Progres czy regres ?

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Najbardziej zaskakującym elementem wszystkich dyskusji o ludzkim bytowaniu jest fakt, że ludzie najczęściej nie mają zielonego pojęcia o czynnikach decydujacych o głównych cechach tego bytowania, np jeżeli chodzi o relację tak znaną jak wolność. Wolność indywidualna nie bierze się znikąd, jest efektem pewnych ludzkich działań, takich jak współpraca.

Często narzekam albo wręcz pomstuję na goliznę, tę czysto fizyczną, będącą efektem powszechnej seksualizacji, ale ta golizna to pikuś przy goliźnie intelektualnej. Przecież noworodek, który przychodzi na świat, przychodzi na gotowe, i nie mam tu na myśli przygotowań poczynionych na tę okoliczność przez rodziców. Noworodek przychodzi na gotową infrastrukturę medyczną, infrastrukturę informacyjną w postaci poradników o pielęgnacji niemowlęcia i gotowości dziadków do wszelkiej pomocy. Infrastrukturę, którą budowano przez setki a nawet tysiące lat. 

Dlaczego ludzie współpracują ? Najpowszechniejsza odpowiedź brzmi bo mają wspólne cele i się dogadali. 

Takie wyjaśnienie jeszcze bardziej komplikuje kwestię, bo co to są wspólne cele i na czym polega owo dogadanie się ?  To pierwsza kwestia, a kwestia druga wiąże się z pojęciem postępu - co sprawia, że mozliwy jest progres, bo wszyscy mają na ustach hasło "postęp". 

Wiadomo, że postęp musi być powiązany z kwestią wspólpracy, więć trzeba dokładnie prześledzić jak te kwestie się ze sobą łączą.

Zastanówmy się nad źródłem realnego progresu. Fundamentalny postęp ludzkość zawdzięcza wspólpracy i ewolucyjnie wykształconym umysłowym mechanizmom wspólpracy między jednostkami, szczególnie mechanizmu odczytywania intencji.  

Rozwiążmy ten problem graficznie - narysujmy sobie schemat blokowy w trójkącie - jeden blok na górze, pod nim symetrycznie dwa inne bloki. Górny blok to normy społeczne, w tym religijne, dwa bloki poniżej to dwie współpracujące jednostki. Połączmy to strzałkami - jednostki mają kontakt z normami i ze sobą. We wspólpracy, odwołują się do tych norm, prowadzą kontrolę zachowań innych pod kątem respektowania norm zbiorowych i samokontrolę tego jak ich własne cele i intencje, oparte na normach, odbierają partnerzy, starają się przedstawić partnerom wszelkie możliwe informacje na temat swego stanowiska, żeby mogło dojść do uzgodnienia różnych perspektyw a następnie decyzji o realnej wspólpracy, a potem oceniają wyniki w podobny sposób.  

W tym schemacie widać jakie elementy liczą się we wspólpracy w tradycyjnej społeczności przed- czy pozachrześcijańskiej. Jednostki opierają się wyłącznie na dostępnych normach ustalonych przez grupę, a jednostka, która normom się nie podporządkuje, jest wykluczana z grupy i najczęściej ginie lub zostaje pariasem, wegetującym na obrzeżu grupy. Nie ma żadnego marginesu swobody, działania jednostek mogą się różnić tylko co do poziomu wykonania zadania opartego na przewidzianych normach. Praktycznie, jednostki są klonami normatywnymi, a nie odrębnymi indywidualnościami. 

Dojście do takiego modelu zabrało naszemu gatunkowi kilkaset tysięcy lat ewolucji. 

Tak więc w tradycyjnych społecznościach progres był możliwy dzięki efektywnej wspólpracy między jednostkami, które osiągnęły wysoki stopień samokontroli umysłowej, co umożliwiało wzajemne rozumienie intencjonalności zbiorowej i komunikowanie oraz koordynację wspólnych celów i działań. 

Gdy jednak społeczności się rozrosły, ten prosty mechanizm okazał się niewystarczający, bo w grupach pojawiły się osoby nieznane, a także jeźdźcy na gapę i potrzebne okazały się normy i mechanizmy kontroli bardziej bezosobowej, gdy stykali się członkowie społeczności sobie nieznani.

Tu na arenę wkroczyło chrześcijaństwo z opartymi na wierze postulatami miłości bliźniego, przekraczającymi granice grup plemennych, wprowadzając nowy model rozwiniętej samokontroli. Spójrzmy jeszcze raz na tradycyjny model samokontroli i go zmodyfikujmy wprowadzając elementy chrześcijańskie: dorysujmy w blokach jednostek mniejsze bloki sumienia w ich umysłach. Poniżej tych bloków dorysujmy bloki czwarty i piąty oznaczające nową instytucję samokontroli czyli indywidualną spowiedź powiązaną z indywidualnym sumieniem. Poniżej bloku spowiedzi możemy dołączyć, dla pełnej przejrzystości, choć nie musimy, instytucję kapłana, która łączy się z instytucją spowiedzi indywidualnej. 

