Predator za fasadą narracji

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Wychodzę z udowodnionego założenia, iż mamy do czynienia w Polsce z systemem patologicznym, ktoremu poświęcono dużo uwagi w ostatnim numerze "Rzeczy wspólnych", gdzie rozpatrywano ciekawą koncepcję "predatory state", stąd też tytuł notki.

Żeby jednak ktokolwiek mógł się dokopać do faktów potwierdzających to założenie, musi najpierw przekopać się przez warswy pozorów roztaczanych przez podsystem propagandy bądź zwykłą ignorancję.

Jako że hasła o świetlanej przyszłości oczekującej nas tuż za rogiem wzięły w łeb a perspektywa oddala się z
szybkością kosmiczną, propaganda musi je zastąpić hasłami bardziej realistycznymi. A trudności zwali się na... państwo opiekuńcze.

Z powodu ewidentnych kłopotów finansowo-gospodarczych narrację o modernizacji trzeba było zmodyfikować i odnieść do celu bliższego i łatwiej osiągalnego czyli do zmian obyczajowych, by osiągnąć przy okazji cel dodatkowy metodą dziel i rządź. Środowiskom aktywistów gejowskich podrzucono projekt o związkach przewidujący przywileje na koszt podatnika. Taka wrzutka pozwala odwrócić uwagę zarówno zwolenników jak i przeciwników od kłopotów materialnych i pierwszorzędnych, przeciągnąć jednych na swoją stronę i umożliwia sojusz w łupieniu pozostałych.

Prawdziwy dobrobyt zastąpić mają tanie zakupy w hipermarketach i biedronkach, by lud się nie buntował. Względnie tania żywność i tanie produkty przemysłowe sprowadzane z Chin mają zmniejszyć presję na realne zmiany w polityce i systemie. Dla lepiej sytuowanych są galerie handlowe spełniajace rolę świątyń konsumpcji, zapewniające zabicie czasu i tanią rozrywkę. Ponadto, duże sieci marketów mają poważne zalety systemowe -łatwo je kontrolować a przy okazji niszczą w zarodku potencjalną konkurencję, jaką mogłyby stanowić dla establishmentu niezalezne małe firmy handlowe, z których rekrutowałaby się niezależna i konkurencyjna warstwa średnia prąca do demokratyzacji, a więc groźna dla status quo.

W ramach narracji promodernizacyjnej nacelowanej na młodych oferuje się im pozorne wykształcenie poprzez pozorne matury dające ułatwione wejście do uczelni wyższych osobom pozornie wykształconym. Gdy te się zorientują, jakiej jakości produkt otrzymały jest już za późno, bo trzeba szukać na gwałt pracy, a tę można znależć tylko za granicą. I w ten sposób system ma młodzież chwilowo z głowy. Nie ma pracy ale za to jest kolejna oferta - pozór wolności i rozrywki dostępnych poprzez internet.

Pozory w sferze politycznej zapewnia narracja "demokratyczna", sprowadzająca się do nagłaśniania wojny z PISem, choć PIS nie rządzi od 6 lat. Za tą zasłoną wszelkie instrumenty realnej wolności ulegają systematycznej redukcji. Objawem i gwarancją demokracji ma być dostęp do internetu.

Na styku z realiami takimi jak dostęp do pracy czy służby zdrowia żadna narracyjna zasłona dymna nie jest
skuteczna, sięga się więc po narracje zaczerpnięte ze środowisk pozytecznych idiotów - narracje libertariańskie i wolnorynkowe, żeby ścierały się, w myśl zasady dziel i rządź, z narracjami wspierającymi regulacje państwowe i ingerencję państwa w procesy gospodarcze. Szermuje się fałszywymi, znacznie zaniżonymi danymi na temat stopy bezrobocia, nie uwzględniającymi osób nie rejestowanych, bądź wygnanych na emigrację. W ramach takich narracji umowy śmieciowe urastają do rangi dobrodziejstwa i niezależności od państwowej nadregulacji.

Osłabione narracje dotyczące "chleba" kompensuje się narracjami dotyczącymi "igrzysk".Najpierw był Małysz na skoczni, teraz jest Małysz za kółkiem w rajdzie Dakar, bo Kubica wypadł z gry. W piłce nożnej zrezygnowano ze źle kojarzących się symboli w rodzaju Basenu Narodowego wysuwając na pierwszy plan narracje personalne związane z nazwiskami takimi jak Benhakker, Smuda czy teraz Fornalik, Mourinhio czy Guardiola, z Borussią Dortmund czy tranferami. Media doskonale się nadają do robienia wody z mózgu.

Brak głosów