Polesia Czar uśpi Wołyńskie Upiory?
Zadumałam się, zasępiłam srodze nad tekstem o Poleszukach: "Polesie polski Madagaskar".
Mam przed sobą kwietniowy numer Uważam Rze Historia, w którym autor - Jacek Borkowicz, przybliża czytelnikom poleską część Kresów. Przedstawia historię ludu tam żyjącego i jednoznacznie wskazuje na nieokreśloną narodowościowo jego przynależność. Tak zwani „tutejsi” nie opowiadali się za żadną z nacji współgospodarujących na przestrzeni wieków na tych terenach i najszczęśliwsi byli pozostawiani sami sobie.
Pada w tekście informacja, o terenach wchodzących w skład Polesia: „…Na fizycznej mapie ówczesnej [przedwojennej] Polski wyróżniał się zielononiebieską plamą równinny i bagienny obszar. Oddzielał północne rejony Kresów Wschodnich(województwo wileńskie i większa część nowogródzkiego)
od terytorium Małopolski Wschodniej (województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie), a także graniczących z nim południowych powiatów województwa wołyńskiego…”
Pada magiczne słowo: Wołyń!
Mamy rok poświęcony polskim ofiarom Wołynia. Okrągła rocznica 1943 – 2013 – 11 lipca odbędą się uroczyste obchody upamiętnienia tej strasznej Rzezi .
Autor w sposób szczególnie dobitny, wskazuje na zasadność lokalizowania „Wołynia” na terenach zamieszkałych przez „beznarodowych” Poleszuków:
„…Objęte tak zakreślonymi granicami województwo poleskie, południowa część nowogródzkiego oraz północna wołyńskiego tworzy pod względem geograficznym jeden rejon Polesia. Zresztą północna część byłego województwa wołyńskiego często określana bywa przez geografów mianem Wołyńskiego Polesia…”
Czego dowie się przeciętny Polak po lekturze tego tekstu? Ano, dowie się gdzie leży Wołyń. Mając tak dokładny opis, nie potrzebuje sięgać po mapę.
W dalszej części artykułu dowiadujemy się, jak dzika była ta kraina, jak nieprzyjazna i prymitywna.
Nędza mieszkańców, zacofanie, brak elementarnych oznak cywilizacji, ubóstwo umysłowe i kulturowe. Nie bardzo chcemy utożsamiać się z przedstawionym w ten sposób Poleszukiem. Przekonani jesteśmy o tym - Poleszuk jest nam obcy!
Autor informuje w tekście, że osadnictwo polskie rozpoczęło się na tych terenach wkrótce po nastaniu II Rzeczypospolitej:
„…Jeszcze nie ucichły walki wojny polsko-bolszewickiej, gdy 18 października 1920, rozkazem Naczelnego Wodza, powołano na Kresach Wschodnich instytucje osadnictwa wojskowego. Weterani walk otrzymywali tam, na gruntach zarządzanych, skonfiskowanych lub wykupionych przez państwo, kilkunastohektarowe działki ziemi, na których mogli pobudować gospodarstwa. Na Polesiu, gdzie grunta były niższej jakości, dostawali po 25 hektarów. Na ogół osiedlali się w małych koloniach, liczących po kilkanaście oddalonych od siebie gospodarstw…”
Dowiadujemy się, że to w latach międzywojennych polskość rozkrzewiła się szeroko po Polesiu – Wołyńskim zwanym. Niechętna osadnikom ludność miejscowa z dużym oporem przyjmowała narzucane wbrew jej woli nowe standardy życia. Poleszucy nie czuli się Polakami i niechętnie patrzyli na kolonizatora – Rzeczpospolitą Polską.
W domyśle, bo autor nie nawiązał do wydarzeń z czterdziestego trzeciego, czytelnik dowiaduje się kim były ofiary OUN UPA. Niejako przy okazji może sobie wyrobić opinie na temat zasadności kolonizowania nieprzychylnych Polsce i Polakom terenów. Cały czas jest mowa o latach międzywojennych!
Spotykamy się często na forach dyskusyjnych z komentatorami, którzy bez większych emocji odnoszą się do ofiar Rzezi Wołyńskiej, twierdząc, że Polacy byli sobie winni sami, zajmując rdzennie obce tereny.
Szkoda, że pan Jacek Borkowicz zaledwie napomknął o Polakach żyjących na Polesiu dłużej niż przedwojenni osadnicy, sugerując, że chodzi o jednostki: ”…osadnictwo, chcąc nie chcąc, przyczyniło się do narodzin antagonizmu narodowościowego. Jego ofiarą padli między innymi miejscowi Polacy, żyjący tu od pokoleń: dotąd traktowano ich jak swoich, teraz stali się częścią społeczności panów…”
Prawda o osadnictwie na Kresach powinna być szeroko znana, bo wykoślawia historię naszych rodaków, którzy tam żyli, żyją i żyć będą.
