Jak meteory na niebie
Mamy rocznicę wyzwolenia Pragi z rąk niemieckiego okupanta. Wkrótce połowa września. Wtedy, w czterdziestym czwartym, czas ten niósł nadzieję dogorywającej powstańczej Warszawie. Przez Wisłę, na lewą stronę miasta, przebili się pierwsi zwiadowcy z radzieckiej armii. Obiecali rychłą pomoc.
Na lądowanie berlingowcom wyznaczono przyczółek czerniakowski. Chociaż nabrzeże było silnie atakowane przez Niemców, nikt nie wątpił, że zdeterminowani powstańcy zdołają odeprzeć okupanta z tego rejonu, by umożliwić desantowi bezpieczne dotarcie do brzegu.
To nadzwyczaj odpowiedzialne zadanie otrzymał powstaniec, o którym, na barykadach, opowiadano legendy. Nazywał się Andrzej Romocki, pseudonim: „Andrzej Morro”. Dowodził plutonem „Rudy” w batalionie „Zośka”
Już w konspiracji dał się poznać jako nadzwyczaj zdolny i odpowiedzialny dowódca, wzór patriotyzmu, dyscypliny i koleżeńskiego oddania.
W powstaniu był taki sam. O swoich żołnierzy dbał bardziej niż o siebie. Jego łączniczki nie tylko meldunki musiały przenosić, ale też zbierać najdrobniejsze informacje dla dowódcy o tym, jak czują się, co jedzą i o czym myślą jego chłopcy, rozrzuceni na strzeleckich posterunkach.
To oddział Andrzeja Morro, jako jedyny, przedostał się „górą”z upadającej Starówki do bezpiecznego jeszcze Śródmieścia, przemykając pomiędzy hordami Niemców i Ukraińców, nie korzystając z podziemnych kanałów.
Meldunki swoje podpisywał krótko: „A. Morro”, co przysporzyło mu dodatkowy jeszcze pseudonim: „Amorek”. Zapewne, dowcipnie, nawiązano w ten sposób do jego nieprzeciętnej powierzchowności, bo chłopak był wyjątkowo przystojny.
„…Porucznik Morro przemówił do nas krótko, podkreślając ważność zadania, które na nas czeka. Twarze chłopców, wpatrzone w dowódcę, wyrażały gotowość na wszystko. Pod rozkazami „swojego Amorka” daliby się zaprowadzić na koniec świata. Postawa Andrzeja w niczym nie kojarzyła się teraz z pieszczotliwym przezwiskiem, które mu nadali koledzy. Stał wysoki, smukły, w panterce, w hełmie pokrytym pokrowcem na głowie, na ramieniu szmajser, granaty u boku. Z ogniem zapału w oczach wyglądał jak uosobienie rycerza, walczącego o wolność i ideały, ale nie tylko wyglądał – był nim. Między szarym tłumem żołnierzy a ich dowódcą była jedność, to porozumienie, jakie może dać tylko uwielbienie, miłość i zaufanie do prawdziwego wodza, umiał przewodzić swoim żołnierzom i kochał ich…”
Chłopcy wpatrywali się w wody Wisły przez całą noc. Niemieckie rakiety co i rusz rozświetlały mrok. Artyleria przeczesywała ciemności. Rzeka była bacznie obserwowana. Nie tylko powstańcy spodziewali się przeprawy.
Nagle, nad samym ranem, zauważono łodzie. Płyną! Lecz, cóż to? Jeszcze na wodzie berlingowcy otwierają zmasowany ogień na pozycje powstańców. Chłopcy, jeden po drugim padają trafiani celnym ogniem. Co się dzieje?
Samo życie. Paskudny figiel losu. A może tylko zwykłe niedopatrzenie tych, co pośredniczyli w nawiązaniu pierwszych kontaktów, pomiędzy walczącą Warszawą a wkraczającą na Pragę Armią Czerwoną.