Model chrześcijański obala i zastępuje stary model zdecydowanego prymatu grupy nad jednostką, prymatu niekwestionowanych norm grupowych nad umysłem jednostki, tworzy w umyśle jednostki sumienie i wprowadza mechanizm dobrowolnej, indywidualnej, a nie tylko zbiorowej i nieodwołalnej odpowiedzialności za przestrzeganie norm. W ten sposób zostaje stworzony bufor między wspólnotą a jednostką, w którym jednostka może po raz pierwszy bezpiecznie realizować swoją wolność w przestrzeni społecznej. 

Mamy więc tylko dwa wyjścia - albo polegamy na prostym, łatwym w obsłudze modelu pozachrześciańskim, podporządkowującym nasze ja dyktatowi grupy albo na modelu chrześcijańskim, bardziej skomplikowanym i wymagającym, ale za to dającym pole do popisu indywidualnej odpowiedzialności i kreatywności. Wyjścia trzeciego nie ma. 

Otrzymujemy w ten sposób dwa modele, mniej i bardziej zaawansowany,  sposobów samokontroli społecznej i teraz pora sprawdzić, co z tymi modelami zrobił demoliberalizm. 

Wiele pisałem o upadku demoliberalizmu wywołanego błedną koncepcją natury ludzkiej i postawieniem na ekstremalny indywidualizm, na nieskrępowaną indywidualną wolność służąćą realizowaniu osobistych celów. Oznaczało to zanegowanie kluczowej dla natury ludzkiej sfery społecznej i zlekceważenie norm wspólnotowych i zaproponowanie kierowania się jakimś wewnętrznym kompasem, nie wiadomo skąd wziętym. Dodajmy do tego rzecz oczywistą, że ten indywidualizm okazał się indywidualizmem pozornym, bo oderwanym od swojej wspólnotowej istoty, gdyż jedyny dostępny wewnętrzny kompas pochodzi od norm społecznych. Tak więc okazało się, że ta indywidualizacja jest faktycznie dezindywidualizacją, a jednocześnie odspołecznieniem. Czy jest więc mozliwe, by mógł działać system, w którym oba jego filary się zawaliły ? 

Jednostka przestała więc być wewnątrzsterowna, bo utraciła łączność z dwiema fundamentalnymi sferami swojej natury - społeczną, normodajną i indywidualną, sprawczą. Podlega w systemie demoliberalnym sterowaniu zewnętrznemu, realizowanego przy pomocy prawa i marketingu gospodarczego systemu konsumpcjonistycznego, czyniącymi z niej kolejną automatyczną maszynę do odtwarzania podaży, podaży nie popytu, konsumpcjonistycznej i bezustannego zakupoholizmu. Jest jednostka sterowana też podobnymi bodźcami zewnętrznymi - weź udział w rajdzie rowerowym po mieście, potem w maratonie, a ci najbardziej zaawanswani niech wystartują w triathlonie, potem zaś niech się zrelaksują na festiwalu Opener lub festiwalu Opolskim lub też wezmą udział w koncetrach Lata z Dwójką, a ze znajomymi spotkają się na Facebooku. To nie są działania na rzecz własnego rozwoju, lecz na rzecz systemu. Jednostki, czy to sobie uświadamiają czy też nie, są ofiarami Lewiatana czy też Molocha. 

Celem deklarowanym demoliberalizmu był progres, a efektem końcowym okazuje się regres. Miała być samorealizacja, okazała się degradacja, czego dowodem są filmiki z udziałem pani Jachiry. Mało tego, demoliberalizm dokonał nie tylko dekonstrukcji modelu zaproponowanego przez chrześcijaństwo, usuwając chrześcijański model samokontroli, lecz odrzucił także pozachrześciajański i przedchrześcijański prymat norm grupowych nad życiem jednostki, w efekcie czego jednostka została pozbawiona jakichkolwiek mechanizmów samokontroli. Rozbicie modelu indywidualności eliminuje także źródło kreatywności, a to przekreśla możliwość innowacyjności i rozwoju gospodarczego. Mamy więc oto do czynienia z podwójnym regresem i powrotem do epoki hominidów ? Ale teoria ewolucji dowodzi, że powrót do wcześniejszej fazy jest wykluczony, więc przyszłość wygląda nieciekawie. Albo pozbędziemy się jak najszybciej demoliberalizmu złączonego z konsumpcjonizmem, albo będzie po nas, po naszej cywilizacji. 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)