Wokulski, Bela i Papcio

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Kultura

Wychowany na lekturach Mickiewiczów, nie umiał odnaleźć się w świecie bezuczuciowym i wykastrowanym z empatii; to poezja wysublimowanych piedestałów, na których umieszczono kobiety, stała się przyczyną jego klęski, a pozorem zwycięstwa Izabeli Łęckiej. Poezja romantyczna w wydaniu polskim, zdominowana przez wizerunek bezpłciowego bóstwa do kochania, kobiety wiotkiej i uduchowionej, o kształtach anioła, kobiety, do której można tylko wzdychać, wielbić ją i tęsknić: z dala od jej niedostępnych wdzięków.

Literatura romantyczna, nakazująca mężczyznom manifestację sztucznych afektów, podniosłych i histeryczno-łzawych nastrojów, wyrządzała im więcej szkody, niż przynosiła pożytku. Czołobitne i nabożne traktowanie kobiet uniemożliwiało im dokonywanie trafnego wyboru, gdyż w myśl obowiązującej reguły, wszystkie kobiety były IDEAŁAMI; niezależnie od przywar, których im nie brakowało, trzeba je było czcić.

Lecz nie tylko mężczyźni poddawali się czarom romantycznej poezji. Ofiarami jej czytania były również kobiety. Im także wmówiono wyjątkowość; one też żyły w mylnym przeświadczeniu, że są aniołami.
*
Panna Izabela, produkt zakłamania, hipokryzji i przekonań o wyższości szlacheckiego pochodzenia nad pogardzanym stanem kupieckim, również tęskniła za miłością. Za pięknym księciem z pięknej bajki. Z tym, że jej wygórowane oczekiwania i nierealne nadzieje na miłość, zawężone były do kasty, w której przebywała. Inne nie wchodziły w grę.

Spokrewniona z arystokracją, przyzwyczajona do bywania na wielkopańskich salonach, próżna, manieryczna snobka i estetka, wyobrażała sobie, że jest dobrą partią, podczas gdy w istocie należała do rodu nieposażnego. Nosząc dumną główkę powyżej kapryśnego nosa, traktowała imć Wokulskiego i zaloty jego jak niechciane konkury sklepikarza, przykre urozmaicenia nudy w dni wolne od przyjęć lub teatralnych wizyt.

Mówiła, że był liczykrupą, a równocześnie - zakompleksionym neurotykiem bawiącym się w Pana Boga. Zarzucała mu, że jest dorobkiewiczem; kupcem o prymitywnej strukturze moralnej. Nie dostrzegała w nim natomiast pobudek szlachetnych, tego, że był jednym z ostatnich romantyków traktujących miłość do kobiet w sposób zgodny z duchem przemijających czasów.

Kim był dla niej? Z początku budził odrazę i przerażenie. Bała się jego odmrożonych rąk, czuła, że ją osacza, że wszelkimi sposobami stara się do niej zbliżyć. A potem, gdy już oswoiła się z jego natrętną obecnością, gdy zdecydowała się na przyjęcie jego oświadczyn i popełnienie mezaliansu, raz chciała, by był zabawką, nakręcanym przez nią pajacykiem, to znów innym razem – poczciwiną-totumfackim, uczuciową spluwaczką do pokornego wysłuchiwania jej zwierzeń, rodzajem zausznika, wiernego psa-kamerdynera dopuszczonego do konfidencji, czymś na kształt eunucha, któremu łaskawie powierzałaby swoje najintymniejsze sekrety.

Zaś dla ojca panny Belci? Stary Łęcki, zakochany w sobie utracjusz, kompletnie wyzuty z rozumienia czegokolwiek, co należało do twardego chodzenia na własnych nogach, żył w marzycielskiej pewności, że jest człowiekiem zamożnym. Niestety, pewność ta należała tylko do niego, albowiem wierzyciele mieli odmienne zdanie i zbiorowo nałazili mu dom wymachując niezapłaconymi wekslami.

Przed nieuchronną ruiną i całkowitym bankructwem obronił go kupiec galanteryjny Wokulski, przeszło czterdziestoletni wdowiec, człowiek czynu, syberyjski zesłaniec, niemiłosiernie bogaty filantrop, który dorobił się na dostawach dla wojska, zamierzał utworzyć w Warszawie spółkę do handlu z Rosją i miał to nieszczęście, że ośmielił się zadurzyć w jego córce. Pan Łęcki traktował pana Stanisława jak prywatne ratunkowe koło do udzielania pieniężnej pomocy i finansowego zbawcę.
*
Ze zgrozą czytam o tym, jak współcześni postrzegają go na tle Laluni Łęckiej. Jak widzą i oceniają faceta uwikłanego w miłosne, społeczne i dorobkiewiczowskie perypetie. Mężczyznę żyjącego na pograniczu dwóch epok. Epoki odchodzącej, zwanej – romantyczną, i nadciągającej, pozytywistycznej: w połowie tu, w połowie tam. Wśród czasu, w którym przyszło mu borykać się z chłodem codzienności. Z jej sprzecznymi dezyderatami.

Tragiczne jest to, że za arbitralne wypowiadanie się o Wokulskim, zabierają się ci, którzy „Lalkę” znają tylko z przelotnego słyszenia, albo zaczerpnęli o niej wiedzę z filmu lub - nonszalanckiego streszczenia szkolnej lektury zawartego w jednym z bryków.

Dzisiaj nie ma w tych zdaniach nic dziwnego: przecież znajdujemy się w świecie sceptycznych sądów, zagubionych ludzi podejrzewających innych o najgorsze i niskie intencje. Bliźnich wietrzących szwindle, popychanych przez marne przedsięwzięcia i kalkulatorskie podteksty. Osób chorobliwie niezdolnych wierzyć w normalne uczucia, cudzą wrażliwość i niewyrachowane zamiary; tak za Prusa, jak i teraz mamy do czynienia z dwulicowością.

Brak głosów