Uwaga-trwa inwazja "sex-edukatorów" z "Pontona"!
Większość Czytelników najpewniej zetknęła się lub co najmniej słyszała o działalności tzw. „sex-edukatorek” z grupy „Ponton”. Ostatnio o „Pontonie” zrobiło się głośniej w czasie zeszło rocznych wakacji, gdy okazało się że resort dys-edukacji (nie wiadomo dlaczego zwany resortem edukacji) wsparł finansowo z pieniędzy podatnika (znaczy naszych) wakacyjny sex-telefon zwany "telefonem zaufania" uruchomiony przez tę grupę dla młodzieży gdzie instruktorki „fachowo” doradzały nieletnim jak spółkować i co by nie było przy tym konsekwencji w postaci ciąży.
Ostatnimi czasy rozochocone niewiasty zostały zastrzyknięte kolejną transzą pieniędzy przepływających poprzez niezawodną Fundacje Batorego mającą monopol w naszym kraju w zakresie modelowania "nowego człowieka europejskiego" czyli ulepszonej wersji „człowieka sowieckiego”. Od pewnego bowiem czasu „Ponton” prowadzi projekt pod nazwą "Kontrola realizacji prawa młodzieży do edukacji seksualnej " oficjalnie za pieniądze skandynawskich funduszy EOG w ramach programu „Obywatele dla Demokracji”. W rzeczywistości jak możemy przeczytać sponsorem dającym kasę jest wspomniane EOG (skromne 37 milionów EURO co odpowiada ok. 150 milionom złotych) ale w całości przechodzi ona przez Fundacje Batorego ,która dostała od EOG monopol na nadzór projektu „Obywatele dla Demokracji” na naszym terytorium i która finalnie "rozdaje" ją beneficjentom typu „Ponton” czy „Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny” w zamian za realizacje projektów w rodzaju wspomnianego monitoringu. Poniżej link potwierdzający jednoznacznie relacje EOG - Fundacja Batorego w realizacji tego typu projektów (LINK ).
Cel jaki ma zostać osiągnięty w ramach projektu "Kontrola realizacji prawa młodzieży do edukacji seksualnej" jest oczywisty i zostanie osiągnięty bez cienia wątpliwości, a jest nim zdeprecjonowanie istniejących na rynku i zatwierdzonych - co zabawne przez MEN - podręczników Wiedzy do Życia w Rodzinie (WDZ) jako "przestarzałych" i szkodliwych oraz prezentujących model normalnej rodziny zwanej przez „sex-edukatorki” uwaga "rodziną nuklearną" podczas gdy nie ma tam omawianych innych bardziej „postępackich” i godnych omówienia, o promocji nie wspominając, modeli rodziny (jak możemy się domyślać najpewniej chodzi o modele "patchworkowe", niepełne a być może i związki jednopłciowe). Wdg. „Pontonu” podręczniki podtrzymują stereotypy sprowadzające się najogólniej rzecz mówiąc do popierania poglądu na seksualność wdg. wskazówek Kościoła Katolickiego co samo w sobie jest czymś co napawa potwornym dreszczem prawdziwego lewaka. Dodatkowo autorki raportu w kwestiach "śliskich" powołują się nie na swoje analizy tylko ocenę ankietowanej przez nie młodzieży, która twierdzi jakoby że podręczniki są "przestarzałe" i co ciekawe "homofobiczne". Nie wiemy za bardzo z czego wynika owa "homofobiczność" - może we wspomnianych podręcznikach nie uczą jeszcze technik stosunków analnych pomiędzy młodymi chłopcami wbrew oczekiwaniom prawdziwych „postępków”? Oczywiście autorki raportu jako bardzo postępowe uważają, że wszystko co wykryły jest złe i nie powinno mieć miejsca w jak przyznają w „świeckiej szkole”.
