PANTEON NARODOWY POLAKÓW [1]

Obrazek użytkownika Sławomir Tomasz Roch
Historia

Książe Jarema Wiśniowiecki

 

Książe Jeremi Michał Wiśniowiecki herbu Korybut urodził się 17 sierpnia 1612 r. w Łubniach na Ukrainie Zadnieprzańskiej w rodzinie księcia Michała Wiśniowieckiego i Rainy Mohylanki, córki mołdawskiego hospodara Jeremiego Mohyły. W 1616 r. młody Jeremi stracił ojca, który zmarł podczas wyprawy na Mołdawię. Trzy lata później został osierocony przez matkę, a jego wychowaniem zajął się stryj Konstanty Wiśniowiecki.

Pobierał nauki w kolegium jezuickim we Lwowie oraz wraz z dwoma kuzynami Aleksandrem i Jerzym kształcił się we Włoszech. Odwiedził Rzym, Padwę, Bolonię, a wiedzy wojskowej uczył się w Niderlandach. Znał zatem dobrze ówczesną Europę, jej kulturę i obyczaje. W 1632 r. młody książe Jeremi przyjął katolicyzm kosztem prawosławia, w którym się wychował, choć surowa ostrzegała go przed tym aktem apostazji, za życia matka.

Po śmierci swego stryja Konstantego, Jeremi przejął majątek rodu Wiśniowieckich, stał się najpotężniejszym magnatem na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Zarządzał dobrami w województwach: ruskim, wołyńskim i kijowskim. Książe Wiśniowiecki utrzymywał prywatną armię składającą się m.in. z chorągwi husarskich, kozackich, tatarskich i wołoskich oraz przeszkolonych wojskowo chłopów. W czasie wojny książę mógł zmobilizować nawet 6 tys. całkowicie mu oddanych, dobrze opłacanych żołnierzy pod bronią.

W 1639 r. Jeremi poślubił Gryzeldę Zamoyską, która w następnym roku urodziła mu syna Michała Korybuta, przyszłego króla Polski. W latach 40. XVII stulecia książę walczył z Tatarami, którzy w celach łupieżczych zapuszczali się na wschodnie tereny Rzeczypospolitej. Jego wojska rozbiły Tatarów m.in. pod Ochmatowem w 1644 r.

Po wybuchu w 1648 r. kolejnego powstania kozackiego, na czele którego stanął hetman Bohdan Chmielnicki, Jeremi na czele swojej armii wyruszył na pomoc wojskom koronnym, sromotnie zniesionym pod Żółtymi Wodami i Korsuniem. Dzięki talentowi dowódczemu Wiśniowieckiego i znakomicie wyszkolonym żołnierzom, zaprawionych w boju i trudzie, zadał b. duże straty Kozakom w bitwie pod Konstantynowem. [1]

 

Mąż opatrznościowy na miarę epoki i wyzwań

 

Paweł Jasienica w swym epokowym dziele: „Rzeczpospolita Obojga Narodów” tak pisał o tej doniosłej roli księcia: „Imię Wiśniowieckiego rozsławiał w Rzeczpospolitej znaczny odłam szlachty, w Europie zaś całej z powodzeniem dokonywali tego Żydzi. W dziejach ich narodu zaczynał się tragiczny rozdział, o którego treści do dziś świadczy przejmujący ton pieśni chasydzkich. Poszczególni Izraelici służyli w wojsku kozackim, zamieszkałym na Ukrainie ich współbraciom groziła zagłada bardzo okrutna. Pomordowanych liczono w dziesiątki tysięcy. Setki rodzin uratowały się jednak dzięki lotnym zagonom księcia Wiśniowieckiego. Tabory zbiegów czepiały się jego podjazdów i doznawały od nich pomocy.” [2]

