Walczył o Polskę, zabito mu żonę. Historia prawdziwa
W tych dniach zadumy oraz wspominania naszych bliskich, którzy od nas już odeszli, w te dni pełne wspomnień o tych co walczyli i ginęli byśmy mogli żyć godnie - ten materiał poświęcam.
Poznanie.
Sobotnie, ciepłe przedpołudnie. Wielu mieszkańców miast i osiedli wyjeżdża na wypoczynek, wielu pozostaje w domu. W ten piękny, ciepły dzień decyduję się na jazdę moim ulubionym rowerem wokół przepięknie położonych podpoznańskich jezior.
Trasa rowerowa, którą jechałem, biegła uczęszczaną i ulubioną ścieżką przez spacerowiczów. Z tego też powodu jechałem bardzo wolno, by kogoś nie potrącić. Różne rzeczy można zaobserwować na tej ścieżce, nie tylko skaczące czy fruwające ptaki, leśną zwierzynę ale także i śmieci, porozrzucane na drodze.
Zauważyłem wówczas na środku ścieżki, po której jechałem, leżące nieduże, owalne opakowanie. Coś mnie tknęło, zatrzymałem się i je podniosłem. To było, jak wynikało z opisu na opakowaniu, lekarstwo ratujące życie, lekarstwo na serce.
Pomyślałem wówczas – może ktoś zgubił to lekarstwo i potrzebuje pomocy? Zboczyłem wówczas na rozwidleniu z zaplanowanej trasy i pojechałem tą bardziej uczęszczaną przez pieszych. Po kilku minutach jazdy, zobaczyłem starszego mężczyznę siedzącego na ławce, ciężko oddychającego, który wyraźnie miał kłopoty z oddychaniem, dusił się.
Co się stało? – zapytałem. - Zgubiłem moje lekarstwo i mam okropne duszności, nie dojdę do domu - wyszeptał pytany. To lekarstwo? - pokazałem opakowanie. TAK - odpowiedział i szybko zażył jedną tabletkę. Po kilku minutach podziękował z uśmiechem.
Dlaczego Pan nosi na głowie furażerkę? - zapytałem o to nietypowe nakrycie głowy. - Widzi Pan po chwili namysłu odpowiedział - widzi Pan, jestem ułanem, niech Pan zobaczy. I pokazał mi fotografię uśmiechniętego, bardzo młodego ułana na koniu, w obecności pięknej dziewczyny. - To ja z moją Różą w 1938 r.
- Och! - Uśmiechnąłem się. - To dobrze się składa, zostałem wychowany przez rotmistrza II RP - odpowiedziałem. Wówczas rozmówca uśmiechnął się i powiedział te słowa: - „Widzi Pan, przeżyłem wrzesień 1939, broniłem Warszawy, przeżyłem akcje bojowe Szarych Szeregów, przeżyłem Powstanie i prawie nie doczekałem wolnej Polski”. I opowiedział mi oto tę historię.
Opowieść zwykłego i niezwykłego żołnierza, dla którego słowo Polska było słowem najcenniejszym
W wigilię 1948 roku - tak zaczął mój rozmówca o imieniu Tadeusz - do mieszkania, gdzie mieszkał wraz z żoną, wpada kilku funkcjonariuszy komunistycznej „bezpieki”. Przeszukują oni mieszkanie i zabierają z sobą żonę Pana Tadeusza, która była łączniczką w Powstaniu Warszawskim, później oddziałów WiN. Funkcjonariusze bezpieki obiecują, że jego żona po przesłuchaniu szybko wróci do domu, a przesłuchanie to tylko zwykła formalność.
Po dwóch tygodniach otrzymuje on wiadomość, iż jego żona zmarła na chorobę płuc i została pochowana w zbiorowej mogile. Tadeusz zrozpaczony, zaczyna szukać miejsca pochówku żony i dowiaduje się od kolegów z konspiracji, iż jego żona była w ciąży i w wyniku bicia po brzuchu doszło do zabicia płodu, krwotoku i jej śmierci. Oprawcy próbowali wmówić mu, iż zmarła z przeziębienia i chorób nabytych w czasie okupacji.
Oficer AK, który zapragnął śmierci
Tadeusz, wysoki dobrze zbudowany ułan - oficer AK odznaczony przez Grota Roweckiego – komendanta Sił Zbrojnych na kraj krzyżem Virtuti Militari za bohaterstwo w czasie wojny, załamał się psychicznie. Odezwały się odniesione rany fizyczne i te psychiczne. Ułan, broniący Polski we wrześniu 1939 r, walczył bohatersko pod Bzurą, obrońca Warszawy – zniszczył 3 czołgi Niemieckie, dowódca odcina bojowego w Powstaniu Warszawskim. Wielokrotnie ranny, doceniany nawet za bohaterstwo przez wroga (bronił sam barykady, gdy reszta obrońców zginęła, bronił do ostatniego naboju. Zakrwawionemu, wielokrotnie rannemu Niemcy darowali życie za bohaterstwo i poświęcenie), zapragnął śmierci.
Wspominał w rozmowie, jak ożenił się z Różą, wielką, swoją miłością ze szkolnych lat. Kochał ją nad życie, to ta miłość pozwalał mu jak stwierdził posiadać człowieczeństwo, gdy inny go stracili w wojnie i walce”.
