Są kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka" – czyli rzecz o inflacji.

Obrazek użytkownika 2-AM
Gospodarka

Jak proroczo i dość dawno temu zauważył brytyjski premier lord Beaconsfield, (czyli Beniamin Disraeli) "są kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka". To stwierdzenie nic nie straciło na aktualności a można by wręcz powiedzieć że zyskuje coraz bardziej. Jak ogólnie wiadomo jest dobrze a wkrótce będzie jeszcze lepiej czego dowodem jest bardzo niska inflacja. Jak ogólnie wiadomo inflacja jest pewnego rodzaju podatkiem (wyjątkowo okrutnym), który na swoich obywateli nakłada państwo lub międzynarodowa finansjera zastępująca nie wydolne państwo. Polega to zasadniczo na tym że do obiegu zostaje wprowadzone znacznie więcej pieniądza niż ma on pokrycie w towarze co skutkuje tym że ci co mają pieniądz chcą kupić towar. Ponieważ towaru jest nadal tyle samo ile było albo jego przyrost jest mniejszy niż szybkość z jaką produkowane są nowe środki płatnicze więc jest oczywistym że "słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy" którzy mieli by na nie ochotę. Tu z pomocą przychodzi nam właśnie „podatek inflacyjny” czyli zespół działań, które sprawiają że jeszcze szybciej niż ilość pieniędzy do wydania rosną ceny towarów. Im więcej ludzie dostają pieniędzy na które nie ma pokrycia w towarze tym więcej kosztuje realny towar, który chcą kupić. W skutek podwyżki ludzie próbują albo zarobić więcej pieniędzy albo w jakiś sposób wymusić większą wypłatę w ramach „dodatku drożyźnianego”. Skutkuje to że przez chwilę mają więcej pieniędzy na skompensowanie wzrostu cen towarów ale zjawisko to nie trwa zbyt długo bo wkrótce zbyt wiele osób wsparte „dodatkiem drożyźnianym” ma znowu zbyt wiele pieniędzy do wydana a towaru jak wiadomo znowu zaczyna brakować więc i jego cena rośnie. I tak w koło Macieju.

W skrócie mówiąc na przykładzie za metr materiału płacimy 100zł. Po roku ten sam kawałek materiału kosztuje np. 105 zł ale my nadal zarabiamy np. 100zł. Oznacza to że w ciągu roku przez pryzmat planowanego zakupu zbiednieliśmy o 5% i to mimo że nie spadło nasze wynagrodzenie (nadal dostajemy tyle samo co rok temu).
W pewnym momencie możemy dojść do sytuacji gdy inflacja przechodzi w hiperinflacje co oznacza że rano warto oprócz śniadania zjeść w knajpie obiad bo w porze obiadowej kosztuje on już znacznie więcej niż kosztował na śniadanie.

Podatek inflacyjny jest jednym z najbardziej haniebnych podatków ponieważ sprawia on każdy obywatel uczciwie oszczędzający i ciułający swoje zaskórniaki celem odłożenia na czarną godzinę lub planowany większy zakup jest wciąż mówiąc ordynarnie „ruchany”. Nim zdoła on odłożyć odpowiednią ilość pieniędzy na planowany zakup w wyniku inflacji towar staje się znacznie droższy a wartość gromadzonych oszczędności (mimo ich przyrostu) stale spada. Promuje to postawy anty oszczędnościowe bo czy jest sens odkładać na coś pieniądze co coraz bardziej staje się poza naszym zasięgiem mimo licznych wyrzeczeń spowodowanych chęcią zgromadzenia oszczędności ?

Zasadniczo w sytuacji gdy w wyniku inflacji spada wartość pieniądza i rosną ceny łatwo jest doprowadzić do sytuacji gdy niezadowolenie społeczne zaczyna się wymykać spod kontroli (patrz ostatnie wyczyny „fejsbukowych” rewolucjonistów w kilku krajach Afryki Północnej). Większość naszych rodzimych robotniczych protestów w czasach PRL'u była spowodowana właśnie podwyżkami artykułów konsumpcyjnych pierwszej potrzeby a nie chęcią większych swobód obywatelskich o jakiejś tam "demokracji" w ogóle nie wspominając. Tego typu działania przyświecają dzisiaj między innymi obecnej ekipie rządzącej, która rabując składki emerytalne obecnych pracowników odkładane przez nich przymusowo w OFE za wszelką cenę chcę uniknąć ulicznych rozruchów emerytów, którym zbankrutowany ZUS nie miał skąd wypłacić emerytury. Wychodzą oni bowiem ze słusznego założenia że emeryci mogą na ulicy narobić sporego bigosu w relatywnie krótkim czasie podczas gdy naiwni "młodzi wykształceni z wielkich miast" nie mają czasu myśleć o takich szczegółach jak jakaś tam ich przyszła, mityczna emerytura tylko lecą na 12 godzinną szychtę pomnażać krajowe PKB.