A Jan Widacki o tamtej szczególnej chwili dziejowej, w swojej ze wszech miar ciekawej książce pt. „Kniaź Jarema” tak pisze: „W ogniu stało Zadnieprze, większość województwa kijowskiego, bracławskiego, ziemi czernihowskiej. Kronikarz ruski zapisze z zachwytem: ‘Gdziekolwiek znalazła się szlachta, sług zamkowych, Żydów, urzędników niedobrych, wszystkich zabijano, nie szczędząc ni niewiast ni dzieci; majętności rabowano, kościoły palono, księży zabijano, zamki, dwory szlacheckie, domy żydowskie niszczono, nie przepuszczając ani jednego. A rzadki to kozak lub chłop, który wówczas ‘swych rąk w krwi nie umoczył i nie brał udziału w grabieniu dobra’ ”. I dalej zaraz dodaje: „I tak na Ukrainie nie pozostał żaden Żyd a żony szlacheckie zostały żonami kozackimi.” [3]

Jak to „maczanie rąk we krwi” wyglądało i jak „żony szlacheckie zostawały żonami kozackimi” opisuje współczesny kronikarz żydowski, Natan Hannover: „Wielu [...] nie mogących uciec zostało wymordowanych [...] i poległo wśród mąk strasznych i gorzkich. Z jednych zdarto skórę a ciało rzucano psom na żer, innym obcięto ręce i nogi, a tułów rzucano na drogę; przez ich ciała przejeżdżały wozy i tratowały ich konie. Innym zadawano tyle ran, że byli bliscy śmierci i rzucano ich na ulicę; nie mogąc rychło umrzeć, tarzali się we krwi aż uszła ich dusza; innych grzebano żywcem. Dzieci zarzynano na łonach matek; wiele dzieci pocięto w kawały jak ryby. Kobietom ciężarnym rozpruwano brzuchy i wsadzano żywego kota do wnętrza i tak zostawiano przy życiu zaszywając brzuchy. Następnie obcinano im ręce żeby nie mogły wyjąć tego kota. I wieszali niemowlęta na piersiach matek, inne dzieci nabijano na rożen i tak pieczono na ogniu i przynoszono matkom aby jadły ich mięso [...] I nie było żadnej możliwej męczarni której by Kozacy tutaj nie stosowali [...] Kobiety i dziewice bezcześcili, z kobietami spali w obecności ich mężów [...]. Wszystko to czynili gdziekolwiek dotarli, nie inaczej postępowali z Polakami, a szczególnie księżmi.” [4] [Jak wyżej, s. 104-105]

 

W walce za wiarę i owce osamotniony, w talentach próbowany

 

Talent wojskowy, bystry umysł, wielka odwaga i zapewne wrodzona waleczność, to wszystko złożyło się na szereg zwycięstw wielkiego wodza i bohatera Narodu Polskiego, jakim jest bez wątpienia Książe Jeremi Wiśniowiecki. Znajdując się w skrajnie trudnych warunkach, właściwie od początku w okrążeniu, dokonuje ze swoimi ludźmi i wierną sobie armią, niemal nadludzkiego wysiłku, wyprowadzając z Zadnieprza tysiące ludzi i ich rodziny. Ci z Polaków i Żydów, którzy nie przyłączyli się do jego kolumny, praktycznie niemal wszyscy, pozostali tam na zawsze, doświadczywszy wcześniej kozackiego noża i nie tylko.

Po czym pomimo obecności wielokrotnie liczniejszego wroga spada niczym jastrząb z północy na Ukrainę, w sam środek ukraińskiego morza, akcją swoją siejąc postrach i powstrzymując tu i ówdzie wybuch buntu. Nie trzeba się zatem wcale dziwić Kozakom, że swoją działalnością, zalazł im głęboko za skórę. Wszak dotychczasowe zwycięstwa utwierdziły ich w przekonaniu, że to już nie te same Lachy, co bywały kiedyś w polu.

tu masz ci los, oto znalazł się taki jeden, co z kilkoma tysiącami hasa sobie po Ukrainie i niewiele robi sobie z tego, że w pobliżu stoi płk kozacki Krzywonos, który co tu dużo mówić, prowadzi, bagatelka, jedynie 50 tys. wojska. Mało tego kiedy tylko przyjdzie do rozprawy łupi Kozaków aż wióra lecą, a kurzy się za nimi na odległość. Dlatego z całą pewnością książę Jeremi pobić w polu się nie dał.