Oprócz zdeprecjonowania obecnych podręczników jak możemy się zorientować celem projektu jest również monitoring i badanie "jakości" i "dostępności" zajęć WDZ w szkołach. Jak możemy przypuszczać chodzi o przeniknięcie aktywistek do szkół i wyplenienie stamtąd "konserwatywnych" metod nauczania na rzecz "postępowych". W tym jednak celu trzeba wpierw legalnie "przedostać" się na teren szkoły by móc wykazać swoje tezy a przy okazji wsadzić przysłowiowy kij w mrowisko. Oficjalnie „Ponton” zastrzega się, iż gotowy jest do świadczenia swoich usług w szkołach poczynając od gimnazjum i w górę twierdząc jednocześnie, że nie mają możliwości zajęcia się szkołą podstawową acz zdają sobie sprawę, iż może być taka potrzeba (LINK ). Podziękować Bogu należy za powyższe deklaracje bo jeszcze tylko tego by brakowało by mieli moce przerobowe by zająć się poza podstawówką i przedszkolakami. Jednak te deklaracje braku „możliwości” należy traktować bardzo ostrożnie bo rzeczywistość w praktyce może być zupełnie inna od publicznie deklarowanej…
Wróćmy jednak do wspomnianego raportu, którym chwali się organizacja i dalszych konsekwencji tej wiekopomnej działalności.
Zaraz po ogłoszeniu swoich przemyśleń z raportu (LINK ) w celu nagłośnienia swoich dokonań aktywistki „Pontonu” pognały do zaprzyjaźnionych mediów by pożalić się na temat strasznych rzeczy jakie udało im się wykryć: I tak w "gadającej Gazecie Wyborczej" tj. radiu TOKFM urabiano elektorat podług słusznie postępowych idei w następujący sposób - LINK oraz w samej Wielkiej Macierzy tj. GW pod postacią artykułu - On siewca ona gleba – czyli edukacja seksualna po polsku
Przy okazji warto zapoznać się z profilem „sex-edukatorek” - LINK gdzie Panie (w większości wypadków bo są też i nieliczne męskie "rodzynki") dzielą się swoimi przemyśleniami, ideami oraz dokonaniami na niwie edukacji i życia zawodowego. Spora cześć „sex-edukatorek” jest związana (lub wręcz zafascynowana) ideami ruchu feministycznego lub co gorsza ideologią gender co jednoznacznie wskazuje w jakim zideologizowanym kierunku jest prowadzona przez nich wspomniana "edukacja". Panie są całkowicie w szponach "seksualności" i jak można domniemywać chcą te swoje seksualne idee krzewić wszędzie gdzie się da zgodnie z zasadami znanymi z rzadko teraz śpiewanej acz kiedyś bardzo popularnej marksistowskiej pieśni rewolucyjnej "Myśl nowa blaski promiennymi, Dziś wiedzie nas na bój, na trud. Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata, Przed nami niechaj tyran drży! Ruszymy z posad bryłę świata, Dziś niczym, jutro wszystkim my! .."
Generalnie z tej pasjonującej lektury wiemy już jakich kierunków oraz jakich uczelni należy unikać jak przysłowiowego ognia bo po zdobytej tam edukacji z dużym prawdopodobieństwem można będzie realizować się chyba tylko w podobnych do wspomnianej sex-organizacjach.
Dajmy może lepiej pokój nowym wspaniałym kadrom oddelegowanym na odcinek walki o lepszą i sprawniejszą seksualizację nieletniej przyszłości narodu tubylczego i wróćmy do spraw poważniejszych czyli nauczania przedmiotu WDZ w szkołach.
Tu wypada dodać, iż aktualny stan prawny jest taki, że przedmiot WDZ zaczyna się w szkole podstawowej od klasy 5-ej i jest całkowicie dobrowolny tzn. rodzice dzieci mogą dobrowolnie zadecydować o udziale swoich dzieci na zajęciach i wypisać je jeśli uznają, iż sposób naświetlania zagadnień im nie odpowiada. Prawdziwi „postępacy” oczywiście dążą do zmiany treści nauczania poprzez w pierwszym etapie zmianę podręczników na bardziej "postępowe" a w kolejnych poprzez przymus uczestnictwa dzieci w zajęciach oraz jak można domniemywać zastąpienia nieuświadomionych nauczycieli WDZ "wyedukowanymi" aktywistkami od „sex-edukacji” dzięki czemu będą mogły zatruwać dzieci swoją ideologią a przy tym zapewnić sobie dodatkowy wikt i opierunek na koszt polskiego podatnika.
