O antysemityzmie ciąg dalszy

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

W nawiązaniu do bardzo interesującego artykułu K.Kłoopotowskiego zastanówmy się nad antysemityzmem.

Skąd się wziął ten antysemityzm ?
Powiem rzecz niepoprawną politycznie - antysemityzm jako zjawisko jest rzeczą zupełnie zrozumiałą.Tak jak
antypolonizm w carskiej Rosji czy w Niemczech za Bismarcka, antyormianizm czy antykurdyzm w Turcji.Każda grupa obca kulturowo,a do tego wyznająca odmienną religię oraz mobilna wywołuje negatywne uczucia. Gdyby cyganie byli liczniejsi i bardziej ekspansywni wywoływaliby równie intesywne emocje negatywne co Żydzi. Ten antysemityzm był wzmacniany przez fakt obecnośći Żydów w różnych krajach Europy.

Rola antysemityzmu została natomiast wyolbrzymiona wskutek represji totalitarnych i ludobójstwa III Rzeszy. Nie był to antysemityzm sensu stricto, który ma charakter kulturowy, lecz ideologia rasistowska, podobnie jak stosunek Hitlera do Polaków nie miał charakteru nacjonalistycznego lecz czysto rasistowski.

Jest jeszcze jedno ciekawe pytanie. Skąd się wzięło nagłośnienie antysemityzmu polskiego ?

Nie ma najmniejszych wątpliwości,że to nagłośnienie ma charakter instrumentalny. Wykorzystywali tę broń w ramach polityki międzynarodowej Sowieci w okupowanej Polsce po II WŚ - organizowanie prób pogromów w Krakowie, Rzeszowie czy Kielcach, komuniści w r.1968, oraz organizacje Żydów amerykańskich do walki o mienie pozostawione w II RP. Obecnie w sposób zawoalowany posługują się nim Niemcy dla podzielenia się winą za holocaust.

W ostatnich latach sytuacja zaczęła się zmieniać.Skończyła się dobra koniunktura dla środowisk żydowskich instrumentalnie używających argumentu holocaustu w celach szantażu moralnego i ekonomicznego.Nastroje antyżydowskie w krajach arabskich, konflikt Izraela z Palestyńczykami,problemy wewnętrzne w USA, zmiana polityki amerykańskiej i początek nowej ery wielobiegunowego rozkładu sił na arenie międzynarodowej, nowa asertywność Niemiec, zmniejszają siłę oddziaływania lobby żydowskiego w świecie.

W Polsce sytuacja jest płynna, nieustabilizowana, choć Sikorski ostro zareagował na roszczenia żydowskich środowisk w USA. MIchnik ma wpływy wśród dinozaurów i lemingów, natomiast dla najmłodszego pokolenia stał się uosobieniem establishmentu a to oznacza jego koniec.

postscriptum

W dzisiejszej Rzepie dziennikarze kontynuują polemikę z Grossem , koncentrując się na problemie słynnej
fotografii. I słusznie, ponieważ w oparcu o to zdjęcie, Gross oskarża uwiecznionych na niej ludzi o zachowanie się jak hieny cmentarne, a następnie w reakcji na zarzuty sprawę zdjęcia bagatelizuje, nie wycofując jednak
oskarżeń. Dziwna moralność pozwalająca na tworzenie nowej kategorii ofiar , które wolno oskarżać bezpodstawnie o wszystko, bo ma się owo osławione poczucie moralnej i rasowej wyższośći ? Zapędzili się państwo Grossowie w kozi róg. Wydawałoby się,że fotografia to szczegół, ale jak nigdy kwestia tego szczegółu dowodzi słuszności powiedzenia, że to diabeł tkwi w szczegółach, i pokazuje, że to ten sam diabeł prowadzi Grossów na manowce.

Brak głosów

Komentarze

costerin

zarowno premier jak i prezydent prl-u sa chistorykami z wyksztalcenia,pisze chistorykami,bo gdyby byli historykami wiedzieliby ze;

W przedwojennej, liczącej sobie niespełna 35 milionów obywateli Rzeczpospolitej Polskiej, żyły 3 miliony Żydów. Jeśli rozszerzyć tę kategorię do "obywateli pochodzenia żydowskiego", to, wedle współczesnych szacunków, nawet cztery miliony. Ale policzmy tylko Żydów zwanych "chałaciarzami", zachowujących pełną kulturową odrębność, własny język i organizację, często nie identyfikujących się z państwem polskim.