Przyjmując do wiadomości informacje zaniżające, czy raczej przemilczające liczbę Polaków osiadłych na Kresach, godzimy się na wymazanie z pamięci tych naszych rodaków, których przed wiekami zachęcono do osadnictwa w ramach ówczesnej unii międzypaństwowej.
Oni z przekonaniem o dobru nadrzędnym – interesie Rzeczypospolitej, karczowali puszcze, osuszali bagna i zagospodarowywali ugory. Własną piersią strzegli rozległych granic naszego państwa z imieniem Boga i króla na ustach.
Nie przewidziano tego, co przyniesie czas, a ten jak wiadomo, przywlókł ze sobą zabory, okupacje, wojny i pogromy.
Policzono już polskie ofiary bolszewickich czystek narodowościowych na terenach, które po I-szej wojnie światowej przypadły Rusi sowieckiej. To byli Polacy z najodleglejszych Naszych Kresów. Tylko w latach trzydziestych zginęło ich ponad 100 tysięcy.
Cieszyć może silny trend – moda do poznawania swoich korzeni. Internet pozwala nam znaleźć ścieżki, którymi kroczyli przodkowie, a ciężkie wiekiem konary genealogicznych drzew odsłonią ich losy. Dziwimy się, że dla wielu z nas Kresy okazują się być dziedzictwem.
.............................
”… Liczniejszą grupę stanowili Polacy mieszkający od dawna na Pińszczyźnie, w miastach, trudniący się rzemiosłem i wolnymi zawodami.Najliczniejszą grupę stanowili jednak Polacy mieszkający na wsi, utrzymujący się z hodowli zwierząt, uprawy roli i rybołówstwa, żyjący więc w ten sam sposób jak poleski „tutejszy” chłop i mówiący zazwyczaj tym samym co on językiem, wyznający tę samą prawosławną religię, ale mający świadomość swej odrębności i związane z tym poczucie wyższości.Uważali się bowiem za polską szlachtę, pielęgnowali własne tradycje, nosili polskie nazwiska i na różne sposoby (elementy stroju, świąteczne zwyczaje, odrębne kwatery na cmentarzach) starali się tę odrębność manifestować i pielęgnować. Nie ulega też wątpliwości, że na tereny Polesia przybyli z zachodu, z rdzennych ziem Polski, przede wszystkim z Mazowsza, na którym drobnej szlachty było najwięcej i panował głód ziemi. Przechowywana tradycja głosiła, że organizatorką wielkiej akcji kolonizacyjnej Pińszczyzny była królowa Bona, żona Zygmunta Starego, która miała tu wielkie ale prawie bezludne dobra. Zapewne jednak młodzi przedstawiciele szybko mnożących się szlacheckich rodów z Mazowsza pojawiali się tu już wcześniej, głównie jako adepci tzw. przemysłów leśnych – karczownicy, drwale, flisacy, wytwórcy węgla drzewnego, smoły i potażu…”
„…Marian Dubiecki, najpierw współpracownik Romualda Traugutta, następnie zesłaniec – jakżeby inaczej – na koniec historyk, pisząc biografię dyktatora powstania, zanotował: “Zjawisko to dziwne, a jednak przez wielu dostrzeżone, sprawdzone iż duch narodu, jak gdyby tam z dala od ziem gniazdowych założył swe główne siedlisko”. Miał tu na myśli przede wszystkim Polesie, jako że stąd wywodził się Romuald Traugutt (parę wiorst od Kobrynia), Kościuszko, jego przyjaciel Niemcewicz, dalej Naruszewicz, Kraszewski i tak dalej. Dubiecki pisał swą książkę w roku 1924. Nie wspomniał o Cyrylu Terleckim, biskupie, współtwórcy “Unii brzeskiej” z 1596 roku, urodzonego niedaleko Drohiczyna. Nie wspomniał o ostatnim królu Polski, Stanisławie Auguście Poniatowskim, urodzonym przecież w Wołczynie; tym leżącym po prawej stronie Bugu, niedaleko Brześcia. A iluż było po nich. Orzeszkowa, Rodziewiczówna...”
http://www.kresy.pl/publicystyka,reportaze?zobacz/polskie-polesie-umarlo
http://www.ornatowski.com/lib/polesiepoleszucy.htm
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2206 odsłon