OSUWISKO TRZECIEJ RP

Obrazek użytkownika Arnold Parszawin
Kraj

Od samego zarania III RP jej ład społeczny ufundowany był na obywatelskiej niedojrzałości znaczącej części Polaków i ich obojętności na sprawy publiczne. Przyczyna tego mentalnego niedorozwoju wydaje się dość oczywista, to poprzedniczka III RP - PRL. Z jednej strony to wynik świadomej inżynierii społecznej komunistycznych elit zainteresowanych masową hodowlą homo sovieticus. Drugi czynnik sprawczy to „niedokończona” rewolucja SOLIDARNOŚCI z lat 1980-81, czy raczej stan wojenny, który ostatecznie zaprzepaścił niepowtarzalną historyczną szansę na ukształtowanie się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego.

Ojcowie założyciele III RP dumnie ochrzcili ją mianem „demokratycznego państwa prawa”. Oczywiście po dziesięcioleciach komunistycznego bezprawia, a już zwłaszcza po horrorze stanu wojennego i lat osiemdziesiątych ta pompatyczna deklaracja nie raziła swoim maksymalizmem na wyrost. By dostrzec jej fałsz, na początku lat dziewięćdziesiątych było zapewne jeszcze za wcześnie. Dość szybko jednak widoczna bezradność wymiaru sprawiedliwości wobec odziedziczonych po PRL-u patologii unaoczniła rzeczywistą jakość postkomunistycznej Polski jako państwa prawa. Wystarczy tu przypomnieć niemożność wskazania i osądzenia zbrodni junty Jaruzelskiego, czy niestandardową przewlekłość i znikomą skuteczność rozliczeń największych afer gospodarczych, poczynając od złodziejskich prywatyzacji, na aferze FOZZ kończąc. Dalsze przykłady można by mnożyć, ale mimo wszystko wydawało się, że III RP przynajmniej na elementarnym poziomie, dotyczącym spraw zwykłego szarego obywatela, gwarantuje minimalną praworządność i poczucie bezpieczeństwa. Ta względnie stabilna i przewidywalna sytuacja zaczęła się stopniowo zmieniać od połowy minionej dekady, kiedy to krajem wstrząsnął kryzys polityczny, który przeorał pokomunistyczną Polskę i zdawał się prowadzić wprost do wywrócenia dotychczasowego porządku. W chwili decydującej rozgrywki nie było już miejsca na troskę o zachowanie pozorów praworządności i politycznej bezstronności, należało zewrzeć szeregi – system walczył o przetrwanie. Okazało się, że ostatnią instancją walczącego o przetrwanie systemu zdolną do powstrzymania upadku III RP był Trybunał Konstytucyjny, który uratował ją uniemożliwiając przeprowadzenie zaniechanej przed laty lustracji. Z perspektywy czasu widać, że w tym momencie zaczął się w Polsce swoisty, przez nikogo nigdy nieogłoszony trwający do dzisiaj stan wyjątkowy, który na dodatek po 10 kwietnia 2010 uległ wyraźnemu zaostrzeniu.

Początkowo jego sens polegał na marginalizowaniu i zwalczaniu przy użyciu wszystkich dostępnych środków czołowej partii politycznej, utożsamionej z projektem IV RP i na próbie rozliczenia jej prominentnych przedstawicieli. Osobiście, ten etap w autodegradacji Polski pokomunistycznej, sam dla siebie, nazywam państwem kpiny z prawa. Teraz już nawet dotychczasowe mizerne standardy przestały obowiązywać. To, co dotąd wydawało się niemożliwe, jeśli chodzi o zachowania osób publicznych i instytucji reprezentujących państwo, stało się możliwe i akceptowane. Rozpoczął się festiwal obrażania inteligencji, zdrowego rozsądku i poczucia przyzwoitości Polaków. Ot, choćby kuriozalne orzeczenie sądu RP, wedle którego, by orzec o bezprawności wprowadzenia stanu wojennego, należałoby przesłuchać Michaiła Gorbaczowa, Margaret Thatcher, ale także Jana Pawła II i Ronalda Reagana, czy podobny sądowy absurd ustanawiający Adama Michnika ze względu na jego domniemane historyczne zasługi osobą o szczególnym znaczeniu dla państwa i tym samym prawnie chronioną przed krytyką. A jak ocenić pomysł sędziego Jabłońskiego, by zarządzić badania psychiatryczne Jarosława Kaczyńskiego na okoliczność jego działań politycznych po wiadomej tragedii?