Trzeba tego unikać tak długo jak się da. W tym celu należy za wszelką cenę oszukiwać ludzi przy pomocy statystyki i wykazywać że jest znacznie lepiej niż logika na to wskazuje. W tym celu można albo fałszować dane albo stosować odpowiednio tendencyjne sposoby prezentacji rzeczywistych danych mające podkreślić że tak naprawdę to wszystko jest pod kontrolą. Między innymi w tym celu majstruje się wskaźnikami inflacyjnymi. Czasami chodzi o to by ludzie uwierzyli że jest lepiej niż fakty na to wskazują a czasami wręcz chodzi o to by wyłgać się od zobowiązań, które państwo wzięło na siebie. Taką sytuacja miała miejsce np. kilka lat temu gdy mający do dyspozycji piękną dziurę budżetową (zwana nie wiadomo czemu dziurą ministra Bauca a nie premiera Buzka z AWS) rząd vice premiera Hausnera (odpowiadał za gospodarkę w rządzie Millera a może i M. Belki) tak naginał wskaźniki inflacyjne by uniknąć płacenia waloryzacji rent i emerytur do których był zobowiązany jakąś tam wcześniej przyjętą ustawą.

Jak ogólnie wiadomo najbardziej rosną ceny żywności i energii. Do niedawna jeszcze w czasach PRL’u, który w niektórych sytuacjach był mniej obłudny niż obecny system dla celów statystycznych porównywano wzrost tych cen z cenami np. lokomotyw. Problem w tym że lokomotywy rzadko kupujemy – zwłaszcza w pęczkach a masło czy rzodkiewkę o chlebie nie wspominając zdecydowanie częściej.
Sprawiało to że zestawienia statystyczne wyglądały zdecydowanie lepiej. Jednak po latach spece od PR wsparci specami od statystyki zrobili istotny ruch na przód. By nie denerwować ludzi faktyczną stopą inflacji po prostu postanowili wyłączyć ze wskaźnika inflacyjnego te produkty, które wnoszą najwyższy wzrost czyli ceny żywności i nośników energii oraz ceny produktów ekstremalnie fluktujących i zawyżających wskaźnik inflacyjny. Tak oto narodziła się inflacja bazowa, którą od kilku lat pasjonuje się ZUS oraz różnej maści europejskie EUROSTAT’y, które też robią co mogą by w swoich obliczeniach nie uwzględniać tych inflacjogennych czynników. Dzięki temu możemy śmiało spoglądać w przyszłość i cieszyć się roczną inflacją bazową w okolicach 1,5-2%. W tym samym czasie żywność stanowiąca często ponad 30% wydatków potrafi zdrożeć średnio 10-20% a energia i do 40% w skali roku (czasami sięga i 100%).

Teraz kilka faktów odnośnie wzrostu ceny zaledwie kilku artykułów żywnościowych na przykładzie pewnej ogólnopolskiej sieci handlowej (nie będziemy reklamować) i ogólnodostępnych towarów na przestrzeni ostatnich 60 dni (sprzed i po podwyżce VAT). Celowo pominięto cenę pieczywa jako że wzrost cen mąki jest dość dobrze udokumentowany podczas gdy wypieki są nie standardowe i o różnej masie.

Woda „Żywiec” 12/2010 1,7zł/1,5L , obecnie 1,95zł/1,5L => wzrost 14%
Kaszka dziecięca międzynarodowego koncernu spożywczego 12/2010 6,29zł , obecnie 6,99zł => wzrost 11%
Cukier 12/2010 2,75zł, obecnie 4zł (promocja !) => wzrost 45% !

Jak widać podwyżka tych kilku wybranych artykułów świadczy o tym że ceny żywności pną się do góry i to zdecydowanie szybciej niż koszt ostatniej podwyżki VAT czy podatku akcyzowego na paliwa (znikło zwolnienie od biokomponentów). Dlatego by mieć świadomość ile i jakie grupy towarów drożeją należy prowadzić mniej lub bardziej skrupulatne zestawienia kupowanych dóbr (towarów i usług) w skali kilku-kilkunastu miesięcy lub przechowywać rachunki sklepowe (czasami blakną po kilku miesiącach tak że nie można nic odczytać). Pozwoli to każdemu na zweryfikowanie oficjalnie głoszonych tez ile wynosi faktyczna inflacja obejmująca towary i usługi powszechnego użytku.

Brak głosów

Komentarze

Kłamstwem jest nie statystyka a sugerowanie przez media że te wybiórcze i niepełne dane są statystyczne, czyli „obiektywne” i „naukowe”. Prawidłowe i pełne dane dla stycznia 2011r z obszaru, który cię interesuje:
- inflacja dochodu dla przeciętnej rodziny o przeciętnym dochodzie (z uwzględnieniem udziału braku dochodów części osób bezrobotnych) dla jej struktury wydatków 7-8%;
- inflacja dochodu dla grupy rodzin o poziomie dochodu poniżej minimum socjalnego (w zaokrągleniu biedniejsze 70% społeczeństwa) 9-10%.
Powyższe dane (przedziały) obliczono dla poziomu ufności 85%.

ps. Proszę nie pytać o źródło.

"prawda przeciw wszystkim"

Vote up!
0
Vote down!
0

"prawda przeciw wszystkim"

#139689

... nie nadużywasz czasem słowa "haniebny"?

Co akurat "haniebnego" jest w inflacji, że spytam?

Dla mnie takie kwoty na listach wyborczych, czy powtarzane do skutku referenda, są naprawdę haniebne - podatek czy inflacja mogą być co najwyżej sprawą paskudną, czy kurewską.

Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://triarius.pl - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

Vote up!
0
Vote down!
0

Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

#139693

...tego powiedzenia (atrybuowanego zresztą innemu autorowi). Kłamstwo pospolite - codzienne; kłamstwo kwalifikowane - krzywoprzysięstwo i kłamstwo niewybaczalne - statystyka. Pozdrawiam, tł.

Vote up!
0
Vote down!
0
#139730