Jedno jedyne państwo ówczesnego świata mogło się w tej statystyce z przedwojenną Polską równać. W Stanach Zjednoczonych Ameryki liczba obywateli deklarujących narodowość żydowską wynosiła około 4 milionów. Tylko że, po pierwsze, cała ludność USA sięgała już wtedy 200 milionów, a po drugie, znaczna, prawdopodobnie nawet większa część z owych 4 milionów była całkowicie zasymilowana.
Mimo to, kiedy latem 1939 do amerykańskich portów dobijał się statek "St Louis", z tysiącem żydowskich uciekinierów z Niemiec na pokładzie, Ameryka stanowczo zatrzasnęła przed nimi drzwi. Cztery miliony Żydów na 200 to było dla niej już zdecydowanie dość. Za uciekinierami nie ujęli się zasiedziali w USA pobratymcy, bo, jak publicznie przestrzegł ich jeden z przywódców tej społeczności, źle by to usposabiało do Żydów amerykańską opinię publiczną.

Odmówiła im wstępu także postępowa Kanada, zresztą z oficjalnym wyjaśnieniem odpowiedzialnego ministra, iż rasa żydowska nie zwykła pracować na roli, a Kanada potrzebuje rolników, nie handlarzy...

Szkoda miejsca na streszczanie całej tej historii, kto ciekaw, znajdzie i przeczyta. Jeśli to zrobi, zauważy, że nie była ona wcale odosobniona. Na całym Zachodzie uciekających przed Hitlerem Żydów uważano wtedy powszechnie za zagrożenie dużo gorsze, niż sam Hitler. Pewien szwedzki dyplomata, pytany, czemu jego kraj konsekwentnie odmawia niemieckim Żydom azylu, rozbawił świat chętnie cytowanym bon-motem: "bo u nas w Skandynawii nie ma antysemityzmu, i chcemy, żeby tak zostało".
Przez ten mur obojętności i wrogości przejść się udawało tylko krezusom. I tak było także z odpędzanymi od wszystkich portów egzulami z "St Louis".

Dwustu najbogatszym łaskawie pozwoliła wkupić się do siebie Wielka Brytania, resztę, po kilkumiesięcznej odysei odesłano, dosłownie w przededniu wojny, dokładnie tam skąd przybyli - wprost do pieca.

Czemu piszę o tych spychanych uparcie w niepamięć sprawach, skoro to nie żadna rocznica? Bo dziś, gdy Ameryka i cały Zachód hołubią takich chuliganów historiografii jak Gross i ich podłe narracje o ciemnej, antysemickiej Polsce, a rząd USA oficjalnie poucza nas w kwestii restytucji mienia żydowskiego (oddajcie najpierw u siebie własność zagrabioną Indianom, to będziecie mogli się mądrzyć, odpowiedziałbym na miejscu ministra Sikorskiego) warto może przypomnieć, że trapiona licznymi kłopotami sanacyjna Polska przyjęła w roku 1939 - z oporami i niechętnie, ale jednak - jeszcze 20 tysięcy żydowskich uciekinierów.
przypomnieć, że trapiona licznymi kłopotami sanacyjna Polska przyjęła w roku 1939 - z oporami i niechętnie, ale jednak - jeszcze 20 tysięcy żydowskich uciekinierów.

Jeszcze, bo przecież przyjmowała ich przez cały czas swego istnienia, a szczyt żydowskiej imigracji nastąpił kilkanaście lat wcześniej, gdy nowo powstała, pogrążona w kryzysie Polska udzieliła azylu półmilionowej rzeszy Żydów z Rosji, uciekających przed rewolucją bolszewicką. Ludziom, którzy nigdy nie mieszkali na ziemiach polskich, nie znali języka polskiego, nie czuli się Polakami w najmniejszym stopniu, i ani myśleli się asymilować.

A jednak decyzja zapadła bez ociągania, bez dyskusji i sprzeciwów. Podobnie, jak od pierwszych chwil przyznała Polska pełnię praw publicznych kobietom, na co obywatelki postępowych państw Zachodu, raczących nas dziś swoimi bredniami o parytetach i genderach, musiały czekać jeszcze kilkadziesiąt lat. Bo, jakkolwiek śmieszne się to może wydawać, ludzie, którzy budowali tamtą Polskę, od samego początku wyobrażali ją sobie jako państwo wolności. Bo o takie przecież walczyły pokolenia ich przodków.

Jan Karski wspominał, że gdy jeszcze w późnych latach pięćdziesiątych rezerwował hotel w Nowym Jorku, pytano go, czy nie jest Żydem - bo Żydów, podobnie jak kolorowych, nowojorskie hotele nie obsługiwały. Dziś z tego samego Nowego Jorku przysyłają nam oszołoma udrapowanego w togę profesora historii, który historii nigdy nie studiował, ale dobrze wyczuł, czym można podbić serca i portfele Amerykanów. I poprzez swoich medialnych agentów wpływu pilnują, czy należycie się przed nim korzymy.

Cóż, Hitler miał, niestety, rację, mówiąc, że zwycięzców nikt nie sądzi. Sądzi się i skazuje, bez względu na materiał dowodowy, tylko tych, którzy, tak jak Polska, przegrali.

Rafał. A. Ziemkiewicz

Vote up!
0
Vote down!
0

costerin

#145235