Z ojca jednego i matki tej samej (tekst z 13 grudnia)

Obrazek użytkownika matka trzech córek
Idee

  Wszystkie dzieci w domu!    

Mawiało się za czasów Gierka, kiedy preferowany model rodziny „2+2” dopełniał się wraz z narodzinami drugiego potomka o płci przeciwnej do pierworodnego.

       Czteroosobowa rodzinka w ciasnym „M4” na blokowisku była wzorcowym przykładem dla reszty socjalistycznego społeczeństwa. Tam, gdzie los poskąpił szczęścia i obdarował rodziców dwójką dzieci tej samej płci, rodzina zadowolić się musiała dwupokojowym mieszkaniem, które spełniało wymogi i normy przyjęte przez kreatorów socjalistycznej rzeczywistości.

 Czasem rodzice nie poprzestawali na dwójce i w nadziei na pojawienie się upragnionego synka, lub wymarzonej córeczki, powiększali rodzinkę. Wraz z kolejnym dzieckiem, rosła szansa na większe „M”.

 Model 2+2 nie przyjął się jednak powszechnie, bo Polska, to kraj, w którym przez wieki hołdowano zasadzie, że „dzieci i pieniędzy nigdy nie jest za dużo”, a jeśli nawet rodzina kulała finansowo, to wraz z kolejnym potomkiem pojawiała się głęboka nadzieja, że „Pan Bóg, który daje dzieci, daje i … na dzieci”.

 Dzisiejsza Polska wygląda już inaczej. Posiadanie dziecka wiąże się z wieloma wyzwaniami i głębokim niepokojem, troską o zapewnienie potomstwu podstawowych warunków egzystencjalnych. Przy trzynastoprocentowym bezrobociu trudno jest zachować poczucie bezpieczeństwa na tyle silne, by w planach młodych małżeństw rozwijały się wizje z życzeń ślubnych : „W każdym kątku po dzieciątku”. Chłodne kalkulacje każą odrzucić wszelkie mrzonki, bo rzeczywistość dnia codziennego, bezlitośnie przepędza słodkie sny o licznym potomstwie.

 Kilkanaście lat temu, nasz kraj opanowała moda spędzenia życia w pojedynkę. Tak zwani single, stali się wzorcem dla młodzieży, budując przekonanie, że taka forma egzystencji oznacza pełną wolność osobistą i niczym nie ograniczoną wszechstronną swobodę.

 Po paru latach prawda ujrzała światło dzienne, kiedy flesze aparatów fotograficznych pokazały starzejące się single o śmiesznych, szczenięcych manierach, zawieszone jakby w próżni pomiędzy młodością a starością. Osamotnione, zgorzkniałe, znudzone. Utraciły coś, czego już nigdy nie odzyskają.

 Płacą za to już teraz, ale prawdziwe koszty nadejdą wraz ze starością. Władze państwa z przerażeniem odnotowują pogłębiający się niż demograficzny. Budzą się złowrogie demony czarnych wizji przyszłości, bo każdy raport o stanie zasobów ZUS, nie pozostawia złudzeń, co do losu obywateli. Media, które przez lata lansowały model „wolnego singla”, z piskiem opon wyhamowały pęd tej idiotycznej promocji. Przyszła pora na refleksje i działanie.

 Jestem przekonana, że inicjatywy, które roją się w zamysłach polityków nie spalą na panewce, ale z całym impetem uderzą w zagrożenie, które narosło już murem i rozbiją je skutecznie wprowadzając istotne zmiany dogodne dla młodych małżeństw, które nie tylko im samym zapewnią przyzwoitą przyszłość, ale i zmobilizują do tworzenia prawdziwych rodzin, gdzie żadne modele ilościowe nie będą przewodnią wytyczną i odgórnym nakazem.

 Dzieci to największy skarb i najlepsza inwestycja. To sens naszego życia i gwarancja naszej przyszłości. Ze swej strony dodam, że nie jest prawdą iż ten, kto zwie się rodzicem synów, wie wszystko o chłopcach, tak jak i matka córek nie jest wyrocznią w sprawach dotyczących dziewcząt.

 Bo rzecz polega na tym, że dzieci to nie klony i chociaż z jednego ojca i tej samej matki, to bywają tak odmienne, jak różni mogą być od siebie ludzie.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)