono po raz pierwszy jego ostatnie dzieło,”Burzę”, oparte na wiadomościach o odkryciu Bermudów i je właśnie propagujące.

I ja mam teraz pytanie do polonistów i badaczy szekspirologów: czy ktoś z Państwa zetknął się z taką interpretacją „Burzy”? Nie? Jaka szkoda. A co z innymi dramatami „Szekspira”? Z takim „Hamletem” na przykład? A co z innymi dramaturgami? Z takim Mrożkiem chociażby? Chcecie powiedzieć, że od czasów króla Jakuba wiele się na świecie zmieniło? Okay, to dość śmiała teza, ale ja jej nie kupuję...
Sławomirowi zaś Mrożkowi, który wielokrotnie dawał dowody odwagi i dobrego humoru w starciach z nieuchronnym, życzę wielu dobrych przygód w zaświatach, w które o ile pamiętam nie wierzył zbyt mocno, ale może mu przeszło w tym szpitalu.

Sztuka sztuką, a kompania, kompanią, jak uczy przykład mistrza Szekspira. Na stronie www.coryllus.pl mamy właśnie promocję audiobooka i I tomu „Baśni jak niedźwiedź”. Mamy tam także nową, niesamowicie zabawną książkę o przenoszeniu domu ze wsi pod Warszawę, drewnianego domu, która nosi tytuł: „Dom z mchu i paproci”. Wszystkie wymienione tytuły sprzedajemy po 25 złotych plus koszta wysyłki.

Brak głosów

Komentarze

 Coryllus jest wielki co najmniej tak jak wielki był Mrożek.

Obaj pisali dla pieniędzy. 

Vote up!
0
Vote down!
0
#376009

bo lubię teksty ,w których argumenty są wyraźniejsze niż teza.

Vote up!
0
Vote down!
0
#376011

Tu w ogóle nie ma tezy, bo ja nie piszę pod tezę.

Vote up!
0
Vote down!
0

coryllus

#376012

czyli jest teza z cienką argumentacją.

Vote up!
0
Vote down!
0
#376019

ale chyba tylko mistrz Szekspir dorównuje miszczowi coryllusowi!

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

Vote up!
0
Vote down!
0

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

#376027

 "Potem kiedy umarł Herbert Żakowski..."

Może chodziło o Huberta Żakowskiego?
Vote up!
0
Vote down!
0
#376039

przecież mistrz coryllus wyraźnie sugeruje,że jak go odpowiednia kompania zasponsoruje to on stworzy arcydzieło - balsam dla ucha umęczonego narodu - zgaduję tytuł : Miód i sól.

Vote up!
0
Vote down!
0
#376043

Z tego przydługiego felietonu wynika [tak to odczytałem], że mit Mrożka, to nadmuchany balon. Z tym się zgadzam.
Nie należy jednak zapominać o jego postawie w dawnych czasach, gdy napisał:
"Wszyscy 'bohaterowie' procesu korzystali z praw obywatelskich, byli osobami i instytucjami w Polsce, wewnątrz narodu. I wszystkie swoje wysiłki skierowali przeciw Polsce, przeciw narodowi.
Z tej zasadniczej, najgłębszej przestępczości, odgałęziają się wszystkie przestępstwa.
Z tego wynikła postawa oskarżonych w czasie procesu, stąd zbutwiałe 'idee' i śmierdzące motywy, stąd rozpaczliwa bezradność, ilekroć usiłowali oni uzasadnić swoje działanie.
Występowali zawsze – i musieli to stwierdzać – w imieniu amerykańskiego wywiadu, w imieniu interesów politycznych Watykanu, w imieniu interesów rządu Adenauera. Występowali – jeżeli mówić o motywach osobistych – w imieniu osobistego zarobku na zdradzie, a jeśli można mówić o jakiejś sprawie ogólnej, to ich sprawa, sprawa, za którą odpowiadali przed sądem, była sprawą rewizjonistów hitlerowskich, sprawą kardynałów robiących interesy na obrotach bankowych, sprawą militarystów amerykańskich, sprawą imperialistów, sprawą byłych obszarników polskich... Te sprawy określiły postawę swoich popleczników.
Czy można wobec tego się dziwić, że ich postawa, postawa oskarżonych i niektórych świadków w procesie krakowskim – nie budziła innego uczucia poza uczuciem głębokiej pogardy? Przecież nie można stać z podniesionym czołem, kiedy działa się w imieniu i interesie ludobójców."

Wiele osób nie pamięta że w tym bagnie tarzał się z innymi wieprzami także Mrożek.

**********************************
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#376051

I pod prawie koniec tej sterty ... (słów?), które łączy chyba tylko interpunkcja, natrafiam wreszcie na autorską zapowiedź: „I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej: do prawdziwej funkcji literatury, dramatu i sztuki w ogóle.” Tak, pomyślałam sobie: natrafiam wreszcie na zapowiadany długo przez autora złoty nougat estetyki i literaturoznawstwa w szczególności. A tu, REKLAMA – za przeproszeniem – autorskich wypocin bez pokrycia ...

Parafrazując więc autora: „Ja zaś siedział[a]m i myślał[a]m sobie: dobry Panie Boże, dlaczego każesz mi” czytać to ... ?

Vote up!
0
Vote down!
0

kassandra

#376046

Piękny przykład nieumiejętności czytania ze zrozumieniem. No, ale jeżeli oczekujemy od mistrza pereł oświecenia...

***
Tak jak i każdy człowiek - jestem zwykłym szczurem.

Vote up!
0
Vote down!
0

***
Tak jak i każdy człowiek - jestem zwykłym szczurem...

#376053

Sugerowałabym mniej erystyki, za to więcej logiki. I na pewno mniej enigmatycznie ...

Pozdrawiam więc z niezrozumieniem

Vote up!
0
Vote down!
0

kassandra

#376078

 Coś mi ten Coryllus cuchnie kapusiostwem, kolaboracją  obecnej władzy. Może moja kobieca intuicja mnie zawodzi?

Z drugiej strony nie dziwi mnie, że ktoś taki jak Coryllus, z przerośniętym monstrualnie ego, jest z lekka POjebany mentalnie, z pewną nutką ideologicznego nadęcia.

Dureń czyli artysta, i może o to mu chodzi?

Vote up!
0
Vote down!
0
#376056

ale takiego gnojstwa też nie lubię.

Zgłaszam to chamstwo jako naruszenie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#376058