To jest siła Internetu i Łukasza Litewki

Obrazek użytkownika Zawiedzony
Kraj

 

 

 

Gdy dziś usłyszałem o panu Sebastianie, nie wierzyłem, pomyślałem: „nie no jak?”.

 

 

Jednak 45 letniego mężczyznę, na malutkim ryneczku w Sławnie kojarzą wszyscy. Przyjeżdża tu gdy tylko…uzbiera trochę cebuli i ziemniaków z pól od okolicznych rolników. Pewnie ktoś pomyśli: pracowity, dobry sposób na dorobienie! Jednak pan Sebastian nie dorabia, a rolnicy pozwalają mu chodzić po swoich polach z wyjątkowego powodu: ziemniaki i cebula to jedyny sposób załamanego taty, który chcę za wszelka cenę ratować swoją córkę. Kiedy pan Sebastian własnymi rękami zbiera ziemniaki (a potem jeszcze je czyści i pakuje) jego oczko w głowie, córka Julia, walczy o to by żyć. Dziewczynka dziennie ma do 50 ataków padaczki, bywają tak ciężkie, że momentalnie traci przytomność. Ile za te ziemniaki, proszę pana? - pyta kobieta przechodząca przez targ. Co łaska, zbieram by ratować córkę - pan Sebastian pokazuje tekturowy plakat, który stawia zawsze obok worków. 

Rozdaje też ulotki: „to Julia, proszę o niej przeczytać.” Przyjeżdża małym autem, wystawia kilka worków i czeka aż ktoś zwróci na niego uwagę. To jest przykład człowieka, który czuje ogromną bezradność wobec tych, których kocha. Nie potrafię wyobrazić sobie co czuje ojciec, który przez cały dzień „pracy na polu” (ludzie przecież on nie ma maszyn ani nic, zbiera rękami, a następnie przygotowuje je pod sprzedaż w domu) zbierze 200-300 zł. Mimo wszystko nie poddaje się i wstaje kolejny dzień by znów zebrać ziemniaki i cebule.

 

Dwa dni temu w Polsce spadł śnieg, zbiory ziemniaków i cebuli nie mają już prawa bytu. Pan Sebastian stracił swoją ostatnią „deskę ratunku”. Gdy zadzwoniłem dziś do niego, rozpłakał się i nie wierzył. Pomyślałem na początku, że to miłe, że mnie kojarzy bo wtedy zawsze „łatwiej” mi rozmawiać. Dopiero gdy powiedział: „tyle na pana czekałem, nie wierzę” - zrozumiałem, że mężczyzna dobijał się gdzie mógł, ale był niezauważony. Gdy po telefonie czytałem jego wiadomości z ostatnich tygodni mam ogromny żal do samego siebie, że dopiero dziś go „zobaczyłem”. Tak bardzo bym chciał byście „co łaska” kupili jeden wirtualny worek ziemniaków od pana Sebastiana.

 

 Bądźmy szczerzy, nigdy do Was nie dotrze, ale obiecuję Wam, to będą najsmaczniejsze ziemniaki w waszym życiu.

 

Jeśli Was nie przekonałem, rozumiem, proszę jednak spójrzcie na pana Sebastiana. Będę wdzięczny za każdą reakcję pod tym postem. Julia już nie ma czasu, a pan Sebastian nadziei. Ja to tu tylko zostawię. ]]>https://siepomaga.pl/julka-speiser]]>

 

Z profilu Łukasza Litewki.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

 Tragedia miłości rodziny.

 Obojętności, zainteresowania przechodzących.

 I durnej, nie, nieludzkiej klasyfikacji chorób.

 Jeśli np.epilepsja wystąpi jako tzw. samodzielna jednostka Nie masz Nic.

 Jesteś numerem w klasyfikacji.

 Nawet leżący w łóżku i z kilkudziesięcioma zagrażającymi życiu atakami dziennie.

 Szczęście? Gdy jest jakaś jednostka hmm.współistniejąca.

 Wtedy cię łaskawie podciągną.

 I tak rodzina pogrąża się w głębiach bezradności, zbiórek, ogłoszeń: pomóżcie...

 Znam z autopsji. Zbyt zdrowy na łaskę tzw.Komisyi. Choć zawdzieczam wszystko ciężkiemu urazowi. Zbyt chory by mnie ktokolwiek chciał zatrudnić. Od fuchy do fuchy. Cały czas pod strachem.

 Że mnie zbiorą i trafię do kliniki. Już na zawsze. Albo to się wreszcie skończy.

 A może tzw.czynniki właśnie na to czekają dla wszystkich z nas?

 Łukasz. Nie poddawaj się. Nie trać nadziei. Ja straciłem. Nawet rodzina położyła na mnie lagę.

 Ale Ty jesteś Oparciem, Murem, Ojcem. Symbolem. Trwaj. Walcz. Walcz.

 

 

Vote up!
1
Vote down!
0

Dr.brian

#1671133