Mój bojkot
- Jak to, nie idziesz głosować? – rodzina patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Nie. Nie idę – odpowiadam spokojnie
- Jak to „nie idę”? Ale, dlaczego? Przecież zawsze głosowałaś?
-Nie idę! Nie tym razem. Nie widzę nikogo, kto prezentowałby mój punkt widzenia. Zresztą, teraz "zagłosuję" inaczej. Posłużę się bojkotem. To też jest forma przekazu. Moim zdaniem, nie będę tu wyjątkiem i zdziwię się szczerze, jeśli frekwencja przekroczy 30%.
Od wczorajszego wieczora media łamią sobie głowę nad przyczyną niskiej frekwencji. Ubolewają nad formą kampanii, że może zbyt mało atrakcyjna, albo słaba merytorycznie. Dodając natychmiast, że wtedy to już nudna by była i całkiem odpychająca. Tak, jakby pajacowanie, było czymś, czego Polacy potrzebują najbardziej.
Jeszcze podczas trwania kampanii wielokrotnie zapowiadałam, że jeśli poprę PiS, to tylko z jednego powodu. Jako ”żelazny elektorat” nie wyłamię się z obowiązujących zasad. W miarę zbliżania się dnia wyborów moje stanowisko słabło.
Nigdy nie byłam entuzjastką Unii Europejskiej, a każdy mijający rok utwierdza mnie w eurosceptycyzmie.
Niby tyle się zmieniło na lepsze, a ja ciągle nie mogę dopatrzeć się tych pozytywnych efektów. Propagandowy filmik Platformy pokazuje z lotu ptaka wspaniały obraz Polski, dokumentując niejako te unijne osiągnięcia. Blicht, nic więcej.
Polska balansuje na linie i będzie tak dopóki nie zadmie wiatr. Niestety. Na Wschodzie zbiera się już całkiem pokaźny wir, który pozrywa te wiotkie sznurki uzależnień i powiązań. Wytrąci bezpieczny balans i czeka nas to, co na dole: ruina bankructwa.
Nasi politycy odetchnęli z ulgą po wyborach na Ukrainie. Pojawiła się wizja pokojowego rozwiązania tamtejszego konfliktu. Czy jednak dojdzie do niego? Nie postawiłabym na to nawet złamanego centa. Czas pokaże.
Tymczasem na Zachodzie rośnie w siłę nurt antyunijny. Jednym z postulatów sympatyków tego ruchu jest pozbycie się Polaków z zachodnioeuropejskiego rynku pracy. Rzesza naszych rodaków zatrudniona w krajach Zachodu stała się brzemieniem niechętnym oczom tubylców. Mnożą się różnego rodzaju ekscesy i niesnaski na tle etnicznym.
Chodzą mi po głowie podejrzenia, że ten euroentuzjazm płynący z foteli sejmowych bierze się ze strachu o trwałość UE, gwarantującą utrzymanie się milionów naszych rodaków na zagranicznych rynkach pracy.
Nikt tak dobrze jak parlamentarzyści nie wie, czym skończyłyby się masowe powroty z saksów. Ich polityczny byt uzależniony jest od losu zarobkowych emigrantów.
Z drugiej strony jednak, koszt utrzymania tego stanu rzeczy staje się coraz wyższy i płacą za to Polacy w kraju. Cały szereg unijnych wymogów i dyrektyw, nawet tych najbardziej absurdalnych, wdraża się w Polsce bez szemrania, używając do tego jeśli nie magicznego zaklęcia o nazwie: ”nakaz unijny”, to wręcz policyjnych pałek.
Obawiam się, że dojdzie do tego, że cały polski naród stanie się zakładnikiem Unii Europejskiej. Co bowiem wybierzemy, kiedy eurparlament postawi proste pytanie: Będziecie bronić Unii przed rozpadem, czy wolicie zbankrutować?
Ta niska frekwencja jest wyraźnym sygnałem dla Zachodu, że polscy politycy nie reprezentują całego narodu. Jest niemym krzykiem protestu przeciwko unijnej polityce i zmianom, które wprowadza w naszym kraju. To oznaka buntu i niechęci.
Rzeczywisty głos ogromnej większości polskiego społeczeństwa.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 604 odsłony