Dlaczego nikt nie uprzedził desantowców, że powstańcy mają na sobie niemieckie mundury? Panterki i hełmy pochodziły z zajętych jeszcze na Stawkach niemieckich magazynów wojskowych. Wszyscy żołnierze Zgrupowania „Radosław” byli jednolicie umundurowani. Tylko biało-czerwone opaski na rękawach odróżniały ich od wojsk okupanta. Opaski z czasem spłowiały i zszarzały, tracąc wyrazistość. Wszechobecny kurz z rozbijanych bombami murów i kłęby czarnego dymu z płonących kamienic zasnuwały wszystko wokół, zacierając barwy, kształty i kontury.
Andrzej Morro nie mógł patrzeć na to, co się działo z jego ludźmi. Wyskoczył na murek, wystawiając się oczom dobijających do brzegu żołnierzy i krzyczał do nich po rosyjsku i polsku, by nie strzelali do powstańców. Pojawiła się nawet flaga biało-czerwona, naprędce zaimprowizowana z jakichś, znalezionych pod ręką, szmat.
„Andrzeja Morro” zauważono natychmiast. Strzał był celny. Prosto w serce.
Wkrótce jednak wszystko się już wyjaśniło. Berlingowcy ze zdumieniem patrzyli na powstańców : „Dlaczego macie na sobie niemieckie mundury?”
Powstańcy warszawscy, jak wiemy, nie cieszyli się sympatią powojennych władz. Z czasem, bardzo powoli, stosunek do nich i ich walki, zaczął przybierać inną, łagodniejszą formę. Andrzej Romocki – A.Morro, był wymazany z pamięci potomnych dłużej niż jego koledzy. Raz, że osoba jego, charakter i w ogóle, rodzinna, przebogata przeszłość patriotyczna, nie wpisywały się w ideologiczny rys aktualnego wzorca, dwa: zginął w okolicznościach, o których wolano zapomnieć. Krwawa ofiara Kościuszkowców nie miała prawa być skażona najmniejszym nawet cieniem.
Doszło do tego, że istnieją dwie legendy o śmieci Andrzeja Morro. Jedna, politycznie „bezpieczna” i druga, osnuta pajęczyną obaw, strachu i niejasności.
Oto pierwsza:
"...Nagle zaklekotała seria z erkaemu. Świetlne kule przeleciały wzdłuż ulicy. Już wiedzą o nas. "Słoń" kazał obsadzić murki na przedpolu białego domku. Znowu cisza. Wiatr powiewa podnosząc pył piasku. Nagle pojawiła się złota czupryna "Andrzeja Morro."
- Co u was?
- Spokojnie.
- Musicie obsadzić stanowiska bliżej brzegu. Niedługo powinni lądować. Ja niedawno byłem prawie przy kościele. Niemcy chyba wycofali się za most. - Andrzej wskoczył na murek. - Zróbcie stanowisko przy tych dużych kamieniach - rzekł - powiedział wskazując reką miejsce. Pobiegłem wzrokiem za jego palcem. Padł strzał. Odruchowo schyliłem się. Ech, tylko jeden, pewno przypadkowy. Nagły okrzyk "Słonia" przeszył dziwną ciszę.
- Sanitariuszka! - Głos wydobywał się prawie ze szlochem. - Biegiem, Andrzej ranny! Uwaga ostrzał!
Z mojego stanowiska widzę tylko wydmę piasku, murek przesłania mi miejsce, gdzie przed chwilą stał Andrzej. Zosia wstała z kolan. Widzę jej twarz szarą, nieruchomą.
- Trzeba przenieść rannego do szpitala - krzyczy "Słoń." Nagle milknie widząc wpatrzony w niego wzrok Zosi.
- Andrzej nie żyje. - Głos jej jest spokojny, tylko łzy płyną po jej policzkach. Właściwie dopiero teraz naprawdę dociera do mnie rzeczywistość. Wszystko odbyło się tak nagle, tak prosto, że zakrawa na fikcję. Nie w boju, nie w ataku, nie w huraganowym ogniu, tylko ot tak, jakby od niechcenia... jeden strzał i cisza... i nie ma już tak wspaniałego człowieka, odważnego dowódcy...
