Wyraźnie się starzeję

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Historia

Polskie Radio celebrowało 50 lecie najstarszej audycji informacyjnej “Sygnały Dnia”. Pół wieku to zwyczajowy czas dyskrecji więc poważam się napisać glossę do jubileuszowych laurek.

U źródeł powstania “Sygnałów Dnia” była gierkowska propaganda sukcesu oraz protest pracowniczy. W ramówce programu I PR były dwie świętości: dziennik poranny o godzinie 7.00 oraz dziennik wieczorny o godzinie 20.00. Oba napuszone, czytane nienagannie, z majestatyczną dykcją, przez spikera i z najświętszym imieniem (koniecznie pleno titulo) I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR na czele. Problem był w tym, że nie brakowało materiału do wydania wieczornego podsumowującego dzień, ale z wiadomościami do dziennika porannego było chudo. Przed 7.00 rano Polska Agencja Prasowa produkowało kilka krótkich zapowiedzi, IMGW prognozę pogodę i koniec. W przeciwieństwie do gazet Polskie Radio miało dostęp do serwisów agencji prasowych (AFP, Reuters, TASS), ale zdaniem kierownictwa najbezpieczniej było pisać wiadomości na podstawie Trybuny Ludu. Złośliwie dodawaliśmy “wczorajszej”.

Propaganda sukcesu wymagała jednak “nowego, nośnego podejścia” i wprowadzono dziennik poranny czytany przez dziennikarza, do tego "na żywo" co spikerów przejęło zgrozą. “Wiadomości i Opinie” produkowali co drugi dzień Jacek Kalabiński i Wojciech Zyms a ich pomagierami byli Grzegorz Dziemidowicz i ja. Niestety nieprzewidywalny Jacek Kalabiński palnął przed mikrofonem, że oddziały wojskowe Demokratycznej Republiki Wietnamu działają w Kambodży, co było zaprzeczeniem narracji obowiązującej wszystkie media “obozu socjalistycznego” i został zdjęty z anteny. Wojtek Zyms pociągnął samotnie przez kilkanaście dni, ale dobiło go pojawianie się w pracy o 4.00 rano.

Wrócił dawny model, ale Biuro Prasy KC cisnęło i kierownictwo Radia rozpoczęło pracę nad nową wersją bardziej atrakcyjnego dziennika porannego. Na wszelki wypadek miał być nie "na żywo" tylko "z konserwy". Opracowanie powierzono doświadczonym dziennikarzom z zespołu audycji “Z kraju i ze świata”. Jaki format przygotowali, nigdy się nie dowiedziałem, ale pewnego wieczoru w pierwszej połowie lutego 1973 roku Aleksander Tarnawski (zastępca naczelnego Naczelnej Redakcji Informacji) zgarnął z korytarza do swojego gabinetu Grzegorza Dziemidowicza i mnie. Podenerwowany podzielił się wieścią, że nowy dziennik wali się, gdyż koledzy z redakcji “Z kraju i ze świata”odmówili pracy za proponowane honoraria. Orzekli, że za takie pieniądze nie będą wstawać przed świtem, by zjawić się w pracy o 4.00 rano. Tymczasem wiceprezes Radiokomitetu d/s radia, były szef cenzury, Edward Adamiak już zawiadomił dumnie Biuro Prasy KC, że nowy program informacyjny wystartuje o 7.00 rano 1 marca. Z racji znajomości radiowego rzemiosła o Adamiaku mówiono za plecami “Salwatore Adamiak Nikifor polskiej radiofonii”. Zarobił na to przezwisko prosząc dziennikarkę, aby do nagranego wystąpienia wysokiego dygnitarza partyjnego “dopisała na tej taśmie trzy zdania”.

Szef Tarnawski potrzebował młodych wariatów, którzy uratują przed katastrofą, a my zwęszyliśmy szansę. Doprosiliśmy pełniącą dyżur depeszowca i piszącą wiadomości Magdę Pawłowską. Zbudowaliśmy trzy zespoły redagujące:  Grzegorza, Magdy i mój. Problem był w tym, kto będzie prowadził audycje. Nikt z naszej trójki nie miał karty mikrofonowej (przyznawanej przez kierownictwo spikerów), a więc nie miał prawa występować na antenie. Byliśmy depeszowcami od pisania wiadomości z zagranicy. Trzeba było dobrać “gęby” oraz redakcyjnych partnerów przygotowujących poranny przegląd prasy i wiadomości krajowe. Grzegorz wybrał dla siebie inżyniera z techniki o wspaniałym głosie Tadeusza Sznuka oraz Jadwigę Paprocką, Magda lektora Janusza Linka i Alicję Sobol, ja debiutującego spikera Andrzeja Matula i Mieczysława Marciniaka.

Na trzymającego porządek jednogłośnie wybraliśmy Piotra Sadowskiego, który z biegiem czasu wyrósł na człowieka instytucję i legendę Polskiego Radia. Piotruś Sadowski w radio był zawsze, w dzień i w nocy. W rozgłośniach regionalnych mieliśmy kolegów, którzy zgodzili się przygotowywać i przysyłać po południu w dźwięku lub dalekopisem serwis informacyjny pisany pod embargo “na jutro rano”. Pomocą “do wszystkiego” byli Mietek Smugarzewski i Jacek Utliński. Jacek zbierał na pieczołowicie chronionej taśmie wszystkie dźwiękowe śmiesznostki i przejęzyczenia. W zbiorze tym były między innymi takie perełki jak brzmiące entuzjastycznie słowa “cała partia grabi Polskę” wyjęte z relacji o tak zwanej “niedzieli czynu partyjnego”. Unikalny zbiór ktoś zniszczył w pierwszych dniach stanu wojennego.

1 marca 1973 roku o 7.00 rano “Sygnały Dnia” ruszyły. Pierwsze wydanie przygotował Grzegorz Dziemidowicz, drugie ja, trzecie Magda i poszło… A nawet idzie dalej.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.3 (14 głosów)

Komentarze

Idzie dalej.
Choć jakieś partie znowu chcą grabić Polskę w czynie wcale nie społecznym.

Vote up!
5
Vote down!
0

michael

#1650566

Widać wyraźnie, że te wspomnienia były pisane z łezką w oku. Ale to, co dla jednego jest nostalgicznym upamiętnieniem, dla drugiego może być upiorem – nocnym koszmarem. Dla mnie i mojej rodziny obiekt Pańskiej melancholii nie miał w sobie nic z „Polskiego” Radia, bo radio w okupowanej przez Sowietόw i rodzimych zdrajcόw Polsce było wszystkim, tylko nie polskim.

Uwiarygadniając się wszakże, może zechciałby Pan przytoczyć verbatim, jakiś z Pana tekstόw z PRL-owskich czasόw, ktόry byłby niezgodny z propagandową linią Pańskich partyjnych mocodawcόw. Wtedy pogratuluję!

PS. Jestem rozczarowany, że powyższe Pańskie wynurzenia „z tamtych dobrych lat” zostawiły za sobą zgoła inne wrażenie, niż kilka wcześniejszych tekstόw, ktόre miałem okazję przeczytać.

Vote up!
4
Vote down!
0

postronny

#1650631