Folklor
MarkD słusznie pomstuje na E. Mistewicza, że miesza fikcję z faktami oraz wiele rzeczy przeinacza, ale w swojej krytyce poglądów „specjalisty od politycznego wizerunku” nie dociera do sedna sprawy, tzn. że tak naprawdę dla Mistewicza, ale też Karnowskiego i wielu innych, Sieć to folklor.
Oczywiście można by się zżymać na ten fakt, oburzać, iż „ludzie wpływowi” tudzież „ludzie mediów” nie traktują blogosfery ze śmiertelną powagą, a raczej z mniej lub bardziej nieskrywanym szyderstwem, lecz według mnie to bardzo dobrze.
W dość głośnej, choć niezbyt mądrej, książce (protestanckiego intelektualisty) Anrew Keena „Kult amatora”, pada wprost teza, pod którą mogliby się bez wątpienia podpisać w olbrzymiej większości przedstawiciele medialnego establishmentu, tzn. że w Sieci panoszą się ludzie mający blade pojęcie o czymkolwiek i zabierający się za rzeczy, które ich zwyczajnie przerastają (wiemy bowiem z doświadczenia, że w Polsce z reguły powtarza się w wielu książkach i dyskusjach to, co powiedziano ileś lat temu na Zachodzie i cmoka z samozadowolenia podczas bankiecików, w trakcie których uczeni dyskutanci śledzą wzorki na swoich skarpetkach, jak w słynnej scenie „starcia intelektualistów” w „Trans-Atlantyku”). Mimo że w tym spostrzeżeniu Keena jest jakieś ziarno prawdy, bo przecież tzw. wikipedia to znakomity przykład „encyklopedii dla matołów” (nierzadko przez matołów opracowywanej), zaś skala grafomanii w Internecie bije wszelkie rekordy, to przecież nie sposób przy odrobinie dobrej woli nie dostrzec socjalizującej funkcji Sieci, tworzenia się strefy wolnego handlu, wolnego rynku idei, czy wreszcie – co chyba najistotniejsze, tworzenia się alternatywnych mediów, które za nic mają mainstream.
Naturalnie mainstream ma także za nic jakiekolwiek alternatywy w stosunku do niego. Dlaczego bowiem M. Karnowski z Trójki miałby się interesować blogosferą, skoro nikt mu w redakcji nie powiedział, że warto się tym interesować lub też skoro w innych mediach głównego nurtu o blogosferze pies z kulawą nogą nie wspomina? This is not America, chciałoby się rzec, gdzie funkcjonuje profesjonalny, stały przegląd tego, co jest publikowane na blogach, zaś blogerzy tworzą silne organizacje (takie jak stowarzyszenia dziennikarskie) i mają realny wpływ na sferę medialną. Gdyby Polska była normalnym krajem, to np. takie drobiazgowo przygotowane teksty, jak Aleksandra Ściosa byłyby przedmiotem poważnej debaty wśród dziennikarzy. Nawet, jeśli Ścios czasami spekuluje, to przecież nie różni się w tym niczym od ludzi mediów nieustannie spekulujących na rozmaite tematy. Ja jednak podejrzewam, że w tekstach Ściosa jest zbyt mało spekulacji, a zbyt dużo faktów oraz druzgocących argumentów i z tego powodu jego śledztwa są zupełnie pomijane.
To nie przypadek. Jeśli weźmie się pod uwagę to, że w większości polskich gazet w ciągu tygodnia trafiają się wartościowe teksty, które można policzyć na palcach jednej ręki, czyli jeśli – bez cienia przesady – uzmysłowimy sobie, że na ogół nie ma nic interesującego w polskiej prasie, to wydaje się, że naturalnym następstwem takiego stanu rzeczy byłoby poszukiwanie przez mainstream tematów ciekawych, rozmaitych stories, docieranie do intrygujących, niezależnych analiz, śledzenie publikacji najbardziej przenikliwych autorów. Tak się jednak nie dzieje z prostego powodu – polska prasa bowiem wcale nie ma być ciekawa. Niech się ktoś przyzna z ręką na sercu, że czyta którąś z gazet od deski do deski, a nie przelatuje wzrokiem po tekstach, gdyż generalnie (zwłaszcza w publicystyce) komentatorzy rozpisują się o tym, co już wiemy, albo powtarzają to, co inni powiedzieli, albo wreszcie nie mają nic naprawdę odkrywczego do powiedzenia. Nie twierdzę oczywiście, że takiego wtórnego mielenia banału i powierzchownych opinii nie znajdziemy w blogosferze, ale bez wątpienia znajdziemy nie tylko to.