Póki co „sex-edukatorki” z „Pontonu” i podobnych im organizacji nie mogą tak po prostu wtargnąć do szkoły i zmusić dzieci do uczestniczenia w swoich zajęciach. Oczywiście najprostsza jest sytuacja gdy kadra nauczycielka czy kierownictwo szkoły popiera idee krzewione przez speców od „sex-edukacji”, jako że zaproszenie do „prelegentów” spływa automatycznie i bez specjalnego wysiłku. Znacznie więcej zachodu wymaga sytuacja gdy nie dysponujemy zaprzyjaźnioną kadrą w samej szkole, którą bierzemy na cel lub chcemy zrobić coś czego oficjalnie niby nie robimy czyli np. zarzucić siatkę na podryw narybku w szkole podstawowej..
W tym celu stosowana jest idea konia trojańskiego, która uległa nasileniu zwłaszcza w ostatnich dniach. Mechanizm penetracji szkoły jest prawie zawsze taki sam i z reguły wymaga współpracy któregoś z zideologizowanych rodziców, który ma przygotować grunt pod wizytę „sex-edukatorek”. Oto z reguły ze strony rodzica-kreta pojawiają się publicznie stawiane zarzuty (kierowane z reguły do innych rodziców) co do niskiej wartości merytorycznej zajęć WDZ, powołuje się tu na oceny swoich dzieci i rozpoczyna sondę czy ktoś z pozostałych rodziców w klasie lub wręcz całej szkole nie podziela w tej materii jego zdania i nie był by zainteresowany sprowadzeniem do szkoły "profesjonalistek" od sex-edukacji. W większości wypadków wśród rodziców znajduje się kilkoro „Młodych Wykształconych z Wielkich Miast”, którzy suflują prowokatorowi jaki to świetny pomysł zapodał i bezrefleksyjnie deklarują uczestnictwo. Jeśli normalni rodzice należący do tzw. "rodziny nuklearnej" nie zadziałają w porę poprzez uruchomienie, szybkiej i szerokiej akcji uświadamiającej na temat czym jest „Ponton” i jakie są jego cele to często jest już za późno. Brak sprzeciwu ze strony "nuklearnych" to z reguły pokłosie bierności sporej części z nich spowodowanej często nie wiedzą albo strachem by nie zostać potraktowanym jako zaściankowy "katol" i "talib".
Jeśli pomysł sprowadzenia „Pontonu” chwyci lokalnie na tle jednej klasy zaczyna się natychmiast agresywny werbunek na całym forum szkolnym by zebrać jak najliczniejszą grupę. Jest to spowodowane chęcią rozniesienia ideologii krzewionej przez „sex-edukatorki” po jak największej liczbie dzieci a przy tym zwiększenie zarobku bo wiedza ta jest bezcenna a jak od teoretyka wolnego rynku wiadomo „nie ma darmowych obiadów”. Jeśli dana szkoła nie chce zapłacić za wizytę „sex-edukatorek” (głównie dotyczy to szkół państwowych, które za bardzo nie mogą wydawać na takich samoistnych „gości” samorządowej kasy) zrzutkę muszą „dobrowolnie” zrobić rodzice.
Z reguły w takim przypadku "prowokatorzy" próbują dobrać się do funduszy klasowych, na które łożą rodzice w efekcie czego za wizytę „sex-edukatorów” płacą solidarnie wszyscy rodzice tj. i ci zainteresowani sex-edukacją dla swoich dzieci prowadzoną w wykonaniu aktywistek jak i przeciwnicy przedwczesnej stymulacji seksualnej własnych dzieci. Jeśli im się nie uda ten numer w wyniku sprzeciwu pozostałych rodziców koszty sprowadzenia aktywistów ponoszą sami zainteresowani uruchomieniem takich zajęć. Szkoła z reguły bez problemu udostępnia sale i prelekcje sex-edukatorów dla zainteresowanych nimi dzieci mogą się odbyć bez specjalnych problemów. Chyba, że zbierze się odpowiednio silna i zdeterminowana grupa rodziców z całej szkoły, która skutecznie zaprotestuje przeciwko zalegalizowaniu wizyty sex-edukatorów na terenie szkoły w obawie przed szybkim "rozlaniem" się skutków wspomnianej edukacji z dzieci "wyedukowanych" na pozostałe "ciemne".
Nasilenie akcji penetracji szkół zbiegło się z dwoma zdarzeniami.
Po pierwsze jak wspomniano „sex-edukatorki” pod koniec marca 2015 rozpoczęły skoordynowaną akcje propagandową wokół kolejnej odsłony swojego projektu "Kontrola realizacji prawa młodzieży do edukacji seksualnej" oczym wspomniano powyżej .
