Pytanie do Bronisława Wildsteina.
Nie zdążyłem go zadać, gdy przyjechał w piątek do Wrocławia na zaproszenie pewnego forum akademickiego. Czytał niewydaną jeszcze książkę. Ma pojawić się jesienią w sprzedaży. O sobie ją napisał, a właściwie o swoich myślach. Wystarczyłoby o sobie, bo to gęsta historia Polski, ale człowiek to przecież zbieranie myśli, łączenie na różnych piętrach, by cokolwiek rozumieć, by znaleźć pomost do Boga. Podążałem za nimi z trudem, gdy zagęszczały się i spiętrzały przeplatane przeskakującymi czas obrazami z życia Autora i myślami pierwszymi przez te obrazy wywoływanymi. Będę musiał przejść swoim tempem, gdy trafi na moją półkę.
Piękne wnętrze Muzeum Architektury gdzie zgromadziła się liczniejsza niż zwykle reprezentacja ludzi zawodowo zajmujących się myślą wypełniała cisza, zaskoczona, gdy Autor przerwał czytanie. Rozpoczęła się dyskusja. Wybitni profesorowie odnajdywali w usłyszanych słowach ścieżki do wielkich pisarzy, filozofów, pytali o inspiracje ich dziełami. W miarę upływu czasu pytania ciążyły coraz bardziej ku ziemi, by wejść w końcu w osaczającą nas ponurą rzeczywistość, w kłamstwo wszechobecne w publicznej przestrzeni i w głowach zdezorientowanych fałszywymi autorytetami Polaków. W to wszystko, co kłamstwo kryje i co odwraca. W niszczenie podstaw bytu materialnego i wszystkiego, co ma dla Narodu wartość. W powszechną demoralizację przyzwoleniem i czerpaniem korzyści, iluzorycznych dla większości poza wąską grupą demiurgów tego stanu, beneficjentów PRLu i dokooptowanych ludzi z pięknymi kartami kiedyś, stoczonych do poziomu tow. Szmaciaka z PRLu.
Przestało być przyjazne nasze otoczenie, jeśli przyjąć, że wcześniej było. Zbrodnia Smoleńska nie pozostawia złudzeń nie tylko co do Rosji wspierającej uwikłanego w niejasne związki z WSI Komorowskiego, ale także Niemiec wspierających aktywnie Tuska. Te ostatnie zaprzęgły kłamstwo do budowania swojej nowej tożsamości narodowej. Skwapliwie wykorzystują do tego pedagogikę wstydu serwowaną nam tu w Polsce coraz intensywniej. Wypieranie Niemców przez Nazistów w tej nowej narracji w kontekście holokaustu jest symptomatyczne. Niemieckie media incydent z Baumanem na Uniwersytecie Wrocławskim przedstawiały za Gazetą Wyborczą i wypowiedziami "autorytetów" takich jak Bartoszewski, a także części środowisk akademickich (sic!), jako przejaw polskiego antysemityzmu. Na sali znalazła się nawet pani Profesor, która w czasie zajścia "tuliła", jak sama twierdziła "biednego" Baumana, bo dawne poglądy nie powinny przekreślać dzisiejszych osiągnięć profesora. Na nic zdało się przywołanie przez prelegenta publicznej pochwały walki z "bandami" przez Baumana i nagrań wideo przedstawiających przebieg tamtego zdarzenia, na których nie widać motywów antysemickich, pani Profesor wiedziała swoje. A przecież ten zbrodniarz komunistyczny nie tylko razem z NKWD i później KBW likwidował "bandy" czyli kwiat Narodu, ale prowadził szkolenia zbrodniarzy komunistycznych, rekrutowanych z marginesu społecznego. To jego wychowankowie trafiali do katowni ubeckich i stawali się oprawcami w wojskowych służbach. On tych tępych psychopatów szczuł i wyposażał w przekonanie o słuszności bezmiaru zbrodni jakich się dopuszczali. On zatem odpowiada nie tylko za swoje zbrodnie, ale także za zbrodnie tych swoich wychowanków. Co więcej, uczestniczył w przemyśle szyderstwa, pogardy i nienawiści do Polskiego Państwa Podziemnego i wszystkich, których "mądrość etapu" wskazywała jako "wrogów ludu", uczestniczył w wyrąbywaniu w głowach mas przyzwolenia. Ten człowiek powinien odsiadywać dożywocie szanowna pani Profesor tak jak zbrodniarze niemieccy. Tymczasem chodzi w aureoli "intelektualisty" i zapraszany jest przez uniwersytet miasta, w którym groby zamordowanych polskich bohaterów i wspomnienia o tych, o których nie wiemy, gdzie są pochowani, krzyczą wciąż o prawdę i sprawiedliwość.
