Imperialna propaganda satanistów

Obrazek użytkownika coryllus
Kultura

Tak jak dawniej, w PRL, żaden dowcip nie został wymyślony i rozkolportowany bezinteresownie, tak dziś, żadna trzeciorzędna produkcja filmowa nie może być wypuszczona na rynek bez jakiegoś ukrytego zamiaru. Szczególnie wyraźnie widać to w filmach odwołujących się do początków cywilizacji europejskiej, szczególnie zaś do tego czasu kiedy w Europie triumfowało chrześcijaństwo. Chodzi mi o schyłek Cesarstwa Zachodniorzymskiego, czasy potęgi Konstatntynopola i wszystko co było potem.

Puścili ostatnio w kinie, tak z rok temu, jakiś taki film o uczonej pani z Aleksandrii, która przed Kopernikiem odkryła, że Ziemia i planety krążą wokół słońca. Zapisała to gdzieś i złożyła w bibliotece w Aleksandrii, ale przyszli chrześcijanie z Bizancjum i tę bibliotekę spalili. Mam tu pewien kłopot poznawczy, bo w książce „Dzieje wypraw krzyżowych”, która tu niedaleko stoi na półce, już na pierwszych stronach napisali, że tę bibliotekę spalił Umar, wjechawszy wcześniej do miasta na białym wielbłądzie. Czy ktoś kompetentny może mi więc wyjaśnić jak było naprawdę? Ci wstrętni Grecy co nienawidzili prawdziwej wiedzy palą Aleksandrię także w zapomnianym już nieco filmie dla dzieci pod tytułem „Był sobie człowiek”. Jak więc było naprawdę?

Zanim przejdziemy do innego fantastycznego filmu chciałbym tylko przypomnieć, że w czasach mojego dzieciństwa, przynajmniej kilka razy w roku, w największe kościelne święta pokazywano jakieś amerykańskie lub brytyjskie filmy opiewające czyny Ryszarda Lwie Serce oraz jego poczynania, w rzeczywistości dość niemrawe, pod murami Jerozolimy. Było tych filmów trochę i pokazywano je z wyraźnym zamiarem pobudzenia w widzach fascynacji zachodnią, chrześcijańską cywilizacją, oraz podniesienia wiary w tejże cywilizacji zwycięstwo. Tak jak pisałem były to, przynajmniej z listy płac tak wynikało, produkcje brytyjskie i amerykańskie. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że wszystko to były infantylne filmy dla nigdy nie dorastających chłopców, ale co w takim razie rzec o takim filmie jak „Ostatni legion”?

Byłem wczoraj w pomieszczeniu gdzie stał telewizor, w nocy. Nieopatrznie ten telewizor włączyłem, a tam film pod tytułem „Ostatni legion”. Mamy w tym filmie pokazane ostatnie chwile Rzymu, tuż przez zajęciem miasta przez Odoakra. Jest mały cesarz Romulus i jego rodzice oraz wycofana z Afryki grupa żołnierzy, którzy mają strzec bezpieczeństwa chłopca. Jest także tajemniczy poseł z Konstantynopola i równie tajemnicza kobieta, która walczy jak dziesięciu mężczyzn. Mamy koronację tego biednego Romulusa, któremu facet nie wyglądający wcale na biskupa nakłada koronę zwieńczoną krzyżem. Potem widzimy jak Goci niszczą miasto, Romulus zostaje przez Odoakra odesłany na Capri, a jego ochroniarze i tajemnicza pani, która okazuje się mieszkanką południowych Indii idą mu na ratunek. Jest tam także tajemniczy filozof, który ma na piersi wypalony pentagram. Pentagram o czym pamiętamy nie był w tamtych czasach symbolem satanistów, ale czymś zgoła innym. Nie musimy się tym jednak wcale przejmować, bo intencją filmu nie jest wyjaśnianie co jest lub było jakimś symbolem i co tam kiedyś dawno znaczyło, ale udowodnienie dość prostej zaskakującej jednak tezy. Jakiej? O tym powiem na końcu.