- "Jur" zobacz na rzekę, płyną łodzie! - "Halicz" podbiega do mnie, schodzimy na brzeg. Jedna już dobiła. Wyskakuje trzech żołnierzy. Zielone mundury, miękkie rogatywki. Dziwny orzeł przyczepiony nad daszkiem. Już wiem. Bez korony. Coś mi błyska z historii, orzeł piastowski. Dwóch ma pistolety maszynowe. Trzeci, z dużym pistoletem u pasa, zbliża się do mnie, jego niebieskie oczy badawczo patrzą na mnie, jakby chcąc przewidzieć moje przywitanie i nagle padamy sobie w ramiona. Czuję oddech blisko mojego ucha.
- Słuchaj, ja też jestem z AK, z Wołynia, ale nie mówcie tego przy żołnierzach..."
I legenda druga – wyklęta:
"...Teraz wszyscy w napięciu czekaliśmy na desant: wszak przyczółek był oczyszczony z Niemców. Czemu go nie ma?
Obeszliśmy z Andrzejem ten kawałek wybrzeza w cichej nadziei, że może zobaczymy na Wiśle płynące ku nam pontony i… może znajdziemy rannego Xięcia? Nic z tego, przepadli – on i wielu jego żołnierzy.
O świcie w lekkiej mgle zobaczyliśmy trzy łodzie szybko płynące ku brzegowi. Od razu rozległa się seria strzałów – i to strzałów z łodzi, a działa z drugiej strony Wisły rozpoczęły kanonadę. Niemcy zaś walili i do łodzi i na Pragę – prawdziwy chaos bitewny!
Andrzej wnet zrozumiał: ludzie przybyli łodziami wzięli powstańców za Niemców, bo przecież byli w niemieckich panterkach!
Trzeba było to wyjaśnić: szybko nawiązać kontakt z nimi. Naprędce sporządzono sztandar polski z białego prześcieradła i czerwonej podszewki. W kilka minut później Morro z trzema ochotnikami, między innymi z Burkiem, schodzą ku Wiśle. Ukryci za węgłem domu widzą ich powstańcy w blasku wschodzącego słońca. Tymczasem Niemcy biją coraz mocniej. Mijają długie minuty… Wyłania się kilka postaci i biegnie skokami do domku na Wilanowskiej. Wśród nich jest kilku berlingowców. Ale nie ma porucznika Morro i starszego strzelca Burka…"
Radość i rozpacz. Są i to nie Ruscy, ale nasi – Polacy! … i… „Andrzej Morro” nie żyje!
„…Podchodzę do młodego plutonowego, na oko, najwyżej dwudziestoletniego. Zielony drelich, buty długie z parcianą cholewą, przy pasie nagan w kaburze, na głowie rogatywka z ptakiem nie przypominającym naszego orła. Oto są berlingowcy, wojsko tworzone w ZSRR, wokół którego sporo wątpliwości i nieufności stworzyła propaganda, tak obca, jak i swoja.
Z rezerwą zadałem plutonowemu pytanie, czy rzeczywiście są wojskiem polskim, na co otrzymałem śpiewnym akcentem zdecydowane poświadczenie.
- Ale ten orzełek to taki niepolski?...
-Toż to kogut nie orzeł. Ale to nieważne. My jesteśmy takimi Polakami jak wy, tak samo czujemy, jak wy, i walczymy o taka samą Polskę niepodległą!
- A myśmy na was tak długo czekali…
Płowa czupryna i szczerość chabrowych oczu całkowicie mnie rozbroiły. Uścisnąłem i ucałowałem plutonowego. I jakoś lżej się zrobiło w tej całkiem ciężkiej sytuacji..."
Łodzie z berligowcami przypłynęły jeszcze następnego dnia, 15 września. Przeprawa jednak załamała się pod silnym ostrzałem niemieckim. Przybyło ich kilkuset. Przeżyła garstka. Niemcy pokonali desant.
Powstańcy kanałami przedostali się na Mokotów. Tam nadal trwała walka.
Po wojnie, bez problemu odnaleziono miejsce pochówku Andrzeja Morro. Zidentyfikowano jego ciało bez trudu. Prócz jego żołnierzy,przy ekshumacji była też matka..Minęło przecież tylko kilka miesięcy…. Leżała przy nim płócienna torba, w której nosił żelazny zapas dla swoich żołnierzy: wedlowskie cukierki. Nadal były świeże.
