Mamuśki i Tatusiowie

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kraj

 

Pomiędzy nostalgią, która znalazła swój wyraz w piosence: „Gdzie się podziały tamte prywatki” a rwaniem do przodu, wraz z „Zakręconą” i „mocniej, mocniej, mocniej” (rozumianymi na różne sposoby), jest przepaść. Trzeba to wreszcie zobaczyć. Ten niby piękny czas, to okres wykluwania się kukułczych piskląt, bezdomnych ludzi i błędnych rycerzy. Wszystko oczywiście ponad podziałami, w otoczce radości, gloryfikacji „fajności” i w drodze do dobrobytu, ale jednocześnie z pogardą dla własnej kultury i przeszłości. Jeszcze w latach siedemdziesiątych mamuśki trzymające ogniska domowe swoim synom zaczęły dawać laleczki do zabawy, zdarzało się, że myły ich do kilkunastu lat lub bezkrytycznie rozpieszczały rekompensując sobie brak rozreklamowanej miłości. Nie zauważyły, że z tej miłości świat reklam i seriali zrobił żerowisko kulturowe. W tym samym czasie tatusiowie poczuli swój męski zew i zaczęli zakładać własne biznesy, robić pieniądze, bo przecież pojawił się wolny rynek, nowe szanse; o zanęcie pożyczek raczej nikt nie mówił. Co w tej przestrzeni się działo, nawet nowa „Księga dżungli” nie jest w stanie opisać. W taki sposób wszyscy, zbłądzeni i bez przygotowania, z marszu, znaleźli się w zupełnie nowej przestrzeni bez kompasów, bez przewodników, porzuceni i pozbawieni dobrej rady. Nikomu nie przyszło do głowy, że naszym przeznaczeniem nie miała być wolna Europa, lecz rynek zbytu, wolny handel i swobodne przemieszczania się ludzi. Dla nas był to symbol oczekiwanego wyzwolenia i nagrody za lata komuny, Unia, do której weszliśmy miała jednak inne cele. Dla nich Polacy mieli wartość siły roboczej. I później sprawdziło się wszystko to, o czym na początku lat 90., rozmawiałem w Gdańsku z pewnym chyba Syryjczykiem urodzonym w Niemczech. Zastrzegał się, że nie jest terrorystą, ale tłumaczył mi opór całej strefy arabskiej przeciwko zachodniemu modelowi. Nie krytykował on kultury europejskiej, w której się wychował, lecz przeciwny był metodzie zdobywania rynków i podporządkowywania sobie innych państw za pomocą totalnej demoralizacji.

A więc zaczynając od trochę nieśmiałych prywatek, na które rodzice musieli pozwolić i w jakiś sposób je kontrolowali do kompletnie wyzwolonych imprezek i jubelków, na które już chyba nikt, prócz mody, nie ma wpływu, minęły dwa pokolenia. Był to czas sterowanego wyzwalania się od wszystkiego: od rodziców, szkoły, kultury, ciemnoty; był to też czas szukania szczęścia, wielkiej i nieograniczonej wolności, własnego „ja”, otwartości na postęp i wszystkiego, co przyszło do głowy. To uciekanie od tradycyjnej Polski, od samego siebie w nieznane miało zastąpić Boga i poezję, cenzurę i dawne czasy oraz w Polsce wykrzyczeć potrzebę zmiany ustroju. W tak formującym się musiała samoczynnie wyłonić się jakaś lokomotywa epoki. Tą platformą nośną okazała się muzyka. Pojawiła się samoistnie, jako bezkonkurencyjna wartość dodana i miała zasłonić wszystkiego, bo jest szczera, bo nikogo nie oszuka, bo może wszystkich uszczęśliwić i zjednoczyć. Najpierw był to model peerelowski, oczywiście poprzez ograniczenie dostępu do wszystkiego, także piękna, potem, gdy mury runęły, horyzont stał się amerykański.