Kolejnym interesującym wydarzeniem jest podpisanie w czasie Wielkiego Tygodnia przez lewicowego ministra zdrowia Arkułowicza rozporządzenia dopuszczającego sprzedaż bez recepty dla 15 letnich dziewczynek pigułki zwanej jako „dzień-po” i przedstawianej przez środowiska rządowe i lewackie jako środek antykoncepcyjny podczas gdy wspomniana pigułka w ocenie wielu lekarzy i środowisk konserwatywno-katolickich jest środkiem wczesnoporonnym (LINK ).
Istnieje również uzasadnione ryzyko, że nasilenie w ostatnim czasie zjawiska inwazji „sex-edukatorek” na szkoły może być związane z promocją nowego farmaceutyku wśród nieletnich. Są bowiem bardzo poważne obawy, iż wspomniana pigułka będzie stosowana przez nieletnie jako główny środek anty-koncepcyjny z trudnymi do przewidzenia dla ich zdrowia konsekwencjami co tylko dodatkowo zwiększy poziom rozwiązłości seksualnej oraz ryzykowanych zachowań wśród sztucznie rozseksualizowanych dzieci przekonanych, że przecież podobnie jak na wszystkie problemy przynajmniej do niedawna był jeszcze „Bednarski” to teraz ich wszelkie problemy rozwiąże „pigułka dzień-po”.
P.S.
Niniejszy tekst nie jest próbą zarobienia kilku punktów, zdobycia poklasku Czytelnika czy podgrzania atmosfery. Jest to próba zwrócenia uwagi na narastający problem z jednoczesną funkcją ostrzeżenia dla grupy osób potrzebujących takowego.
P.P.S.
Na finał interesujący link poświęcony procesowi "genederyzacji" któremu jesteśmy poddawani w Polsce co pośrednio wiaże się
z działalnością organizacji typu Ponton (LINK ).
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4495 odsłon
Komentarze
Dzieki za artykul! To jest
6 Kwietnia, 2015 - 20:34
Dzieki za artykul! To jest bardzo niebezpieczne! Mlody czlowiek ,ktorego umysl zaczyna sie ksztaltowac,jest ,szczegolnie narazony na wszelka manipulacje! Takie pruby oddzialywania,moga doprowadzic do zwyrodnienia osobowosci! Mam nadzieje ,ze ktos wladny zainteresuje sie ta chora dzialalnoscia i zniweczy poczynania w zarodku! Licze na zdroworozsadkowe podejscie rodzicow! Pozdrawiam!
ronin
Mam dwudziestoletnią córkę.
6 Kwietnia, 2015 - 20:49
Mam dwudziestoletnią córkę. Seksedukatorzy nie mają u niej szans. Natomiast ogląda kretyńsklie programy typu "Dlaczego ja" . To są programy, które tak naprawdę czynią wyłom w moralności naszych dzieci. Córka jest w ciązy, nieplanowanej, przyszłośc jest niepewna, ale cieszy się dzieckiem i ani przez chwilę nie brała pod uwagę możliwości aborcji. Nie da się przecenić wpływu rodziców; bądźmy pzed seksedukatoirami.
"Mam dwudziestoletnią córkę.
6 Kwietnia, 2015 - 21:07
"Mam dwudziestoletnią córkę. Seksedukatorzy nie mają u niej szans. Natomiast ogląda kretyńsklie programy typu "Dlaczego ja""
"Nie da się przecenić wpływu rodziców; "
Trochę mi się te dwie informacje "kłócą... Jaki był Pani wpływ na oglądanie przez córkę głupich programów?
Stasiek
Mam adoptowanącórkę, cięzko
6 Kwietnia, 2015 - 21:23
Mam adoptowaną córkę, cięzko doświadczona we wczesnym dzieciństwie, Mój wpływ na jej wychowanie nie jest taki jak rodziców biologicznych. Jej świat nie był przewidywalny, ani bezpieczny, co bedzie rzutowało może na jej całe życie. Mieliśmy tylko ograniczony wpływ. Jesli ktoś sądzi, że potrafi więcej, niech adoptuje dziecko z wczesnodziecięcą trauma. Dzieci czekają w placówkach.
Stop deprawacji!