Zanim źli Goci wywieźli małego Romulusa na Capri pokazano nam piękną scenę; oto jeden z tych wstrętnych barbarusów rzuca sobie pod nogi zwieńczoną krzyżem cesarską koronę i depcze ją buciorem, rozbijając w drzazgi. Jest to ostatni moment w filmie, kiedy widzimy symbol potęgi obydwu stolic i jednoczącej ich wiary. Jeśli oczywiście nie liczyć tej historii z mieczem. Mamy bowiem w całym filmie jeden motyw przewodni. Gadają na początku z offu, że kiedyś, dawno temu, kiedy Cezar podbijał Galię, ktoś mu wykuł w Brytanii, (jakże nieodległej prawda?) miecz. Bardzo tajemniczy i dający niezwykłą moc. Miecz ten gdzieś się tam błąkał po Rzymie, ale w końcu przepadł i nie wiadomo gdzie jest. Facet w białym giezłeczku, nazywany filozofem, z wypalonym na piesi pentagramem, opowiada o tym, że trzeba ten miecz koniecznie znaleźć. Jest ów pan wychowawcą małego cesarza i ciągle za nim łazi. Wróćmy do miecza. Miecz to także krzyż o czym realizatorzy chyba jednak zapomnieli.

Na Capri sytuacja wygląda nieciekawie, bo mur wysoki, dookoła woda i nijak nie można tego Romulusa stamtąd wywieźć. No, ale od czego wojowniczka z Indii? Raz dwa pani owa uporała się z germańskimi siepaczami, trochę jej tylko ci ochroniarze cesarza pomogli, a potem wszyscy razem: ona, szef ochrony, jego koledzy, Romulus i facet w giezłeczku z pentagramem wyruszają do Brytanii, bo tam ponoć został jeszcze jeden legion wierny Rzymowi. Legion numer 9. W Europie wszystko jest już pozamiatane, rządzi Odoaker i jego kumple, Rzym się pali, wszystko rozwalają i psują. Nie ma co czekać trzeba uciekać. Najpierw przez Alpy, potem przez Galię, potem szybciutko przez kanał i lądują już w tym charakterystycznym miejscu w Kornwalii, gdzie są te wielkie białe klify. Nasz filozof całuje ziemię tuż po wylądowaniu, okazuje się bowiem, że właśnie stad pochodzi. W czasie całej drogi do Brytanii miał on jednak bardzo nieprzyjemne projekcje z przeszłości. Były one również naszym udziałem, co znacznie podnosiło temperaturę filmu. Oto w takiej charakterystycznej mgiełce, która oznacza zwykle sceny nierzeczywiste, pochodzące ze snu, pokazywano jak jakiś bydlak w złotej masce, ściąga sobie z szyi pentagram wykonany z metalu, rozgrzewa go w ognisku i z niewiadomych przyczyn przyciska do piersi naszego filozofa, w obrazie tym oczywiście dużo młodszego.

I tu już nie mamy wątpliwości co do treści, jakie niesie nam ten symbol i nie musimy zastanawiać się czy może jest on czasem odwołaniem się twórców do pitagoreizmu. Może trochę, ale trochę bardziej nie. Facet w złotej masce, który trzęsie całą wyspą, nosi bowiem ten pentagram na szyi i Pitagorasa przypomina mniej więcej w tym samym stopniu co Andrzej Gołota. Gębę ma zasłoniętą i brzydkie zwyczaje. Zabija ludzi i chce rządzić. Okazuje się także, że on również szuka tego samego miecza.

Bohaterowie nasi dobiegają w końcu do Muru Handriana i nie znajdują tam niestety 9 legionu. Okazało się, bowiem, że chłopcy z legionu znudzili się tym marazmem panującym na granicy i po prostu zaczęli się fraternizować z miejscową ludnością, zachowując – oparte na wzajemnym lęku – pokojowe stosuneczki z facetem w masce. Mieszkają gdzieś po wioskach, zbroje pochowali i miast ćwiczyć walkę, leżą bykiem i piją sajder pędzony już wtedy przez miejscowych.

Przybycie Romulusa trochę ich rozbudza ale nie za bardzo. Rzym jest daleko, a facet w masce blisko. Nie wiadomo co będzie i trzeba się dobrze zastanowić, żeby nie popełnić błędu. Tym bardziej, że na wyspę przybywają wysłannicy Odoakra, którzy porozumiewają się z tym w złotej masce i postanawiają razem załatwić Romulusa i jego ochronę. W dodatku ten Romulus wleciał do jakiejś tajemniczej piwnicy i tam znalazł ten cały miecz Cezara, który daje niezwykłą moc. Potem akcja rozwija się tam szybko, że niestety nie wyłapałem wszystkich szczegółów. No, ale jest ta finałowa bitwa, i ekipa rzymska zwycięża. Legioniści budzą się z marazmu i spuszczają łomot ludziom faceta w złotej masce, on sam zaś zostaje wrzucony w czeluść płonącą przez naszego znajomego w giezłeczku. Czeluść ta dziwnie przypomina wszystkie wejścia do piekieł tak jak sobie je wyobrażają amerykańscy producenci filmów klasy B.