Jan Widacki pisze oto dalej w swojej cennej pozycji książkowej: „Siły książęce, jedyne zorganizowane na całym terenie siły polskie, powstrzymywały wybuch powstania. W miarę jak wycofywały się one na zachód, ogień powstania zalewał coraz to nowe tereny zachodniej Kijowszczyzny, Wołyń. W ślad za księciem postępował Krzywonos. Pod Chrycowem dotarło do Wiśniowieckiego poselstwo od szlachty zamkniętej w Połonnem prosząc, aby wobec nadchodzącego Krzywonosa śpieszył im z pomocą.

Ponieważ siły książęce nie były wielkie, a w pobliżu na Wołyniu stała piechota królewska i oddział piechoty ordynackiej księcia Dominika Zasławskiego - Ostrogskiego, zwrócił się do nich z propozycją współdziałania. W wojsku książęcym dawał się szczególnie odczuć brak piechoty, bez której nie było co myśleć o zdobywaniu taborów czy miast. Dlatego też Jeremi liczył na to, że pozostawione samym sobie piechoty królewskie i ordynackie wzmocnią jego siły.

Niestety – okazało się, że miały obie formalny zakaz regimentarza i nie wolno im połączyć się z Wiśniowieckim. Odpowiedź odmowna dowódców tych oddziałów (Samuela Koryckiego i Krzysztofa Osińskiego) o mało nie załamała kniazia. Stalowy ten mąż od kilku tygodni był w ogniu. Walczył osamotniony, tymczasem nikt nie posyłał mu posiłków; regimentarzy powołano z pominięciem jego osoby. Rozkaz wydany Osińskiemu i Koryckiemu, nie pozwalający im łączyć się z nim, był kolejnym dowodem niechęci regimentarzy, a nadto ich bezmyślności. Nic też dziwnego, że Jeremi nagle poczuł, że ma wszystkiego dość. ‘Żałosny na to książę chciał zaraz wszystko porzucić i obmyśleć sobie także gdzie spokojny kącik’. Ruszył więc dalej na zachód, nie mając stosownych sił do powstrzymania Krzywonosa i dania odsieczy Połonnemu. Połonne padło 22 lipca – setki szlachty i Żydów poszło pod nóż.” [5]

Tymczasem Jan Widacki kontynuuje opis tamtych krwawych wydarzeń i zapustów kozackich: „Przed przybyciem księcia pułkownik kozacki Maksym Krzywonos na czele dość znacznych sił, dzięki zdradzie mieszczan wziął szturmem Pohrebyszcze, Żydów i szlachtę wymordował, poniszczył Kościoły i uprowadzając znaczny łup, uszedł przed księciem. Zastawszy taki stan rzeczy w mieście i dowiedziawszy się o zdradzie, po krótkim śledztwie, próbując ustalić kto wszedł w porozumienie z Kozakami, kto wskazywał ukrywającą się szlachtę i Żydów, kto ukryte przez nich mienie, kazał książe wbić na pal wójta, kilku rajców i popów, po czym udał się pod Spiczyńce. Nie miało Pohrebyszcze szczęścia: w 5 lat później rzezi zgromadzonego tam chłopstwa dokonał na czele pacyfikacyjnego oddziału Stefan Czarniecki, mszcząc się za swoją niewolę, za śmierć brata zamordowanego wraz z setkami polskich jeńców pod Batohem, na okrucieństwa odpowiadając okrucieństwem.” [6]

Naturalnie wojny domowej nie rozstrzygnął bowiem własnymi tylko siłami uczynić tego na pewno nie był, po ludzku rzecz biorąc w stanie. Wchodząc za Żytomierzem w kraj buntem zalany, liczył na posiłki i prosił o nie pokornie, a kto wie jak by się losy wojny dalej potoczyły, gdyby je otrzymał. Wodzem był znakomitym, a i żołnierz polski dowiódł nie raz, że pod dobrą buławą jest praktycznie nie do pokonania.

