Książki
Na wydawniczym rykowisku nie toleruje się stylistycznych eksperymentów: tekst nietypowy jest ryzykownym interesem dla każdego niezdrowo myślącego mecenasa. Twórczość, jeżeli wiąże się z wysiłkiem i wymaga przygotowania do jej odbioru, jest traktowana teraz jako nudziarstwo, a treść utworu, wykraczająca poza rachowanie na palcach, uważana jest za treść nieomal awangardową. Stąd lansowany jest pisarz marny, ale gwarantujący szybką sprzedaż książki do czytania w kolejce po rozum.
Stąd w odpowiedzi na to grubo ciosane, merkantylne zamówienie ciekawych czasów, stara się być twórcą kultowym, twórcą ciurkającym sprzedawalną, wartką i zaskakującą akcją. Pragnie wiedzieć tyle jedynie, ile i czego chce się dowiedzieć z utworu ten, co mu płaci. Chce mieć wyłącznie taką wyobraźnię, jakiej od niego oczekuje mocodawca.
Dzieje się tak, ponieważ literat masowy, dyspozycyjny z rozsądku, ze wszystkich sił zły, lecz popularny, przynosi zakładany zysk, natomiast twórca dobry, lecz trudny do zaakceptowania, jest intruzem i przynosi niepowetowane straty.
Są więc książki umykające naszej uwadze, znikające z regałów nie dlatego, że ich nakład został wyczerpany, ale dlatego, że w powodzi czytelniczych dróg donikąd, giną z zapomnienia w trzewiach hurtowni po to, by zwolnić miejsce dla popłatnej szmiry.
I są wiersze, przy których czytaniu mam wrażenie uczestniczenia w młóceniu kulturalnej słomy; przeważnie dopada mnie ten sam zestaw pokancerowanych metafor, to samo językowe ubóstwo obrazów, buraczanych z wysiłku i cierpiących na psychiczne żylaki: pożytku żadnego, a w głowie zamęt i plewy.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 952 odsłony
Komentarze
na klepisku
21 Marca, 2015 - 11:14
na klepisku
z rozgrzanym od młócki cepem
dopadają mnie buraka syndromy
gdyż na klepisku wciąż zalegają
pod niebo sięgające sterty słomy
jan patmo