O biednej Pani Dyrektor i bogatym Tuaregu
O naturze ludzkiej można napisać wszystko. Ba! Nie każdy jest Dostojewskim albo Szekspirem. O ostatnich przygodach pewnego ministra z plagą prześladujących go zegarków nie da się jednak napisać niczego, nie poruszając kwestii natury ministra, którego to nieszczęście dotknęło.
Minister to po łacinie sługa, pomocnik. To sporo wyjaśnia: nie każdy sługa musi mieć klasę, wśród sług zawsze się znaleźć może jakiś żałosny gadżeciarz …
Poza puknięciem w czoło i wzruszeniem ramion, szkoda słów na komentarz. Warto się jednak zastanowić, co nami powoduje by brać do służby takiego, czy innego.
Tylko pozornie wspomnienia, które za chwilę opiszę nie łączą się z tematem. Gdyby tak było, nie przyszłyby mi do głowy właśnie w takiej chwili …
Prowadziłem kiedyś zajęcia w pewnej korporacji, uczyłem angielskiego. Jednym ze słuchaczy był szef administracji, przyzwoity facet, nękany co chwila kaprysami przełożonych. Podczas jednej z telekonferencji, której wysłuchałem nieomal przymusowo bo Pani Dyrektor, członek zarządu spółki, w której skarb państwa miał znaczący udział, bezceremonialnie przerwała nam zajęcia by zrugać podwładnego, który niedostatecznie energicznie zajął się jej życiowym problemem: nie dali jej kabrioleta! Na nic argumenty, że polskie zimy, że to niepraktyczne, że limit cen przekroczony. Miał być niebieski, z czarnym, rozsuwanym dachem, i że nie po to ona od pół roku zapuszcza włosy by jakiś pętak ją pozbawiał rozkoszy igrania wiatru w tych włosach właśnie. Przysięgam, nic nie zmyślam!
Kiedy wracałem do domu przypomniał mi się inny epizod. Przed laty miałem okazję odwiedzić osadę Tuaregów. Zabrał mnie tam Polak, ekspert WHO, biorący udział w badaniach zajmujących się życiem nomadów.
Do oazy dotarliśmy pod wieczór. Oaza – za duże słowo: kilka rachitycznych palm, dwie albo trzy chaty zbudowane z gliny w pobliżu wysychającej studni. Głową klanu był starzec o pomarszczonej, lecz pogodnej twarzy. Przywieźliśmy im prowiant, więc nie wypadało odmówić udziału w posiłku, na który nas zaprosił. Jedliśmy kuskus z sosem prosto z ustawionej na ziemi miednicy, a po wypiciu słodkiej jak ulepek herbaty z miętą zaciągnął mnie za zagrodę, w której schroniło się kilka kóz i owiec. Mówił coś ożywiony, gestykulował, wskazywał na stos gałęzi, starych desek i innych badyli i uśmiechał się od ucha do ucha. Mój polski przewodnik wyjaśnił mi o co chodzi: ten człowiek był dumny i chciał się pochwalić, że oto zapewnił rodzinie opał na porę deszczową, która w tych okolicach bywa naprawdę dotkliwa.
Czy nie zabawne są te przepychanki wśród służby? Rekonstrukcje głębokie i płytkie, przeglądy kadrowe, piarowe sztuczki i zagrywki. Służbę, która zapomniała komu ma służyć po prostu się zwalnia i zatrudnia nową. A kryterium wyboru też nie jest skomplikowane: gadżeciarze – won!
Jeśli to wasze zabawki - do piaskownicy! Jeśli skradzione gospodarzom - na spacerniak!
Jak oni mogą zapewnić, że przetrwamy ciężkie czasy? Że w ogóle przetrwamy?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 959 odsłon
Komentarze
@Mohair Charamassa
31 Maja, 2013 - 06:35
VW Tuareg nie występuje w wersji cabrio :-).
Pozdrawiam