6 Kwietnia, 2015 - 22:15
Trzeba bezwzględnie zakazać przekazywania z zagranicy funduszy różnym "polskim" fundacjom, które później pieniądze te przeznaczają na programy służące deprawacji dzieci i młodzieży (dorosłych także).
jan patmo
Dwie torpedy i...
7 Kwietnia, 2015 - 07:11
"Ponton" zatopiony.
Raz na zawsze, radykalnie, przegonić to rozwiązłe, zboczone towarzystwo ze szkół!
Won deprawatorzy !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kriss66
Według resortu edukacji,
7 Kwietnia, 2015 - 07:34
połowa klasy będzie się uczyła, jak nakładać prezerwatywę, a połowa – że antykoncepcja to grzech. Ma to pogodzić odrębne światopoglądy rodziców./onet/
Zamiast jednego przedmiotu dla wszystkich będzie kilka ścieżek do wyboru. Jednym uczniom szkoła zaproponuje "konserwatywne" zajęcia o życiu w rodzinie, możliwe, że na nich prezerwatywy nie zobaczą, a z antykoncepcji poznają wyłącznie naturalne metody regulowania poczęcia. Na równoległych zajęciach ich koledzy z tej samej klasy dowiedzą się o różnych sposobach antykoncepcji, w tym: jak nakładać prezerwatywę. Jeszcze inni będą dodatkowo rozmawiać o homoseksualizmie lub o prawach kobiet.
"Już bardzo młode dziewczyny - 13- i 14-latki - pytają, czy seks bez zabezpieczenia jest bezpieczny. Regularnie pojawiają się pytania o seks analny jako zabezpieczenie przed niechcianą ciążą bądź utratą dziewictwa"
Z tym seksem analnym chyba prościej zaprosić Biedroniu lub innego pederastę, to wyjaśnią co i jak.
Są dwie ścieżki - konserwatywna i ta "postępowa".
Zapomniano o trzeciej - "ultra-tęczowej" - być może niektóre gimbusy mają wiedzę większą niż ich nauczyciele.
Zajęcia w podgrupach młodych lesbijek i pederastów można dodatkowo urozmaicić zajęciami praktycznymi z dildo i innymi homo-zabawkami.
Jednocześnie ministra Kluzik zastrzegła, że nowa edukacja seksualna nadal będzie nieobowiązkowa. - "Szanujmy autonomię rodziny" - mówi.
Jedno jest pewne - młodzież wie więcej niż nam się wydaje. W zasadzie często nie wiemy jako rodzice na jakim poziomie edukacji seksualnej są nasze dzieci.
I to nie wynika z faktu, że nam nie mówią.
Nadal całujemy dzieciaki na dobranoc.
Chcemy przedłużyć ich dzieciństwo. W swoim wnętrzu.
I nie pytamy o te sprawy.
Po prostu nie chcemy tego wiedzieć.
Ministra Kluzik przeprowadzi rewolucję w szkołach, póki co seksualną rewolucję
Gdyby to miało dotyczyć tylko
7 Kwietnia, 2015 - 09:17
Gdyby to miało dotyczyć tylko dojrzewającej młodzieży. Ale według standardów edukacvji seksualnej seksualizacja młodzieży ma zaczynać się już w przedszkolu. Proszę sobie obejrzeć te standardy: już 4-letnie dziecko ma czerpać radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbować się w okresie wczesnego dzieciństwa. Odkrywanie własnego ciała i własnych narządów płciowych. Równocześnie na każdym poziomie nauczania ma się wpajać dzieciom, że związek homesksualny jest taki sam jak heteroseksualny,
http://www.federa.org.pl/dokumenty_pdf/edukacja/WHO_BZgA_Standardy_edukacji_seksualnej.pdf
Proszę sobie przejrzeć te standardy i zobaczyć, że już 12-letnim dzieciom proponuje się stosunki seksualne między sobą. Przecież to dzieci, które dotychcza zajmowały się innymi sprawami.
Ta seksedukacja ułatwi dostęp do dzieci pedofilom, a starsi będą zajmować się głównie seksem, nie nauką, czy polityką.
Edukacja i życie to nie tylko sex
22 Kwietnia, 2019 - 01:46
Lewackie akcje kształcenia dzieci i młodzieży - stanowczo należy powiedzieć stop i sprzeciwiać się tej doktrynie.
Proszę nie reklamować w serwisie stron i produktów!