Wracając jednak do inkryminowanego wywiadu, któremu osobiście się przysłuchiwałem, choćby z tego względu, że już dzień wcześniej Karnowski żegnał się ze słuchaczami w tonie, jakby następował koniec świata, gdyż czarne chmury wzeszły nad „inteligenckim radiem” (to ostatnie określenie Karnowskiego), tym bardziej mnie ubawiło ponowne pożegnanie Karnowskiego po wywiadzie nazajutrz, które zresztą W. Mann skwitował komentarzem, iż on sam nie wie, czy zostanie (odpowiadając na antenie na maila któregoś ze słuchaczy), choć zarazem dodał, że nie chciałby się z odbiorcami rozstawać. Żeby było jasne: mnie również Trójka Skowrońskiego ujęła za serce choćby pod tym względem, że powróciło mnóstwo muzycznych audycji autorskich i także, jak wielu ludzi oburzonych podkopami wokół niedawnego szefa Trójki, które zakończyły się sukcesem (więc Agora może święcić kolejny tryumf na rynku medialnym), bylem zly, ale przecież nazywanie Trójki jakimś „radiem inteligenckim”, jeśli się posłucha inteligenckich programów K. Strzyczkowskiego czy B. Michniewicz brzmi jak czysta kpina. Może zabrzmi to obrazoburczo, ale z dwojga dziennikarek, Michniewicz, którą pamiętam, jak z M. Olejnik w latach 80. czytała na przemian „listy do redakcji” w popołudniowym „Zapraszamy do Trójki”, to ja już wolę audycje Olejnik, która mimo swojego okropnego, zblazowanego głosu i salonowych poglądów, które podbudowywane są przez jakąś cotygodniową prasówkę, bo przecież nie przez refleksję i lekturę jakichś poważnych politologicznych książek, ma przynajmniej więcej polotu w prowadzeniu dyskusji (co, oczywiście, nie znaczy, że tą dyskusją na bieżąco nie steruje, by niewygodne tematy się nie pojawiły – no ale to norma w mainstreamie, jak wiemy).
Rozgadałem się, zamiast mówić o wywiadzie. Zauważmy, że Karnowski patrzy na Sieć z lekceważeniem: „gadają sobie”, zapominając, że najwięcej gadulstwa w mainstreamie przecież zapewniają dziennikarze. Słyszymy ich komentarze od rana do wieczora i stawiam dowolną sumę, samochód, a nawet mojego psa, że w ciągu całej doby więcej jest na wszystkich antenach gadulstwa dziennikarzy aniżeli wypowiedzi polityków (biorąc ich wszystkich łącznie). No ale tu, rzecz jasna, zachodzi różnica, bo co innego, jak się zejdą w TOK FM czy porannej Trójce, Jedynce i gdzie tam sobie chcemy, komentatorzy i snują swoje dywagacje (bo wtedy świat polityczny drży w posadach), a co innego, jak sobie amatorzy dziamoczą w Sieci. Karnowski i wielu innych wychodzi w ten sposób z założenia nie tylko takiego, że dziennikarze są ważniejsi, wpływowi, ale też dysponują realną siłą w postaci możliwości (całodobowego podkreślmy) prezentowania się w mediach głównego nurtu. Nie bierze jednak pod uwagę, że tego rodzaju sytuacja nasuwa analogię z monopolem mediów za peerelu, kiedy to też dziennikarzom wydawało się, że to, czego nie ma w „Dzienniku Telewizyjnym” (czy „Wieczorze z Dziennikiem” :)), „Polityce”, „Perspektywach” czy „Trybunie Ludu”, to zwyczajnie nie istnieje. Szydzono w latach 80. z II obiegu, z „emigrandy” etc., twierdząc, że wpływ tego typu mediów na realną sytuację w kraju jest znikomy.
