OFIARA MIŁOŚCI CZYSTEJ – opowiadanie postępowe

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Kultura

Minister R. już od pół godziny stał pod prysznicem. Nie była to jednak czynność zwyczajnego „stania pod prysznicem”, lecz rodzaj rytuału kąpielowego a zarazem testu nowej, ekskluzywnej serii żeli do kąpieli firmy Alfred Dunhill. Właśnie wczoraj, na biurko ministra R. trafiła przesyłka kurierska wprost z ambasady w Londynie, zawierająca ekskluzywne produkty kąpielowe Dunhilla, w tym tak oczekiwany przez ministra Shower Breeze.

 - No to spisał się pan ambasador – pomyślał R., smarując ciało subtelnym żelem, przeznaczonym – jak to opisano w załączonym do przesyłki prospekcie: dla eleganckiego, młodego mężczyzny, który kocha brytyjski styl w ubiorze. – Stworzone w sam raz dla mnie – pomyślał R., wciągając w nozdrza „ukryte w zapachu piękno, elegancję i nowoczesność aktywnego mężczyzny – współczesnego dżentelmena”.

Minister R., przed udaniem się pod prysznic dokładnie przestudiował wszystkie załączone do przesyłki ulotki dowiadując się, że otrzymana seria żeli to „wibrująca świeżością, typowo męska kompozycja, która została wzbogacona ciepłym aromatem róży, oraz tajemniczym i zmysłowym akordem paczuli”. Jednak stwierdzenie: „orientalny zapach dla nowoczesnego gentlemana, pełen angielskiej elegancji i męskiej charyzmy”, najbardziej utkwiło ministrowi R. w pamięci, gdyż sam uważał się za prawdziwego brytyjskiego gentlemana, pełnego angielskiej elegancji i męskiej charyzmy…

Minister R. kolejny raz rozprowadził żel po ciele, wyczuwając wyjątkowe orzeźwienie, tak potrzebne na dzisiejsze spotkanie z ministrem Ł., który przybył do stolicy na zaproszenie R. Minister R. zaczął przypominać sobie słowa premiera, z którym spotkał się jeszcze przed organizacją tej ważnej wizyty:

- Musi mieć pan świadomość, panie ministrze, że odpowiada pan za najważniejszy etap naszych wzajemnych stosunków – zaczął premier. – Pan oczywiście wie, że to ja doprowadziłem nasz kraj do nawiązania stosunków pełnego zaufania do naszego partnera…- kontynuował premier.

- Ależ tak, panie premierze ! – przerwał mu minister R. – To było wspaniałe! Ta katastrofa, wieczorny wyjazd pana premiera na miejsce katastrofy, ten uścisk dwóch premierów przy wraku samolotu… – R. zawiesił głos wiedząc, że premier jeszcze nie dokończył swojej kwestii.

- No więc polityka zaufania, to był tylko pierwszy krok w nawiązaniu nowych stosunków..- tym razem premier zawiesił głos.

- Tak, tak.. Słucham panie premierze.. – z ciekawością dodał R.

- Otóż naszym, a raczej pana zadaniem będzie teraz przejść od polityki pełnego zaufania do naszego partnera, do polityki miłości. Czy pan rozumie, o co chodzi? – nagle premier przerwał swój wywód, wyraźnie oczekując opinii ministra R. w tej kwestii…. R. niewiele się zastanawiając odpowiedział:

- Ależ tak panie premierze, doskonale rozumiem! Trzeba będzie okazać partnerowi jakiś znaczący gest miłości, na przykład…- tu R. spojrzał premierowi w oczy, oczekując aprobaty dla tego, co przed chwilą powiedział.

- Dobrze, dobrze pan kombinuje ministrze…A więc ? – premier kolejny raz zawiesił głos, wyraźnie oczekując, że to R. przedstawi jakąś propozycję. R. szybko przebiegł myślami i po krótkiej chwili wypalił:

- Panie premierze, jestem gotowy pocałować się z ministrem Ł. na lotnisku, gdy już wyląduje w naszej stolicy! – zdeklarował R. dziwiąc się sobie samemu, że poszło mu tak łatwo.

- Ależ nie, panie ministrze! – żachnął się premier, kontynuując jednak ten wątek: - Całowanie na lotnisku to było za PRL-u ! Kpiła sobie z tego opozycja, a co gorsza prasa zachodnia… – ciągnął premier, gdy minister R. poczuł się nagle jak mały chłopiec, karcony przez ojca.