Przeskok był tak duży, że to, co płynęło z Zachodu widziane było wyłącznie w kategoriach dobra i znieczulało nas w każdej dziedzinie, a muzyka stawała się pomostem w spełnieniu wszystkich marzeń, nawet tych marksistowskich, w których każdy dostanie według swoich zdolności i własnych potrzeb – oczywiście muzycznych. Internet dopełnił wszystkiego. Zachwyt, o kilka pięter przewyższył rozum. Zabawki wzięły gorę nad rozsądkiem.

Nikt oczywiście tak wówczas nie myślał, muzyka i interent otwierały wszystkie bramy i likwidowały wszelkie bariery. Państwa nie było, była natomiast przyszłość bez przeszłości. Brak przeszkód tworzył nowy świat. Łapał on wszystko – bezkrytycznie. Niewygody starego ustroju wciąż były dolegliwe, muzyka przynosiła ulgę, internet wyzwolenie. I to w zasadzie nam wystarczyło. Wystarczyła nowa bajka, nowe gadżety i lekkie życie. Głos rozsądku zwalczany był przez wszystkich. Wkrótce jednak okazało się, że nie jesteśmy beneficjentami równowagi sił, że nie jest silniejsze to, co gra człowiekowi w duszy i uszach, lecz silniejsza jest ta siła, która kręci korbą. Piękno okazało się słabsze od siły, zła i pieniądza. Tam, gdzie pieniądz zaczynał dominować, tam przegrywała sztuka, intuicja, wyczucie, subtelność a zaczynał pojawiać się instynkt, chciwość i z czasem tandeta. W taki sposób daliśmy się wciągnąć w martwą i sztuczną przestrzeń, w której zostaliśmy i tkwimy do dziś. A muzyka, jak to muzyka, nadal gra i spełnia swoją terapeutyczną rolę. Muzyka jest muzyką.

Muzyka miała być lekiem na całe zło. Mimo wielu oczekiwań, nie okazała się tym egzorcystą, który z ludzkiej duszy wypędzi demony. Internet, symbol postępu okazał się nowym „jabłkiem Adama”, któremu ulegli wszyscy. Przytłumione muzyką demony zaczęły jak robaki wyłazić na powierzchnię. Pojawiać się krzyk, który był krzykiem ludzkiej duszy i tak naprawdę niewiele miał wspólnego ze sztuką. Krzyk miał zakrzyczeć ludzką pustkę – właśnie tę, którą miała wypełnić muzyka. Kolejny raz człowiek przegrywał sam z sobą. Dał się uwieść magii gadżetów.

Wracając do Polski… Pomiędzy skalibrowanym jeszcze Gąsowskim a już rozkalibrowanym, trochę znudzonym, ale wyraźnie czekającym na nowe wrażenia Piasecznym i zupełnie beztroską Reni Jusis, rozpinały się granice nowego świata – wydawałoby się, świata nadziei, przestrzeni, wspólnoty i miłości. Na poziomie muzyki nie miał on żadnych ograniczeń, miał natomiast akceptowalne podziały i słońce bez nocy. Wydawało się, że jest równie piękny dla wszystkich: dla starszych i młodszych, że spełnia nowe marzenia – również wszystkich; nie zauważono jednak, że odwrócono naturalny bieg rzeczy i teraz rodzice zaczynali uczyć się od własnych dzieci. Internet i muzyka; muzyka i internet, a w międzyczasie kilka kanapek i trochę snu. Nie zauważono jednowymiarowości zachodzących zmian kulturowych, a także likwidacji sprawdzonych punktów odniesień i poczucia rzeczywistości. Jak w kalejdoskopie przesuwały się pokolenia: solidarnościowców, JPII, millenialsów i najmłodszych w tej wyliczance: oznaczonym literą „Z” (źle się kojarzącą) lub określanych, jako płatki śniegu – terminologia jeszcze niedoprecyzowana. To były nieprzystające do siebie zanikające światy, coraz bardziej życzeniowe i roszczeniowe, często bez „trzymanki” i kręgosłupa. Pokolenie „S”, opisało się jeszcze jako tradycjonaliści, ale już mniej twardzi, niż ich ojcowie; JPII, to generacja, która miała być zafascynowana Janem Pawłem II, choć jest bezimienna i nierozpoznana; millenialsi ludzie odwrócenie z głową w internecie; natomiast „płatki śniegu”, to najsłabsza grupa kompleksowo wychowana przez internet, poza polską kulturą i ukierunkowana wyłącznie na siebie. Istnieją jak fatamorgana, tylko dziś i w dobrobycie. Każde kryzys stanowi dla nich śmiertelne zagrożenie. Gdy przystawimy ich do sytuacji na Ukrainie, wszystkie zasłony spadają na bruk. Ci spadkobiercy 1000 lat naszych dziejów nie mają szans na przeżycie. Ich dziadkowie zakładali Polskie Państwo Podziemne, oni, bez inkubatora nie przetrwają. Gdy jeszcze to wszystko osadzimy w świecie polskiej ogólnej dezorientacji politycznej, tumiwisizmu i chmurze niekompetencji,  to cały okres od „Gdzie się podziały tamte prywatki” do śmierci Niemena, Krawczyka, Młynarskiego i jeszcze kilku najwybitniejszych, był naszym sześćdziesięcioleciem stażem w nieistniejącej rzeczywistości. Tatusiowie i mamuśki rozumiecie, co się do was mówi?