„Andrzeja pochowano 31 października 1945 roku. Trumnę „Morro” owinięto biało-czerwoną flagą ze znakiem Polski Walczącej. Położono na niej jego hełm ze znakiem Grup Szturmowych, w pokrowcu z panterki, podziurawiony odłamkami. Trumnę niósł m.in. Jan Rodowicz „Anoda” i Bogdan Celiński „Wiktor”. Kondukt szedł od Wisły, poprzez Czerniaków, Śródmieście, koło kościoła Świętego Antoniego, ulicą Senatorską, przez ruiny getta, do Okopowej – przez całą Warszawę na cmentarz wojskowy – tak jak prowadził szlak bojowy Andrzeja – tylko w przeciwnym kierunku.”
Czy zginął nadaremnie? Czy walczył w nieświadomości, ogłupiony zwodniczą polityką wysokich rangą dowódców AK, tak krytykowanych dzisiaj i z upodobaniem potępianych?
Warto poznać jego własną opinię. Na szczęście, zachowała się:
„Ja w głębi samego siebie czuję i wiem, że powstanie było żywiołowym odruchem narodowej potrzeby przeciw terrorowi, przeciw poniewierce, przeciw śmiertelnemu wrogowi, który nas niszczył. I gdyby dziś, po tym wszystkim, co widziały na Woli i Starówce moje oczy, stanęła przede mną znów decyzja: iść do powstania czy nie, poszedłbym na nowo i wiem, że poszliby inni. Gloria victis - chwała zwyciężonym - będzie kiedyś wyryte także na warszawskich cmentarzach powstańczych, jeśli ulegniemy w tej walce."
W niedzielę. 14 września, młodzież czcząca pamięć Powstańców Warszawskich, w szczególności bohaterskich żołnierzy z Batalionu „Zośka”, przypomni dzielnych Kościuszkowców – ochotników, pragnących wesprzeć walczących o stolicę rodaków. Ukaże też, po raz kolejny, powstańców, z heroizmem torujących drogę nadciągającemu desantowi i uczci pamięć porucznika Morro w rocznicę jego śmierci, przedstawiając inscenizację wydarzeń, które rozegrały się nad Wisłą 70 lat temu.
Wszyscy lubimy patrzeć w niebo. W dzień oglądać obłoki, nocą liczyć gwiazdy. Najpiękniejsze niebo jest u schyłku lata, w sierpniu i wrześniu. Tak wielkiej ilości gwiazd nie ma w innym czasie. Z podziwem patrzymy na niektóre z nich, rozbłyskujące nagle jaśniejszym blaskiem i szybujące w dół z ogromną prędkością, wprost ku śmierci. Meteory.
Batalion "Zośka" informuje:
14 września 2014 r . o godz. 17.00 odbędzie się inscenizacja przypominająca o desancie oddziałów Berlinga na Czerniaków w 1944 r. Po inscenizacji nastąpi złożenie kwiatów na płycie desantu oraz odbędzie się marsz im. Andrzeja Morro po miejscach uświęconych krwią Powstańców. W imieniu organizatorów serdecznie zapraszamy!
http://www.rokwisly.pl/skierujcie-ogien-na-nas-wislo-opowiedz-polsce/
http://www.1944.pl/historia/powstancze-biogramy/Andrzej_Romocki
http://www.pw44.pl/czerniakow1.ht
http://histmag.org/Zolnierz-ktory-pozostal-harcerzem-Andrzej-Romocki-Mor...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 9612 odsłon
Komentarze
Powstanie Warszawskie widziane z Moskwy...
13 Września, 2014 - 10:14
Polecam książkę Mikołaja Iwanowa o tym właśnie tytule, gdzie autor dużo miejsca poświęca kulisom lądowania berlingowców na płycie czerniakowskiej.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za znakomity tekst.
jan patmo
Janie Patmo, to ja dziękuję
13 Września, 2014 - 16:47
Zdobędę tę ksiażkę, bo sprawa tego nieszczęsnego desantu zasługuje na szczególne upamiętnienie. Propaganda sprawiła, że stał się tematem wielce niewygodnym, a przecież żołnierze, którzy ochotniczo rzucili się na Pomoc Armii Krajowej, zasługują na cześć i pamięć. Zwłaszcza, że ich ofiara była wyjątkowo krwawa.