- Teraz mamy nowe czasy, panie ministrze: wszędzie węszą nasi wrogowie, a także nie wszyscy na zachodzie są nam przychylni – ciągnął premier. – To trzeba zrobić delikatnie, bez wścibskich oczu i kamer, jak w prawdziwej miłości. Oczywiście, chodzi mi o miłość partnerską, pan rozumie?… – dodał premier.Minister R. odczuł wyraźną ulgę, wyprostowując się w fotelu.

- Pana deklaracja wskazuje wszakże, że wyczuwa pan moje intencje…- kontynuował premier.- Powiem więcej: jest mi miło słyszeć, że jest pan gotowy poświęcić się dla Ojczyzny, dla której polityka zaufania to za mało na tak ważnego partnera, który może w każdej chwili zakręcić nam kurki z gazem…- ciągnął premier. – Dlatego cieszę się, że jest pan gotowy, że tak powiem: do złożenia ofiary na ołtarzu partnerskiej miłości z naszym partnerem, ale…- tu premier znowu zawiesił głos, jakby szukając odpowiedniego określenia. – Ale…. panie ministrze – niech to pan zrobi tak, żeby nie było kamer, a z drugiej strony, żeby partner został wcześniej przygotowany na gest miłości z naszej strony.. To znaczy, z pana strony… – z ulgą dokończył premier i zadowolony zachęcająco uśmiechnął się do ministra R.

R. odetchnął z ulgą i po chwili odpowiedział: - Panie premierze, czuję się zaszczycony zaufaniem do mnie i jeśli pan premier pozwoli, to w ciągu dwóch dni zaproponuję panu premierowi satysfakcjonujące rozwiązanie tej kwestii.. Premier potakująco kiwnął głową, znowu uśmiechając się do R...

I tak powstał projekt wspólnej wizyty obu ministrów w nowo-oddanej w stolicy łaźni parowej. Projekt został zaakceptowany przez premiera i co najważniejsze, przez ministra Ł. Oczywiście, trzeba było w tym celu wybudować w centrum miasta nowoczesną łaźnię, wyposażoną znacznie lepiej niż łaźnie krymskie i zatrudnić zaufany personel. Wspólna wizyta obu ministrów rozpocząć miała nowy etap stosunków partnerskich, opartych już nie tylko na zaufaniu, ale i na wzajemnej miłości. A miłość z kosztami się nie liczy. Zwłaszcza miłość ślepa…

- Co ty tak długo robisz pod tym prysznicem?!! – minister R. nagle usłyszał głos swojej żony, dobiegający zza drzwi łazienki. – Przecież i tak spotkasz się z Ł. w tej łaźni??? R. ocknął się z zamyślenia, zamknął wodę i odkrzyknął w kierunku żony: - Już wychodzę, już wychodzę ! R. nie miał przecież zamiaru tłumaczyć się żonie z zawiłości polityki zagranicznej, a zwłaszcza, jeśli chodzi o nawiązanie polityki miłości z ważnym dla kraju partnerem.

R. smarując ciało balsamem doskonale wiedział, że wspólna wizyta w łaźni z ministrem ważnego dla Ojczyzny partnera gospodarczego, to właściwe miejsce na okazanie, oczekiwanego przez premiera „gestu miłości”. Sukces tej wizyty wydawał się pewny, skoro minister Ł. zgodził się – bezsprzecznie w porozumieniu z władzami swojego państwa – na osobiste spotkanie z R. w łaźni parowej. - Mam tylko nadzieję, że mydło spadnie mu na podłogę… – pomyślał R., spryskując twarz wodą kolońską z flakonu, którego kształt „silnie nawiązywał do brytyjskiego dziedzictwa” - jak napisano w ulotce. – Ale przecież równie dobrze i mi może mydło wypaść z ręki !!! – zaskoczony swym genialnym w swej prostocie pomysłem, wyszedł z łazienki z zamiarem poinformowania o tym premiera, który zapewne z niecierpliwością oczekiwał na rezultaty jego spotkania z ministrem Ł.

Zanim jednak podniósł telefon, doznał kolejnego olśnienia: - Jak to? Przecież to ja mogę dla siebie wykorzystać nawiązanie stosunków miłości… - pomyślał. – Bo na kogo postawi w przyszłości nasz partner, jak nie na mnie ?…. - nie dokończył swej myśli, gdyż samochody Biura Ochrony Rządu z piskiem opon podjechały pod jego willę. – No to do roboty! – powiedział do siebie, schodząc do hallu z dziwnym uśmieszkiem na ustach …

Brak głosów