Ten sposób myślenia opiera się na założeniu, że ilość jest ważniejsza od jakości przekazu medialnego, czyli, że mass media przytłoczą odbiorców swoją masą właśnie :) Tymczasem, jeśli przyjmiemy, że ludzie nie są matołami i jednak szukają jakichś cennych rzeczy w tym, co dostarczają im środki przekazu, to naturalne będzie nie tylko dokładne selekcjonowanie tego, co dostarczają media, ale i szukanie takich miejsc i takich autorów, którzy po prostu mówią coś ważnego, ciekawego, oryginalnego i zarazem racjonalnie uzasadnionego, co w dzisiejszym, niemal całkowicie zemocjonalizowanym dyskursie w mediach jest rzadkością.
Przyjrzyjmy się jednak tej wymianie zdań:
„- A gdzie jest lider buntu? Chyba najbardziej wyrazistym przedstawicielem tego pokolenia – choć na pewno nie białym kołnierzykiem – jest Sławomir Sierakowski; środowisko „Krytyki Politycznej”, które tworzy struktury quasi-polityczne.
- Chce pan zinterpretować współczesną politykę technikami z XIX wieku, potrzebuje pan w związku z tym prezesa, wiceprezesów, skarbnika…
- Nie, potrzebuję lidera.
- Sieć jest gigantycznym liderem.
- Ale kto wystawi listę w wyborach do parlamentu?
- A dlaczego to ma być lista do parlamentu? A dlaczego nie ma być to zablokowanie instytucji państwa w oczekiwaniu na to, aż instytucje państwa powiedzą: „słuchajcie, coś ważnego mówicie, w związku z tym zastanówmy się, jak z tego wyjść”. Tak było na Islandii i tak było w innych krajach. Czasem wystarczy iskra.”
Jak powiedziałem na wstępie, jest to widzenie nowych mediów jako folkloru. Można jeszcze dorzucić, że twórcy nowych mediów, czyli między innymi blogerzy to takie ludowe grajki, których można czasem zaprosić na zabawę, by „państwu pograli”. Wprawdzie Mistewicz mówi o jakimś liderowaniu Sieci, ale chodzi mu zapewne o akcje sprzeciwu obywatelskiego (być może takie, jakie urządzano w Stanach np. zasypując jakieś instytucje mailami czy nawet organizując jakieś pikiety) – generalnie więc folklor. Jednakże Sieć może wnieść zupełnie nową jakość do debaty publicznej, ponieważ może zjednoczyć rozmaite środowiska, których wspólną cechą (oprócz dość zgodnych poglądów politycznych) jest kontestowanie mainstreamu i pragnienie stworzenia nowych mediów właśnie.
Piszę to w kontekście perturbacji, jakie spotykają media publiczne. Z jednej strony słyszymy lamentacje dotyczące polityzacji tychże mediów tudzież ich tabloidyzacji, ale przecież nikt z lamentujących nie wpadnie na dość prosty pomysł, że wyjściem z patologicznej sytuacji jest powoływanie (czemu nie przez zawodowych dziennikarzy i prezenterów?) prywatnych, alternatywnych środków przekazu, które przyciągałyby odbiorców znanymi głosami, nazwiskami i stylem prowadzenia programów. Trudne? Nic na początku nie jest łatwe. Ludzie załamują ręce nad wywaleniem Skowrońskiego, ale przecież, gdy za chwilę przyjdzie jakiś Dziubuś z SLD czy Maniek z PSL, to po krótkim szemraniu po korytarzach, wszystko wróci do normy – mało kto rzuci słuchawkami i pójdzie gdzie indziej, gdyż przyzwyczajenia w środowisku dziennikarskim są silniejsze niż ewentualne animozje ideowe (o ile takowe istnieją tu w ogóle), a ogólna fraternizacja większa niż sądzimy my „ludzie z zewnątrz”. Toteż, gdy w „Dzienniku” (z 23.02.2009, s. 8) zobaczyłem zdjęcie Wildsteina tańczącego z Olejnik niemalże jak John Travolta z Umą Thurman w „Pulp Fiction” na jakiejś (rzecz jasna dobroczynnej) imprezie z udziałem celebrities i legendarnego Ćwiąkalskiego, to pomyślałem sobie – to dopiero jest folklor.
http://www.niepoprawni.pl/blog/54/mistewicz-bredzi-w-trojce
http://www.polskieradio.pl/trojka/salon/
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2918 odsłon
Komentarze
Fymie
28 Lutego, 2009 - 12:45
proszę podaj linka do tej pary tańczacej-Bronka z Monisią.