Ten bohater narodowy załamuje się w obliczu otrzymanej informacji o śmierci swojej ukochanej Róży i nienarodzonego dziecka i to po zakończeniu wojny i rozpoczęciu pokoju, gdzie miał jako obrońca Polski żyć w spokoju, lecząc wojenne rany.
Uciekając, został złapany i okrutnie torturowany przez UB
Szukając prawdy o śmierci żony, wszędzie gdzie tylko mógł się udać, zdradzony przez konfidentów, zostaje aresztowany. Próbuje uciekać przez otwarte okno w budynku w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego na Koszykowej w Warszawie, jednak w czasie ucieczki potyka się i przewraca. Zostaje złapany.
Przywleczono Tadeusza do katowni UB i torturowano szczególnie okrutnie, zamykając w specjalnej maszynie do tortur, pozostałą po oprawcach gestapowskich. Był to rodzaj małej szafy, która miażdżyła kości Tadeusza. Oskarżono go wówczas o zdradę Polski, udział w konspiracyjnym podziemiu. Bito go przez wiele godzin, w dzień i w nocy. Powyrywano obcęgami paznokcie u palców rąk. Gaszono palące się papierosy na jego ciele. Wytrwał te tortury.
Żądano od niego nazwisk i pseudonimów konspiracyjnych kolegów i koleżanek, danych dowódców z AK z Powstania Warszawskiego. Odmawia. Zostaje skazany na śmierć, zamienioną później na dożywocie.
Kaci z UB biją go krzesłem, skaczą po jego zakrwawionym torsie. Oprawcy fabrykują wreszcie wersję, iż zeznał w czasie przesłuchania, podając dane żołnierzy podziemia antykomunistycznego, co oczywiście okazało się nieprawdą. Widzi śmierć wielu żołnierzy AK, w tym kolegi z Powstania Warszawskiego, legendarnego żołnierza Batalionu Zośka - porucznika Jana Radowicza.
Prawda okazała się zupełnie inna
Gdy władze PRL ogłaszają amnestię, zostaje warunkowo zwolniony. Przy życiu utrzymuje go myśl o odnalezieniu groby ukochanej żony. Po pięciu lat bezowocnych poszukiwań, gdy pomaga mu środowisko żołnierzy AK, dowiaduje się, że jego żona jednak żyje, straciła pamięć i jest w podwarszawskim przytułku. Oprawcy z UB celowo spreparowali nieprawdziwą informację o jej śmierci, by Tadeusz się załamał i zeznawał na przesłuchaniach.
Odnajduje ją schorowaną, z ograniczoną pamięcią. Poddaje leczeniu. Wyjeżdżają wspólnie do Kanady. Władze komunistyczne nie stawiają przeszkód, uważając ich za "element wywrotowy i obcy klasowo". Koledzy z czasów Powstania Warszawskiego, mieszkający w Kanadzie, organizują leczenie oraz pracę dla niego. Róża odzyskuje pamięć, lecz trauma przeżyć powoduje, iż umiera na obcej ziemi.
Tadeusz wraca do Polski, odnajduje swoich krewnych, z którymi zamieszkuje. Pragnie umrzeć w kraju, dla którego poświecił wszystko - całe swoje życie i rodzinę. Gdy na zakończenie rozmowy zapytałem, dlaczego powrócił mimo doznanych krzywd, odpowiedział: „Krzywdę wyrządzili mi ludzie, nie Polska, dla której poświeciłem siebie”.
Powoli wstał, skinął głową w moim kierunku, mówiąc: „niedługo zobaczę moją Róże i tych, z którymi walczyłem o Polskę, o wolną Polskę, a warto było, oj warto”. Uśmiechając się powoli, odszedł daleko, w swój świat bohaterów, w swój świat prawdy. A ja długo jeszcze siedziałem, patrząc na oddalającego się przygarbionego zwykłego, niezwykłego Polaka, żołnierza Rzeczypospolitej.
Chwała bohaterom !
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1200 odsłon
Komentarze
No tak - a dziś nie stać nas nawet na porządną dekomunizację
3 Listopada, 2019 - 12:46
- której przypominam tylko w Polsce nie było.
PiS dał sobie wmówić że wtedy (na początku lat 90-tych) - było za wcześnie na dekomunizację a teraz że jest za późno. Komuchy manipulują nami jak dzieciakami.
Żeby choć partyjniakom z SB, WSI i emerytowanym UB-eckim sędziom odebrali broń palną którą jako cywile w Polsce tylko oni posiadają.
Nic inicjatywy walki z czerwonymi zbójami i mordercami i ich potomkami.
Totalny marazm i stagnacja.
Przeciagają tylko z komunistami "obrus na stole" albo prowadzą z nimi bijatyki na pyskówki w TV czy nazwy ulic a i tak co chwilę PiS dostaje łomot. Nie macie za grosz wizji walki z komunistami a to się wcześniej czy później zemści na nas wszystkich.
Darowaliście im winy ale oni nie mają najmiejszego zamiaru być Wam za to wdzięcznymi bo oni nie znają słowa honor czy litość i przy pierwszej lepszej okazji znowu nam wbiją zdradziecki nóż w plecy jak 10-04-2010.
Motto na dziś: "Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć".
Komunistycznych zbrodniarzy czy bandziorów trudno nazwać ludźmi
3 Listopada, 2019 - 15:37
Są to przede wszystkim zwyrodnialcy, sadystyczni dewianci i kaci Polaków i polskości.
Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.