Niestety stało się inaczej i książę zmuszony był systematycznie cofać na zachód, tu i ówdzie ścierając się zwycięsko z oddziałami kozackimi, które szły za nim krok w krok. W takim razie czy prawdą jest, że książę akcją swą na Ukrainie środkowej „pokój uniemożliwił? Mam b. poważne wątpliwości, dlaczego? Otóż ówczesne uwarunkowania geopolityczne, historyczne społeczne i religijne, niemal całkowicie wykluczały możliwość układów pokojowych i osiągnięcie jakiegoś trwałego porozumienia z krwiożerczymi kozakami Chmielnickiego. Obdarzony trzeźwym umysłem książę i jak na młody wiek, dość dużym już doświadczeniem, w takie rozwiązania rzeczywiście nie wierzył. Żył tak jak uczyli go zapewne czcigodni ojcowie Jezuici, działał: dzisiaj, tu i teraz. Albowiem prawdziwie grzechem przeciwko sobie i innym jest karmienie się chorą, naiwną nadzieją, mającą mało wspólnego z rozumowym poznaniem i realiami.

 

Remedium na zło swawoleństwa ukazać nieprzyjacielowi szablę....

 

W Warszawie wielu jednak wierzyło w możliwość układów i rozmów pokojowych z barbarzyńcami Chmielnickiego. Wobec Kozaków chciano nadal grać rolę panów ale tym razem już panów łaskawych, a smutna rzeczywistość była taka, że armia polska na wschodzie niemal nie istniała, gdy tymczasem wódź kozacki rósł w siłę. Miał więc książę Jeremi absolutnie moralne prawo pisać: „Jeżeli tedy Rzeczpospolita tak nadmierne rany od tych zbójów zadane [...] twardym snem pokryje, nic inszego już sobie obiecywać nie może tylko ostateczną klęskę i zgubę [...] Remedium zatrzymania swawoleństwa tego, ukazać przynajmniej nieprzyjacielowi szablę....” [7]

Kronikarz Jan Wawrzyniec Rudawski, autor XVII-wiecznej "Historii polskiej", tak miał chwalić religijność księcia. "Żadnej wyprawy nie przedsięwziął, żadnej bitwy nie stoczył, nie wezwawszy boskiej opieki i nie odbywszy w wigilię dnia bitwy spowiedzi".

W następnym roku książę był faktycznym dowódcą obrony twierdzy Zbaraż obleganej przez siły kozacko-tatarskie. Miał także spory udział w zwycięskiej bitwie pod Beresteczkiem stoczonej w 1651 r., podczas której hetman Chmielnicki uciekł z pola bitwy.

Niestety już miesiąc po bitwie pod Beresteczkiem, 20 sierpnia 1651 r., podczas pobytu w obozie wojsk koronnych w Pawołoczy, książe Jeremi Wiśniowiecki zmarł w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Jego śmierć, zważywszy na dojrzały wiek, ale nie starość księcia (39 lat) oraz jego ogólnie dobrą kondycję fizyczną, szybko stała się przedmiotem domysłów i spekulacji. Najczęściej jako przyczynę zgonu księcia podaje się zarazę. Przed śmiercią książe Jeremi miał chorować przez tydzień; stwierdzono u niego gorączkę i biegunkę, co może wskazywać na zatrucie pokarmowe. Wśród domniemanych przyczyn śmierci magnata wymieniano także otrucie.

Jeden z największych, najmężniejszych wodzów, jakich kiedykolwiek miała ojczyzna nasza, księże Jeremi Wiśniowiecki został pochowany w podziemiach Sanktuarium na Świętym Krzyżu w Górach Świętokrzyskich. [8]

 

Przypisy:

[1] Waldemar Kowalski (PAP), DZIEJE.PL, Jeremi Wiśniowiecki (1612-1651)

[2] Paweł Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Warszawa 1986 r., s. 31

[3] Jan Widacki, Kniaź Jarema, Katowice 1984, s. 104

[4] Jak wyżej, s. 104-105

[5] Jak wyżej, s. 111

[6] Jak wyżej, s. 106

[7] Jak wyżej, s. 117-118

[8] Waldemar Kowalski (PAP), DZIEJE.PL, Jeremi Wiśniowiecki (1612-1651)

 

A oto też najsłynniejsza jak dotąd adaptacja powieści Henryka Sienkiewicza pt. „Ogniem i Mieczem” (1999) - With Fire and Sword, w reżyserii Jerzego Hoffmana. Nie umiem powiedzić ile razy w życiu, widziałem już to wielkie dzieło filmowe. Opublikowana 19 lutego 2014 r. przez Blasta93, a zatem:

Brak głosów