Właściwie pytań do Bronisława Wildsteina miałbym wiele. Między innymi o kondycję polskich elit, włącznie z tymi z tytułami naukowymi. Wiatr historii po 1989 roku jakby nie został przez nie zauważony. Przeciwnie, wygasły gorące rozmowy o wolnej Polsce z podziemnych pism lat osiemdziesiątych. Paraliżowała je skutecznie hipnoza demiurgów legendowanych wcześniejszymi atakami wroniej propagandy: Michnika, Kuronia, Geremka, Mazowieckiego. Pamiętamy role Bartoszewskiego, Szczypiorskiego, Małachowskiego i wielu innych. Budowa wolnej Polski nie obrastała niezliczonymi projektami i dyskusją środowisk akademickich, jak można było się spodziewać. Środowiska te nie zabierały głosu w sposób słyszalny w żadnej istotnej sprawie, nawet tych dotyczących uczelni i badań naukowych. Z czasem hipnoza przerodziła się w bezmyślną aprobatę "słusznych" i nie mniej bezmyślne odrzucenie z góry "niesłusznych". Nawet na spotkaniu znalazł się profesor, który w tej retoryce zabrał głos. "Ładnie sparodiował Pan to, co dochodzi z masowych mediów" skwitował wypowiedź Bronisław Wildstein, nie dopuszczając do siebie myśli, że człowiek z tytułem naukowym, może nie rozumieć najprostszych rzeczy.
Wszystko to, podobnie jak PRL, opiera się na kłamstwie. Kłamstwie uogólnionym, wyrafinowanym, piętrowym, dostosowanym do poszczególnych targetów, niedbającym o spójność, odwołującym się do fałszywych emocji generowanych wytrwale i ze wszystkich stron, zgodnie z "mądrością kolejnych etapów". Dlatego moje pytanie, którego nie zadałem, miało dotyczyć walki z tym zjawiskiem. Telewizja Republika od początku istnienia stanęła na pierwszej linii frontu. Bronisław Wildstein jako współzałożyciel i prezes gwarantował nie tylko jej wysoki poziom, ale także niezależność. Wyjątkowa znajomość i czułość w odczytywaniu metod bezpieki, czy szerzej, manipulacji i gier "jedynie słusznych", za pomocą których totalitaryzm zniewala ludzi, stanowiła najpoważniejszą barierę ochronną. Tarczą stacji w świecie bez zasad był także życiorys Bronisława Wildsteina i... jego narodowość, wybijająca na aut możliwość przyprawienia gęby antysemickiej rozwijanej inicjatywie. Jak zatem doszło do tego, że Telewizja Republika pozbyła się swojego największego atutu? Przy pełnym szacunku i uznaniu dla red. Gargas i red. Terlikowskiego oraz całego wspaniałego zespołu TR, wygląda to na skutecznie przeprowadzony atak metodą salami. Jeżeli nie możemy "znieistnieć" całości, to odcinamy element najbardziej przeszkadzający, co otwiera drogę do odcinania następnych elementów aż do unicestwienia. Jako odbiorca straciłem pewność, że przekaz jest wolny od działań instrumentalnych. Czy istnieje możliwość powrotu Bronisława Wildsteina?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 653 odsłony