Dziennikarstwo obywatelskie

Obrazek użytkownika matka trzech córek
KawiarNIA

 Któż z nas nie lubił czytać „listów do redakcji”, umieszczanych zazwyczaj na ostatnich stronach poczytnych periodyków.

 Były namiastką autentycznego odzewu na publikowane treści, który w sposób spontaniczny i bezpośredni przebijał się gdzieś z anonimowej masy szarych obywateli PRL. Na nic pogłoski, że listy te pisały same „redakcje”, by urozmaicić swoją publicystykę, a przy okazji uatrakcyjnić gazety, dodając nieco „oddolnego głosu ludu” dla podniesienia wiarygodności zamieszczonego materiału.

 Internet otworzył ludziom usta. Sprawił, że każdy, kto pragnął skomentować ukazujące się w wirtualnych mediach treści, mógł do woli używać tego cudownego, w istocie rzeczy, wynalazku. Szybko stało się tak, że swoboda komentujących poszybowała wyżej niż przewidziała to wyobraźnia właścicieli internetowych portali medialnych i zaczęto ustalać reguły, normy oraz nakładać różnego rodzaju sankcje na komentatorów, którzy swoimi opiniami nie wpisywali się w nurt i ideologię poszczególnych redakcji.

 Okazało się jednak, że internet niesie szerokie możliwości zaspakajające potrzebę dyskusji gremiów, nawet tych, o najbardziej niepoprawnych przekonaniach i posiadających potrzebę wymiany politycznych myśli i ideologicznych wizji. Powstały prywatne blogi i społeczne portale, na których wolno było nie tylko swobodnie publikować i komentować treści wpisów, ale też prowadzić dyskusje na temat aktualnych wydarzeń w Polsce i na świecie.

 Czas przyniósł naszemu krajowi ogromne przemiany, które sprawiły, że dawne socjalistyczne struktury, które pomimo że przez pół wieku nabrały sowieckiej krzepy i kościec miały z żelbetonu, to jednak gięły się i rozpadały na naszych oczach. Niestety, zamiast rozbić je do końca, a gruz i popiół bezlitośnie rozsypać po bezdrożach, pozostawiliśmy ruiny, które szybko poddano odbudowie i rekonstrukcji.

 Wiele z nich zrestrukturyzowano, wprowadzając zaczerpnięte ze „Zgniłego Zachodu” wzorce, wywracające, do góry nogami, istniejący w Polsce, jako taki ład i porządek społeczny. Rozmnożyły się afery gospodarcze, porwania dla okupu, szantaże i dziwne „samobójcze śmierci”. Doszło do zamachów, zabójstw i terroru.

 W tej „wielobarwnej tęczy bezprawia” wzrastały nielegalne fortuny i kwitły mafijne zagony. Wszystko na pół oficjalnie, w świetle dnia i w obliczu prawa. Pojawiły się: „gender”, parady równości, bluźniercza „sztuka”, zepsucie i demoralizacja.

 Władze, często powiązane interesami z półświatkiem, a poprzez koligacje, stowarzyszenia i bezpośrednie zaangażowanie, także ze strukturami „wielobarwnej mniejszości”, nie były zainteresowane ograniczaniem ich rozdętych do granic przyzwoitości praw i swobód wolnościowych.

 

 Jedynym zagrożeniem dla wszechogarniającej Polskę „zarazy” stało się „pospolite ruszenie” – aktywność portalowych blogerów, którzy ukryci za swoimi „nickami” tropili nieustannie przestępczych aferałów, obserwując wnikliwie każde ich poczynanie, by na stronach internetowej blogosfery dzielić się swoimi informacjami i spostrzeżeniami z szeroką rzeszą czytelników.

 Internetowe wieści roznosiły się szybko pośród opinii publicznej, niosąc powszechną świadomość i demaskując, kompromitując przestępcze persony, pozbawiając je w rezultacie dobrego imienia i władzy.

 Blogerzy stali się bardzo niewygodnym przeciwnikiem dla wielu przestępców, pragnących bezpiecznej dyskrecji. Wypowiedziano im wojnę. Zimną wojnę. Wzorem najbardziej ponurych „tamtych” służb zimnowojennych, stworzono specjalnego rodzaju agenturę, która działając w mocy uprawnień, opanowała strony dziennikarstwa obywatelskiego.

 Prowokacyjne komentarze, prześmiewcze teksty, kłamliwe opinie podważające wiarygodność poszczególnych komentatorów, blogerów, adminów…

 Wiele jest sposobów na zniszczenie bezbronnego swoją anonimowością przeciwnika. Raz zdyskredytowany nieszczęśnik nie jest w stanie obronić swojego „dobrego imienia”. Raz przyklejona „łata” jest paskudną blizną na jego wirtualnym wizerunku.

 Ewentualne próby obrony wiążą się z ujawnieniem danych, co nie pozostaje bez skutków dla realnego życia poza światem wirtualnym. Wielu blogerów i komentatorów poddanych ostrym napaściom agentury wycofuje się ze stron poczytnych portali, zubożając ich dorobek, zawężając pola informacji i redukując fora dyskusyjne.

 Ograniczenie aktywności braci blogerskiej, w efekcie, szybko doprowadza „zainfekowany” „desantem” portal do śmierci wirtualnej.

 Agentura gasi światło.

 Zadanie wypełnione.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Bardzo trafna analiza. Dokladnie tak samo widze ten problem. Ale sprobujmy, znajac ich cel, na przekor zapalic swieczke, nie poddawac sie, nie dac sie zniechecac. Wydaje mi sie, ze jestesmy uparta i przekorna spolecznoscia. Zauwazylem tez, ze wielu blogerow i komentatorow wrocilo po dluzszej nieobecnosci by zabrac glos w tej sprawie. Ja nie odpuszczam!

Vote up!
3
Vote down!
-1
#396274