Pozdrawiam gorąco
three women
13 Września, 2014 - 14:03
Ja jako ojciec jednej corki ale i dwoch wnuczek ( three women)
tez oceniam wpis na 30pkt
@ MTC...
13 Września, 2014 - 14:52
.... witaj *Matunio* - Godna córko Warszawy !
Jakże jestem Ci wdzięczny za wspmnienie o dziewczynach i chłopakach od " Zośki", "Pasrasola" i wszystkich Powstańców Warszawskich.
Boże, za dwa dni minie 70 rocznica ich śmierci.
"Andrzej Morro" - Romocki, jego brat Janusz "Bonawentura" i ich dumana Mama, która musiała znieść śmierć swoich synów i ich godnie pochować :
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
.....Ekshumowany przez towarzyszy broni i matkę jesienią 1945, pochowany został w kwaterze batalionu „Zośka” na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Leży pomiędzy swoim młodszym bratem Jankiem Bonawenturą (rannym 12 sierpnia, zmarłym 18 sierpnia 1944 w szpitalu na ul. Miodowej 23), a bratem ciotecznym Stanisławem Leopoldem ps. Rafał (poległym 25 sierpnia 1944 dowódcą 1. kompanii w batalionie „Parasol”).//
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Serdecznie pozdrawiam,
Marek S
ps.
.... wybacz o punktach nie piszę, bo w tym momencie jest to śmiesznostką..... masz u mnie wdzięczność i szacunek !
Maruś, bo Warszawa, jest sercem Polski
13 Września, 2014 - 17:17
W Powstaniu walczyło wielu żołnierzy, nie związanych z miastem z racji urodzenia. Od pewnego czasu zauważam trend polegający na sprowadzeniu PW do rangi sprawy lokalnej - warszawskiej. Na szczęście, wbrew tym zabiegom, wszędzie w Polsce rozwija sie zwyczaj obchodzenia rocznicy Powstania jako wydarzenia ważnego dla całego narodu. takie właśnie było Powstanie Warszawskie. Kto tylko mógł, i miał karabin w ręku, spieszył do stolicy. Tacy "Doliniacy", na przykład. Piękna karta. Wielka chluba.
Andrzej Morro zginął 14 września, chociaż spotkałam się z informacjami w necie, mowiącymi o 15-tym dniu miesiąca.
Wtedy też zginął jeszcze jeden mój ulubieniec z "Zośki": Andrzej Samsonowicz,ps."Xiążę". Nie znaleziono jednak ciała. Nikt nie wie, jaki los go spotkał.
http://wyborcza.pl/alehistoria/1,139908,16382037,Porucznik__Xiaze___moj_starszy_brat.html
Maruś, zapraszam na jutrzejszą rekonstrukcję. Warto zobaczyć ludzi, którzy i dzisiaj staną, kiedy zajdzie potrzeba.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Józefie, w takim towarzystwie nie zginiesz:)
13 Września, 2014 - 16:56
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ciepłe słowa
Wspomnienie o innym meteorze na niebie
13 Września, 2014 - 17:50
Matko, dzięki za wpis. Ci chłopcy i dziewczęta z batalionów Zośki i Parasola zasłużyli sobie na to, żeby pamięć o nich trwała wiecznie. Wspominacie braci Romockich Bonawenturę i jego brata Jana, wspominacie Księcia. To może wspomnę mojego ulubionego powstańca, dowódcę Batalionu Parasol, Jurka Zborowskiego - Jeremiego oraz jego powstańczą żonę, Jasię Trojanowską-Zborowską. Historia walki oraz pojmania przez Niemców tych dwojga podczas Powstania, to jeden z największych dramatów wojennych jakie poznałem. Może Matko znajdziesz kiedyś chwilę i napiszesz również o nich
Bogdan T, napiszę o nich i o innych pomordowanych
13 Września, 2014 - 18:59
Janina i Jerzy Zborowscy
Cześć ich pamięci. Chwała Bohaterom!