Katastrofa smoleńska zmieniła społeczną sytuację o tyle, że spowodowała niezwykłe (jak na realia ostatnich dwudziestu lat) uaktywnienie części społeczeństwa, jego patriotyczne przebudzenie, a to z kolei zmusiło establishment III RP do rozszerzenia pola ideologicznego ataku na zwykłych obywateli –rzecz jasna, tych uznawanych za twardy elektorat PiS-u, czy szerzej za tzw. Polskę narodowo-katolicką. Tym samym aparat przemysłu pogardy rozszerzył definicję wroga do każdego, kto ośmieli się otwarcie demonstrować swój obywatelski sprzeciw wobec systemu. Za ilustrację tego procesu niech posłuży zachowanie władz i sił je wspierających w trakcie i wobec narodowej manifestacji 11 listopada 2011. Nagłośniona sytuacja, gdy skatowany przez zachowującego się jak bandyta funkcjonariusza policji człowiek zostaje aresztowany i skazany przez sąd za naruszenie nietykalności osobistej policjanta, nie wymaga żadnego komentarza.

Ostatnim, a jak się zdaje też ostatecznym, aktem degeneracji III RP, dającym jej strukturom poczucie całkowitej bezkarności, były kolejne wybory parlamentarne wygrane przez rządzącą od 2007 Platformę Obywatelską. Okazało się, że partia władzy zdała „test Niesiołowskiego”. Dla wielu, w tym dla piszącego te słowa, szokiem był stopień akceptacji przez znaczny odłam społeczeństwa dla tych, którzy symbolizują całą nędzę III RP, wszechobecną w niej nikczemność, kłamstwo i niekompetencję. Warto przypomnieć i zapamiętać rozmiar poparcia dla trojga, w szczególny sposób „zasłużonych” , ludzi Donalda Tuska: Stefan Niesiołowski – 37 tys. głosów w Zielonej Górze, Ewa Kopacz – 41,5 tys. głosów w Radomiu i Bogdan Klich – 73 tys. w arcypolskim Krakowie! Jak widać większości Polaków ten swoisty wszechogarniający stan wyjątkowy ciągle jeszcze nie doskwiera, być może go nawet nie dostrzegają, a może po prostu go aprobują. Pytanie, jak długo, bo (co oczywiste) niekontrolowana władza nie jest zdolna do samoograniczeń. Skutki poczucia całkowitej bezkarności, przyzwolenia na każdy, największego nawet kalibru przekręt i niegodziwość już widać: osobnik pełniący funkcję rzecznika rządu fakty obnażające rosyjskie i polskie kłamstwo w smoleńskim „śledztwie” komentuje publicznie w arcybezczelny sposób, że „nie ma to żadnego znaczenia, a poza tym życia przecież nikomu to nie przywróci”.

U rządzących, poza przekonaniem o ich niezagrożonym immunitecie, coraz wyraźniej widać już zmęczenie ciągłą potrzebą reagowania na pojawiające się zarzuty, wymyślania jakichś uzasadnień i tłumaczeń, wynajdowania jakichś pretekstów i coraz bardziej absurdalnych wymówek. Za każdym razem silniejsza jest więc u nich zrozumiała pokusa odpuszczenia sobie, skoro ich trud okazuje się w gruncie rzeczy zbędny, bo głupcy i tak łykną wszystko – nie tylko Tuska i Komorowskiego, ale i choćby Niesiołowskiego z jego cuchnącymi wydzielinami. Tak oto III RP osuwa się z pozycji państwa kpiny z prawa ku państwu otwartego bezprawia. A to nam, świadomym obywatelom, każe przygotować się na przyszłość, w której oficjalni przedstawiciele polskiego państwa podejmując ważne decyzje, nawet te najbardziej kontrowersyjne i niedorzeczne, nie będą czuli się w obowiązku informować nas o czymkolwiek i jakkolwiek je uzasadniać. No bo, jak powiedział pewien podłego gatunku klasyk: „sprawa jest przecież arcyprosta” - no więc po prostu, tak bo tak, albo nie bo nie. A poza tym możecie pocałować nas tam, gdzie kochane dzieci miały pocałować pana prowadzącego „Misia z okienka”. Jak to może wyglądać np. w sprawie smoleńskiej, gdyby się miało okazać (wiem, wiem, ta myśl jest zbrodnicza), że za wszystkim stoją rosyjskie służby? Ano łatwo sobie wyobrazić. Średniorozgarniętym zaoferuje się wersję – „po co nam ta prawda, skoro życia nikomu to nie wróci”, natomiast niewzruszeni zwolennicy winy Kaczyńskich na pewno chętniej usłyszą, że „bardzo dobrze, po co się tam Kaczory pchali, sami sobie winni!”

Brak głosów

Komentarze

"Polacy są wspaniałym narodem i bezwartościowym społeczeństwem"

Cyprian Kamil Norwid

Vote up!
0
Vote down!
0
#217865

Jan Bogatko

...to prawda, ale to od nas zależy, czy zażywają waleriany, czy są wolni od nałogów,

pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#217879

zgoda! Zresztą co to jest społeczeństwo? No ale czasami bywa - i tak jest niestety od 20. lat - że takie mocne słowa wydają się bardzo słuszne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#217893