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (10 głosów)

Komentarze

Cześć

Niezłe. Nostalgiczne...

Ja, jak zwykle myślę o przyszłości. Dlatego pracuję nad felietonem nieco stycznym do tego, co tu napisałeś. 

To: "Gdy o sukcesie i bogactwie świadczyć będzie dużo dzieci"

Trzymaj się

 

Vote up!
4
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1660121

@ jazgdyni

Janusz, to nie jest esej o przeszłości, lecz właśnie o przyszłości. Nie znając przeszłości, nie mając do niej żywego stosunku, nikt nie jest w stanie zbudować żadnej przyszłości. Żadnej! Dowodem są czasy obecne, w których właśnie odcięliśmy się od przeszłości i co... jesteśmy jak bezpłodne dziady. A właściwie, to współczesne odcięcie polega na zakłamaniu historii. Odcięcie się i zakłamanie daje podobny efekt, z tym, że zakłamanie swój materiał nasyca fobią i nienawiścią do przeszłości. Ten mechanizm z powodzeniem stosowali komuniści.  

Ale, w tej chwili wpadła mi myśl, gdybyśmy napisali artykuły na ten sam temat, ciekawe, jakie miałyby brzmienia?

Pozdrawiam   

Vote up!
3
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1660128

Cześć Ryśku

 

No to już -czy taki właśnie tytuł by ci odpowiadał: Gdy o sukcesie i bogactwie świadczyć będzie dużo dzieci?

Uważam, że to bardzo ważne, że posiadanie dzieci to powód do dumy i radości. A także sygnał do otoczenia, że jest się rodziną i szczęśliwą i dostatnią. Tak przecież było do czasu, ażbolszewia o dzisiejsze lewactwo wprost straszy posiadaniem dzieci. A to nie tylko idiotyzm, ale również antyludzkie i aspołeczne postępowanie. Uważam, że koniecznie trzeba szybko przywrócić tą piękną wartość.

 

Serdeczności

 

Ps. Wtedy chyba trzeba by zmienić "mamuśki i tatuśkowie" na "Ojcowie i Matki"

Vote up!
0
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1660141

Hej!

Temat postawiłbym inaczej: Czy posiadanie dużo dzieci świadczy o bogactwie i sukcesie?

Mimo to uważam, że w/w temat w Polsce nie jest zrozumiały i chyba stosunkowo martwy. To temat raczej amerykański.

Idea napisania dwóch tych samych artykułów przez dwóch różnych ludzi ma polegać na wyjaśnieniu  jakie znaczenie w życiu, myśli codziennej i w ogóle postrzeganiu świata, ma historia. Nie myślałem o rywalizacji, lecz o  zderzeniu dwóch naszych światów, dla skonstruowania trzeciego.

Ale musimy na jakiś czas odłożyć ten eksperyment, bo okazało się, że muszę dość pilnie napisać kolejny artykuł. Do sprawy wrócimy. Uzgodnimy jakiś nowy tytuł.