Niemcy, naród, który chlubi się zamiłowaniem do porządku i sumienności w wykonywaniu wszelkich zapisów prawa, bez skrupułów łamał podpisane przez siebie zobowiązania.
5. Z chwilą złożenia broni żołnierze AK korzystają z wszystkich praw konwencji genewskiej z dnia 27.VII.1929, dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Z takich samych uprawnień korzystają żołnierze AK, którzy dostali się do niewoli na terenie miasta Warszawy w toku walk od 1.VIII.1944.
6. Prawa jeńców wojennych przysługują też osobom nie walczącym, towarzyszącym AK w rozumieniu art. 81 konwencji genewskiej o traktowaniu jeńców wojennych bez różnicy płci. W szczególności dotyczy to pracowniczek sztabów i łączności, zaopatrzenia i pomocy żołnierzowi, służby informacyjno- prasowej, korespondentów wojennych itp.
Pozdrawiam
Ów strzał w serce
13 Września, 2014 - 19:56
wprost dławi.
Tadman
14 Września, 2014 - 23:35
Dławi, masz rację. Strzał w samo serce.Symboliczna śmierć Bohatera.
Może właśnie dlatego jego legenda żyje. Oklaski, jakie zebrali dzisiaj harcerze z drużyny im. Andrzeja Morro, świadczą o tym dobitnie. Pieczołowicie, z gromnym wzruszeniem, odtworzona została też scena jego śmierci... Jest idolem warszawskiej młodzieży. Niekwestionowanym idolem.
Pozdrawiam
@Matka Trzech Córek
13 Września, 2014 - 22:20
Szanowna Matko !
Z samych pięknych tytułów Twoich blogów można byłoby utworzyć bardzo ciekawy i patriotyczny zbiór.
Każdy tytuł jest, jak czarodziejski, wysadzany diamentami kluczyk, który otwiera drzwi do cudownej, bezkresnej komnaty z najpiękniejszymi i najcenniejszymi skarbami naszej historii.
Przepięknie Ci dziękuję za opis historii, który chciałoby się czytać i czytać bez końca.
WARSZAWA TO MIASTO ŚWIĘTE.
Każdy jej skrawek, każdy kamień i każda uliczka to miejsce nasiąknięte krwią kwiatu polskości.
To miejsca, które skrywają kości NASZYCH PRZODKÓW.
Serce pęka, że bezwzględne bestie (a za takie uważam władze stolicy) tak tym miastem poniewierają.
WARSZAWA, to MIASTO - CMENTARZ, na terenie którego należy zachowywać sie ze szczególną godnością.
Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
PS.
Śliczne, bursztynowe róże, które mi przesłałaś są w moim awatarze.
Najpiękniej Ci za nie dziękuję.
bursztyn
Nic bardziej groźnego, niż głupi przyjaciel.
Lepszy byłby mądry wróg.
/Jean de Lafontaine/
Jeneral Berling byl kacapskim zdrajca caly ten desant to
14 Września, 2014 - 02:22
byl pic na wode.
Dano nadzieje a przy okazji wykonczono ochotnikow do pomocy Powstancom.Ci zolnierze co na ochotnika chcieli sie przeprawic to byli patryjoci polscy ktorych kacapy chcialy sie pozbyc.
Bursztynie, tyle ciepłych słów...
15 Września, 2014 - 00:09
Dziękuję za nie serdecznie:)
Warszawa. Okazuje się, że i na "cmentarzu" można żyć. Ludzi do tego przywykli.
Dzisiaj, po rekonstrukcji, moja córka, w panterce, w furażerce na głowie.Twarz, ręce, nogi pomazane sztuczną krwią, czarna od dymu, wyskoczyła z auta w środku miasta, żeby w otwartym akurat sklepie kupić sobie butelkę wody. Na moje wątpliwości, co do wyglądu, odparła, że jest okazja, by przypomnieć że "trwa" powstanie. Kto dzisiaj pamięta desant berlingowców? Kto kojarzy rocznicę?
I tak było. Personel sklepu i klienci mieli lekcję historii.A jaką furorę dziewczyna zrobiła!:) Nasi rodacy są wspaniali! Będzie dobrze, Bursztynie, jeszcze Polska nie zginęła!