Romulus po bitwie odrzuca miecz Cezara, bo nie lubi walczyć, a miecz leci, leci, leci i wbija się w skałę. No i wszystko jest już jasne. Końcówka jest taka; facet w giezłeczku z wypalonym na klacie pentagramem gada z jakimś małym chłopcem i opowiada mu całą tę historię. Chłopiec ma na imię Artur, a jego tata Pendragon, wcześniej nazywał się Romulus, ale zmienił sobie imię na brzmiące bardziej po celtycku.

Nie wiem od jakiego czasu historia pokazywana w filmach nie służy prawdzie, ale propagandzie, ale wydaje mi się, że moment kiedy było odwrotnie był bardzo krótki i wszyscy go przeoczyliśmy. Mamy więc oto historię Rzymu wyłożoną punkt po punkcie; chrześcijaństwo osłabiło imperium i doprowadziło do jego upadku, korona musiała więc zostać zniszczona, całe szczęście przez wrogów. Pogański symbol, uczyniony jeszcze dla Cezara jest o wiele ważniejszy i o wiele trwalszy, jego legenda przetrwała przecież do naszych czasów. Do tego ten pentagram, który może jest pitagorejski, a może nie. No i ta wielokulturowość na wyspie; rzymscy legioniści, w tym jeden murzyn, jakaś pani z Indii, Celtowie, paru rudych Gotów, których nie dorżnięto, po prostu sielanka.

Można się oczywiście z tego śmiać, ale o tym kto naprawdę spalił bibliotekę w Aleksandrii nie wie prawie nikt, a ten film obejrzą miliony i miliony uwierzą w jego przesłanie. Londyn trzecim Rzymem proszę Państwa, ale nie wiem czy jest się z czego cieszyć. Siła zaś cywilizacji zachodniej nie ma swojego źródła w Krzyżu, bo ten stał się niepotrzebny. Nie będzie już filmów o tych okropnych krucjatach, a o tym, by ktoś nakręcił obraz o św. Brendanie nie może być nawet mowy.

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl., gdzie można zakupić książki Toyaha i moje. Tam jest raczej mało pogaństwa, satanizmu nie ma wcale, a pentagram o ile pamięć mnie nie myli nie pojawia się ani razu.

Brak głosów

Komentarze

i i ogromnego samozaparcia ,jakze ptrzebnych przy ogladaniu tego megagniota . Wchodzenie do ciemnych pomieszczen z wylaczonym telewizorem moze byc szkodliwe dla zdrowia.

Vote up!
0
Vote down!
0
#179505

Gniot koszmarny, widziałem :).

Ale to jeszcze nic, tutaj spora częśc ludzi jednak się połapie, że z tym Romulusem to coś nie halo i nie dokońca tak było...

Dużo większą traumę spowodowało u mnie "Królestwo Niebieskie", nota bene, film lepszy o jakieś dwie klasy pod względem obsady, etc...

Ale zakłamany wręcz fatalnie i to bez wyraźnego celu.
Dla niewtajemniczonych: rzecz o końcu Królestwa Jerozolimskiego, gdzieś tam się pojawia Baldwin IV Trędowaty, potem jego siostra Sybilla, templariusze, Saladyn i cały ten wschodni szajs.

Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że...
Inaczej: po obejrzeniu filmu spędziłem bodaj z godzinę wyjaśniając znajomym, jak to było naprawdę :)

Z Sybilli (nie grzeszącej, umówmy się, ani intelektem, ani darem przewidywania) zrobili głowną nieskalaną heroinę dramatu, zakochaną i kochaną. Z wielkiego mistrza templariuszy z kolei... - ale dużo by pisać.
I tak dalej, i tym podobnie.

Nie wiem tylko - po co. akurat tamten epizod historyczny wystarczająco dobrze nadaje się na fabułe do dobrego, utrzymanego w konwencji rycerz/kochanka/Wschód filmu.

Niepojęte jest to dla mnie do tej chwili :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#179552