Hej  

Vote up!
1
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1660142

Pod wszystkim się podpisuję ,oprócz może stwierdzenia, że otwarcie się na Europę było takie jednoznaczne. Naturalnie wszyscyśmy pragnęli wolności, wiadomo z jakiego względu, ale uczucie, że będziemy nierówno traktowani i że będziemy źródłem siły roboczej i rynkiem zbytu towarzyszyło nam już wtedy. Rzeczywistość przekroczyła nasze obawy. Z drugiej strony nasza ojczyzna jest nie do rozpoznania, piękniejsza niż była, bardziej zadbana i wydaje się bogatsza.

Wśród znajomych mam takiego delikwenta, który mówi:" ta wasza historia i religia powoduje, że jesteście ciągle niezadowoleni, a większość wojen powstaje na tle religijnym", on to odrzuca i żyje szczęśliwie - tak jak by żyli Adam i Ewa, gdyby nie zerwali jabłka.

Smutne i prawdziwe

Vote up!
2
Vote down!
0

Gosia

#1660146

@ mary

Tak, tak było - nie wszyscy chcieli do UE. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co nasz czeka, dyskutowałbym. Mit zachodu był silniejszy niż rozsądek. Już wówczas byliśmy emocjonalnie niestabilni: chcieliśmy więcej, niż pozwalała na to historia. Dziś zbieramy żniwo. Jak widać wszystko jest naczyniem połączonym.

Owszem, kraj piękniejszy, ale ludzie mniej rozsądni. Wszystko idzie z duchem czasu: opakowania coraz piękniejsze i droższe, a zawartość - różna. 

 Delikwentów mamy coraz więcej, dlatego czeka nas następne wygnanie z Raju. Ale owszem, wszystko trzeba weryfikować.

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1660171

Nie głosowałem za Unią i mam taką biedną satysfakcję, że chociaż tyle. Natomiast głosowałem na "Lecha", ludzi Akcji Wyborczej "Solidarność", czy Prawa i Sprawiedliwości, którzy potem gorliwie spełniali wskazane w Brukseli i Berlinie "dyrektywy". Ale tak to wyglądało, że będą to politycy prawi, broniący w sposób jasny i zdecydowany polskiego interesu państwowego i narodowego. Nie wstydzę się jednak tego, bo wielu mądrzejszych ode mnie ludzi popełniło ten sam błąd, szlachetnie wierząc w uczciwe intencje pewnych ludzi.

Pytanie, kogo wybrać teraz. Kogo wybrać, by nie popełnić błędu. Jak odsłonić kamuflaż takiego "męża stanu"? Panuje u nas system nawet nie partyjny a partyjniacki. Co się przekłada: "Partia kieruje, rząd rządzi". Gdzie ja to już...? No tak, niewiele się zmieniło, poza tym, że jest roszada stanowisk. Najpierw nasi, potem wasi. Ale w PRL czy tak nie było"..?..

Vote up!
1
Vote down!
0
#1660199

To co pisze Ryszard odczytuje jako krajobraz przeżytych przeze mnie 90 lat. Trzeba by teraz drobiazgowo zbadać co tak konkretnie doprowadziło do zjełopienia Polaków. Jest ono gorsze niż to jakie obserwuje się od długiego czasu na tzw. Zachodzie, gdzie także .uwiąd następował stopniowo, a od zakończenia II wojny światowej skokowo. Myślę, że u nas skoki te są bardziej gwałtowne, gdyz  od 1945 r. żyliśmy tesknortą za Zachodem, ktory jawił się naszej wyobraźni jako  raj rozkoszy i doskonałości. To nas tak ochoczo zagnało do Uniii Europejskiej, ktora okazala się drzewem zmurszałymw tych Edenie.  Cóż robić, trzeba te z solidarnie murszeć i jałowieć. Pięknie ten proces pan Ryszard opisał. 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1660165

@ ks.prof. Zygmunt Zieliński

Mogę tylko podziękować.

Szczęść Boże

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1660172