Serdecznie pozdrawiam:)
@Matka Trzech Córek
15 Września, 2014 - 00:13
Piękne to, co piszesz. Jak zwykle.
A dziewczyna - Córka? To przyszłość Stolicy. Dla nich trzeba Warszawę odzyskać z pazernych rąk platfusów.
U mnie flaga na balkonie wisi od 1 sierpnia i będzie do 3 października. Mam dwie. Kiedy jedną zdejmuję do prania - wymieniam, żeby nawet przez chwilę balokon nie był pusty.
Przepraszam, ale na jutro sobie zostawię rarytasy (bo napewno takie są Twoje załączniki), jakie włożyłaś do wpisu.
Na pewno są piękne i trzeba je oglądać w pogodnym nastroju, aby chłonąć całym sercem.
Scena Córki w sklepie - super. Dziewczyna zrobiła dobrą i wielką robotę.
Ekspedientka na pewno długo tego widoku nie zapomni i będzie opowiadać, co ją spotkało.
Niby nic, a jednak .....bardzo, bardzo wiele.
Krótka, kilkuminutowa lekcja poważnej historii Warszawy.
Pozdrów, Matko i uściskaj swoje Córki, z których napewno jesteś bardzo dumna, a One szczęśliwe, że mają taką wspaniałą Mamę.
MATKĘ - POLKĘ
CZUWAJ!
Pozdrawiam serdecznie. :)
bursztyn
Nic bardziej groźnego, niż głupi przyjaciel.
Lepszy byłby mądry wróg.
/Jean de Lafontaine/
Prezydenta WARSZAWY powinna wybierać CAŁA POLSKA.
14 Września, 2014 - 09:55
Od dawna o tym piszę.
Jest to stolica, która nie może zarządzać niewielka grupa cwaniaków, wybrana przez zbieraninę nie mającą pojęcia o historii i wartości Miasta, w którym przebywa.
Obhecnie Prezydent Miasta stołecznego zarządza nim, jak przydomowym podwórkiem i dyktuje warunki.
Wydaje pieniądze, jak chce, na co chce, według własnego i koleżków widzimisię.
Mieszkańcy - rodowici Warszawiacy nie mają nic do powiedzenia.
Z pięknej, bogate i poważnej Warszawy, która była dumą Polski - zrobiono wiochę.
Dlatego dziwię się, że nikt nie wpadł na pomysł nowelizacji ustawy o wyborach samorządowych.
Warszawę po wojnie odbudowywali WSZYSCY POLACY, poprzez wpłatę na SFOS (Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy.)
Ten Fundusz był jeszcze w latach '60 tych.
Prawie na każdym artykule do ceny było dopisane minimum ( minimum) +20 gr na SFOS.
Gdyby prezydent Stolicy był z wyboru powszechnego - referendum w/s odwołania na pewno byłoby skuteczne.
Cała Polska na grzyby by nie wyjechała.
Pozdrawiam.
bursztyn
Nic bardziej groźnego, niż głupi przyjaciel.
Lepszy byłby mądry wróg.
/Jean de Lafontaine/
@bursztyn - święte słowa!
14 Września, 2014 - 22:15
Niestety, kiedy należało zwalić bufetową ze stołka - różne "bolki" z koziej wólki wrzeszczały, że nie pójdą na referendum. Niezłe!
W owym czasie na NP, kiedy potrzebne były wszystkie ręce na poklad - rozpętała się niedorzeczna akcja "nadania Krystynie Krahelskiej honorowego obywatelstwa Warszawy". Nie sądzę, by bojownicy tej sprawy doprowadzili ja do końca, za to narobili niepotrzebnej wrzawy w momencie, kiedy koncentracja sił powinna dotyczyć uwolniena Warszawy od koszmaru rządów PO
(przytaczam clou tej dyskusji)
(autor - tł)
Tłumaczę: nie chodzi o jednorazową pokazówkę, tylko o stałą opiekę władz miasta nad grobem Krahelskiej. Jakiekolwiek te władze nie są i nie będą. Na zawsze. Niech to sobie miasto stołeczne Warszawa wpisze to do konstytucji, regulaminu, ustawy czy czego tam. Należy doprowadzić do sytuacji, że dopóki będzie istnieć Warszawa, władze miasta będą miały obowiązek opieki nad tym grobem.