To faktycznie folklor.
Chciałabym tez nacieszyc oko.
Tekst znakomity.
pzdr
Gdzie BroneK? Gdzie stokrotki?
28 Lutego, 2009 - 21:52
Gdzieś w sieci jest ten Bronek na łączce pełnej stokrotek?
Chłodny Żółwiu
28 Lutego, 2009 - 22:21
no nie ma tego zdjęcia w Sieci, niestety. Chyba, że skan zrobię kiedyś i wrzucę na bloga :)
Fymie
28 Lutego, 2009 - 12:46
proszę podaj linka do tej pary tańczacej-Bronka z Monisią.
To faktycznie folklor.
Chciałabym tez nacieszyc oko.
Tekst znakomity.
pzdr
Ufff
28 Lutego, 2009 - 14:52
Naprawiłem, nawalił feedburner. :) Teraz jest OK.
Pozwoliłem sobie zilustrować karykaturką nawiązującą dio afery, w której amerykańscy bloggerzy udowodnili matactwa ikonie telewizji CBS, Dana Rathera.
DoktorNo
28 Lutego, 2009 - 23:21
thx, a zdjęcie może być samej "tańczącej pary" - jest już na moim blogu na s24, dzięki krysce, która je wyszperała w Sieci :)
Media publiczne trzeba zlikwidować
28 Lutego, 2009 - 15:20
Ojciec Rydzyk robi misję bez abonamentu i pieniędzy podatników.
Pozdrawiam. Bacz
Bacz
28 Lutego, 2009 - 23:23
ja też jestem zdania, że właściwie nic się nie stanie, jak media publiczne znikną.
być może blogosferę tworzą amatorzy...
28 Lutego, 2009 - 16:12
choć nie tylko. Dowcip polega na tym, ze "prawdziwe media" też tworzą amatorzy (choć nie tylko).
Politycy i "zawodowcy" już tworzą swoje faktorie na Dzikich Preriach", ale też muszą stawić czoła, w bezpośrednim starciu, zgrai dzikich, albo samotnym rewolwerowcom. Szanse są bardziej wyrównane :)
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
Dixi
28 Lutego, 2009 - 23:25
też tak sądzę :)
kryska
28 Lutego, 2009 - 22:19
niestety, nie ma tego zdjęcia w Sieci (ja nie znalazłem), ale podawałem dokładny namiar na dzień wydania gazety i stronę. Na pewno w czytelni można to znaleźć :)
Pozdr
FYMie
28 Lutego, 2009 - 22:40
Dzięki,znalazłam wszystkie i umiesciłam we wpisie,z krotka notka na blogmedia i w niepoprawnych.
pozdrawiam i dobrej niedzieli
kryska
28 Lutego, 2009 - 23:26
dobrze, że znalazłaś, ja też to zdjęcie dołączyłem pod dzisiejszym wpisem. Warto je rozpropagować, choć ja je łączę ze zdjęciem Travolty i Thurman, co daje jeszcze lepszy efekt :)
tylko 1 uwaga
1 Marca, 2009 - 07:32
wikipedia jest poręcznym narzędziem sieciowym dla wszystkich, robionym przez wspólnotę wikipedystów. obiegowa ocena jest niesprawiedliwa. wielu poświęca swoje siły i czas, wykonując dobrą robotę; np. w naukach ścisłych nie ma możliwości pisania przez matołów dla matołów.
Re: tylko 1 uwaga
1 Marca, 2009 - 09:57
Dokładnie. Sam korzystam z Wikipedii, ale oczywiście nie traktuje jej jak prawdy objawionej. ;) Rzeczy techniczne i ścisłe są tam jak najbardziej w porządku, co do reszty, a w szczególności rzeczy kontrowersyjnych, trzeba mieć się na baczności.