Teraz rozumiesz?
markowa - 5 Sierpnia, 2013 - 21:55
czyżbyś spodziewał się tego po szajce trzymającej Warszawę?
markowa - 5 Sierpnia, 2013 - 22:08
o, naiwności! czy to pisze człowiek pełnoletni?
najpierw przegonić okupantkę, złodziejkę, cyniczną bandytkę, a potem - myśleć o szacunku dla mogił.
tł (niezweryfikowany) - 5 Sierpnia, 2013 - 22:10
Proszę uprzejmie o zakończenie komentowania w tym wątku. To nie jest wątek polityczny.
Bóg - Honor - Ojczyzna!
Witaj, Markowa. Rzadko się pojawiasz ostatnio
14 Września, 2014 - 23:07
Wiem, ile krwi napsuły ludziom konflikty na Niepoprawnych. Nic dobrego z tego nie wynikło. Portal się rozpadł.Przyczyn i powodów do awantur było wiele, ale akurat sprawę, o której piszesz, tę inicjatywę Tł, mogłabyś pominać w wyliczaniu krzywd.
Szkoda, że się nie udało. Krystyna Krahelska zasłużyła sobie na odpowiedni, względem zasług, szacunek. Stała opieka nad jej grobem, byłaby jednym z przywilejów honorowego obywatelstwa miasta Warszawy.
Pozdrawiam:)
no to jeszcze raz - popieram postulat Bursztyna
15 Września, 2014 - 04:26
Gdy nadchodzi czas, by przegonić lisa z kurnika - trzeba to zrobić, a nie zastanawiać się nad polerowaniem wizytówki.
Gdy trzeba zatamować krwotok - nie zabieramy sie za manicure.
I tylko o to mi chodziło.
Prezydent Warszawy, to za poważna funkcja, by wybór powierzać przypadkowym lokatorom stołecznych apartamentowców.
Bóg - Honor - Ojczyzna!
M3C dziękuję
14 Września, 2014 - 11:52
Piękny tekst. O tej historii usłyszałam po raz pierwszy. Szkoda, że nie mogę zobaczyć tej inscenizacji. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję :)))
NIE dla prywatyzacji Polskich Lasów Państwowych
Leopardo, dzieje polskich zrywów
14 Września, 2014 - 22:49
to ciąg niesamowitych historii. Nie tylko nas - Polaków, przyprawiają o drżenie serca. Oto przykład:
https://www.facebook.com/pages/Asociacion-Hco-Cultural-Poland-First-to-Fight/215088251955604?fref=ts
Inscenizacja była udana, pomimo bardzo słabej informacji o wydarzeniu. Wkleję tu link, co prawda trefny nieco, ale ciekawy, bo znamienny.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/5,95080,16643573,Strzaly_i_wybuchy_nad_Wisla__Tak_wygladal_desant_na.html?i=5
GW pisze o jakimś "pikniku rodzinnym", a przecież chodziło o festyn patriotyczny pod hasłem: Tobie Ojczyzno.
Cóż, na pocieszenie powiem, że tłumy na brzegu Wisły były tak wielkie, że GW, nie odważyła się policzyć uczestników.
I jeszcze dodam informację miłą uchu Grzegorza Brauna: była strzelnica! Długa kolejka do niej cieszyła oko:)
Pozdrawiam serdecznie
@M3C
15 Września, 2014 - 00:28
Dla tych o, których piszesz Matko:
ZEJŚCIE Z BARYKADY
Mrokiem dzisiaj zmysł mój zabrany.
Jam martwy tylko, nie złamany.
Proszę Cię,
Weź wszystko, co tu mam
Serce weź
Cięższe o dziesięć gram...
...Warszawo!
Filmowy zapis rekonstrukcji
16 Września, 2014 - 22:03
Rekonstruktor w roli"A. Morro". Pieczołowicie odtworzona, swieża jeszcze rana postrzałowa. Pamiątka z przebicia ze Starówki do Śródmieścia. Kula przebiła nos i wyszła przez policzek.